Rozdział 5

99 11 2
                                    

Rozdział 5

Księżniczka Anne de Valois

Od rana słyszałam jak służący się krzątają, aby zapakować kilkanaście karoc w drogę do jednej z siedzib Hamiltonów, w której mieliśmy spędzić nasz miesiąc miodowy. Nie myślałam nawet, aby wystawić czubek swojego nosa zza zamkowych murów szkockiego dworu, a co dopiero, aby nadzorować to wszystko, co wciąż było dla mnie olbrzymią farsą.

Siedziałam właśnie na wygodnym krześle w swojej komnacie, gdzie wyszywałam chustkę z inicjałami moich rodziców. Planowałam wysłać ją do matki. Liczyłam, że jest w głębi dumna, że tak dużo potrafię. Byłam pewna, że same najlepsze cechy odziedziczyłam po niej. Moje zamiłowanie do języków nie wzięło się znikąd. Rodzicielka ma władała kilkoma.

Zbliżało się póżne popołudnie, a ja byłam pewna, że ktoś zaraz po mnie przyjdzie. Wiedziłam, że Jerzemu zależy na wyjeździe jeszcze dzisiaj. Wcale się nie pomyliłam!

- Anne. Anne?

Spojrzałam na Jerzego, który prezentował się przede mną w czarnych aksamitach i dublecie z czerwonym piórem.

- Wyszywam właśnie dla swojej matki.

- Jedziesz tak ubrana?

- Jadę? - Udałam zaskoczoną. - Gdzie?

- W naszą podróż poślubną.

- A to! - Machnęłam dłonią. - Pojedziesz sam, bo ja się nigdzie stąd nie wybieram.

Posłałam fałszywy uśmiech swojemu mężowi i nie zwracając uwagi na to, że zrobił się niemal purpurowy na twarzy, wróciłam do wyszywania.

- Twój brat wszystko zaplanował...

- Właśnie, mój brat! - Przerwałam mu. - Jedź z nim. Jesteście w świetnej komitywie.

- Jesteś moją żoną.

- Nie! - Krzyknęłam, podnosząc się z krzesła i podchodząc na tyle blisko, aby mężczyzna mógł poczuć mój oddech. - Dla Ciebiej jestem Jej Królewską Wysokością, Księżniczką Anną Walezjuszką, Księżniczką Francji i Szkocji, a ty... Jesteś Hamiltonem... Tylko i wyłącznie.

Ostatnie trzy słowa dodałam niemal szeptem, po czym opuściłam komnatę i udałam się do ogrodów, w których oczywiście nie było ciepło.
Mieliśmy listopad, zatem nic w tym dziwnego.

- Anne?! Anne? - Słyszałam głos brata, którego  najwidoczniej doszły już słuchy o moim "niepoważnym" zachowaniu.

W końcu znalazł mnie na ławce, która była zakryta z niemal każdej strony przed potężne drzewa.

- Co ty znów wyprawiasz?

- Ja wyprawiam? Czyżby? - Spytałam znieważająco, wciąż wyszywając chustę, nie podniosłam nawet wzroku w jego kierunku.

- Cała podróż jest już zaplanowana.

- Ja się nigdzie nie wybieram. Wystarczy, że wepchnąłeś mnie do łoża z obcym mężczyzną. Do komnaty niewieściej już mnie nie wepchniesz.

Odpowiedziałam twardo, ale spokojnie. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że mój spokój w niektórych sytuacjach, doprowadza innych do szaleństwa.

- O czym Ty znowu prawisz? - Westchnął.

- Nie postępujesz po rycersku i ja także nie mam zamiaru.

- Przecież wszyscy będziemy na ciebie czekać na dworze.

Mój brat tym razem starał się mnie przekonać do swoich racji po dobroci, ale ja wiedziałam, że na nic się to nie zda.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Apr 01, 2019 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Flùr na h-AlbaWhere stories live. Discover now