Prolog

16 3 1
                                    


Łuck – październik 1863


 Ta, apteka była tutaj zawsze tak bardzo zawsze, że mieszkańcy nie zauważyli, nawet że obok nazwiska dotychczasowej właścicielki, doszło drugie; męża jej córki. Mieszkańcy Łucka i nierzadko mieszkańców całego Wołynia, zaglądali tutaj do sędziwej już znachorki, której rodzina – jak mówiono – mieszkała tutaj, jeszcze bardziej od zawsze niż apteka. Najstarsi mieszkańcy Łucka, kiedy byli dziećmi słyszeli od swoich dziadków, że ich dziadkowie widzieli, że pierwsza znachorka z rodziny zadała czary szlachcicowi, który pomógł miastu stać się miastem czterysta lat wcześniej. A były to wieki, w których rugowano worożychy i wypędzano je do lasu. 

Może i nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, ale za teorią, iż jest to ród wiedźm przemawia argument rudych jak miedź włosów i fiołkowych oczu – w co drugim pokoleniu dziedziczonych tylko w linii żeńskiej (!).

 Zofia, aktualne nestorka rodziny, wydała dwa miesiące temu swoją córkę Grażynę, za polskiego szlachcica kresowego. Który, aby spełnić warunki teściowej wyjechał na studia farmaceutyczne do Krakowa. Kiedy Karol, się sprawdził również w praktyce prowadzenia interesu zgodziła się na przyjęcie go do rodziny, od tej pory na szyldzie oprócz nazwiska Nałęcz, widniało Trivaszenko, z herbem, czerwonego pawia na tarczy. Geneza tego herbu nigdy nie była jasna, a i sam ród sygnujący się nim żył jako tak zwana szlachta mniejsza i częściej niż z szablą u boku chodzili z pługami, orząc swoją ziemię. Karol, był wyjątkiem, a dodatkową motywacje przyniosła mu Grazia – jak miał zwyczaj zdrabniać imię swojej ukochanej. Zawsze marzył o wielkiej karierze i sławie, by być sławnym w swoim rodzie, tak aby przyszłe pokolenia czerpały z przywilejów szlacheckich w wolnej Polsce.

– Trivaszenko, brzmi Małopolsko, mało magnacko, ale nie był przecież jedynym szlachcicem na kresach, gorzej z nazwiskami mają Ci z Inflant, w Łatgalii na przykład. W Krakowie, poznałem takiego jednego Boroch miał na nazwisko, brzmi bardzo Prusko, ale sygnował się herbem i chwalił się historią rodu, podobno usarzy – powiedział, wracając do jedzenia kaczki – z resztą, pewnie go poznacie, ma przyjechać w odwiedziny. Zapisałem się do czerwonych – powiedział i wytarł usta, patrząc na swoją żonę, łapiąc ją za rękę. – Mamy, plan, jak zdobyć coś więcej niż Królestwo, sięgające lekko poza Mazowsze – powiedział, pełen wiary. 


-Nad stołem zapadła cisza. Grażyna spojrzała kontrolnie na matkę, której fioletowe oczy przygasły w jednej chwili. – Dużo do uzyskania, ale i dużo do stracenia... listopad nic nie dał do myślenia? – zagadnęła z bólem, powstanie sprzed trzydziestu lat pochłonęło wiele żyć i widać, było zabiło w narodzie niemal całkowicie wolę i nadzieje na wolność. Miło było pomyśleć o wolnej Polsce, sięgającej znów od morza do morza, żeby móc swobodnie jechać do Gdańska. Grażyna jednak była świadoma, że jeżeli rozsierdzą Cara, ten może stłamsić Litwę, a Czechy zagarnie cesarstwo. Serce kazało jej wierzyć w cud, pomyślności działania, ale chłodny rozum, dzięki któremu umiała doradzić choremu i uwarzyć leki, kazał odczekać jeszcze moment przed takim ruchem. 

Małżonek, puścił jej rękę
– Czemu nie chcesz mi pomóc? – zapytał, spokojnie, choć z jawnym żalem w oczach – kochanie, przecież wiesz, że patriotyzm to fundament naszej relacji. Mamy ten sam cel, po prostu się boję – przyznała. Na to, Zofia wstała głośno od stołu. – Zrobię wróżby, na powodzenie tego przedsięwzięcia – stwierdziła, zgarniając krótkie siwiejące już rude włosy za ucho. Karola, to uszczęśliwiło odetchnął, a kiedy kobieta odeszła z jego „dziękuję, matulu" pokazał żonie jak, bardzo zależy mu na jej wsparciu tak, jak tylko mąż to potrafi. 

Ogień i StalWhere stories live. Discover now