Wendy P.O.V.
— To ten widelec jest do czego? — zapytałam z rozchylonymi ustami. Ceddar siedziała na miejscu przez mną i nie więcej ode mnie wiedziała. Ja przecież trochę żyłam w Londynie i powinnam się w miarę znać się na etykiecie. Okazuje się, że kojrzę tylko: nóż, widelec i łyżkę, oraz małe wersje dwóch ostatnich.
— Ta jest do bulionu — kobieta o długiej twarzy i szpiczastej brodzie uniosła okrągła łyżkę pokazując mi ją przed oczami — Za to ta jest do herbaty, a ta do lodów — odłożyła wszystkie i wpatrywała się we mnie z wyczekiwaniem.
Uniósłam na nią wzrok sugerujący, że nie mam pojęcia o czym mówi. Z jednej strony wszystko zrozumiałam, a z drugiej nic nie pamiętałam.
Jak zawsze.
— No dobrze, zostawmy to. Poćwicz sobie — westchnęła i podała mi zestaw noży odchodząc do Ceddar. Brunetka widząc, że kobieta kieruje się w jej stronę, od razy wytrzeszczyła oczy i odsunęła się od stołu.
Zaśmiałam się pod nosem i obejrzałam sztućce. Dla mnie każdy był taki sam. Dosłownie identyczny. Może tylko wielkość troszeczkę inna.
Tylko powie mi ktoś jakim cudem ja mam się nauczyć kilkunastu narzędzi do jedzenia i ich przeznaczenia? Jeśli zapamiętam dwa, to będzie cud.
Skrzywiłam się oglądając z bliska nóż możliwe, że do masła, a możliwe, że do steków.
Jezus.
— A więc ta jest do sosów? — zapytała Ceddar, ale nie podniosłam wzroku, bo oglądałam z każdej strony dwuzębny widelec* wyglądał, jak trójząb władcy mórz.
Chuda kobieta wyprostowała się i westchnęła, zmęczona naszą bezowocną nauką. Obie podniosłysmy na nią spojrzenia zupełnych idiotek i czekałyśmy na werdykt.
— Co zapamiętałyście, to zapamiętałyście. Przejdziemy do ułożenia sztućców — wywróciłam oczami, a Ceddar głośno jęknęła uderzając głowa w stół — To jest właśnie brak kultury. Dziewczyny, skąd wyście się wzięły? — szepnęła zbulwersowana mentorka mierząc nas spojrzeniem.
Westchnęłam i oparłam się na ręce, odwracając od niej. Za oknem były ciekawsze widoki.
— Panno Wendy. Jak ustawić sztućce na talerzu tak, by poinformować zgromadzonych bez słów, że prosi się o drugie danie?
Co?
Spojrzałam na nią ze zmarszczonymi brwiami.
Skąd ja mam to niby wiedzieć?
Wydymałam usta i spojrzałam na nią niewinnym wzrokiem. Kobieta chwilę czekała na odpowiedź, a po tym zacisnęła wargi i przetarła twarz z politowaniem.
— Ustawiasz na krzyż widelec na nożu — podeszła do mnie i trzęsącymi się ze złości rękami cisnęła ostrze na talerz, a na nie trójzębne narzędzie — O tak.
— Ale spokojnie — powiedziałam, na co Ceddar zasłoniła usta, żeby się nie roześmiać. Sara wyprostowała się i złapała za włosy odchodząc od nas.
— Nie wierzę w to, co się tu dzieje — szepnęła do siebie wzdychając przeciągle.
***
— Mam machać prawą, czy lewą ręką? — zapytała Ceddar przyglądając się swoim dłoniom. Kobieta zrezygnowanie leżąc na stole, ledwo uniosła na nią spojrzenie.
— To nie ma znaczenia — wychrypiała.
— A jak mamy się zachowywać przy gościach? — zapytałam przekrzywiając głowę. Sara była już wykończona. I o to nam też chodziło. Może i biedna babka się trochę pomeczy, ale my stracimy bezsensowne godziny nauki nas naszą etykietą. Przecież jakoś sobie poradzimy.
— Podtrzymujcie rozmowę. Nie wolno zadawać pytań o wiek i interesujące tematy — powiedziała beznamiętnie nie podnosząc się ze swojej bezpiecznej pozycji — Pytajcie o pogodę, chwalcie strój i uśmiechajcie się często.
Spojrzałam na Ceddar, a ona na mnie. Uśmiechnęłyśmy się z uznaniem.
— Dziękujemy za lekcje, Saro. Miłego dnia — poklepałam ją po ramieniu i z prędkością światła podbiegłam z Ceddar do drzwi, za którymi niemal od razu zniknęłyśmy.
***
— Nie wiem czego się spodziewać — szepnęłam do Ceddar. Przemierzałyśmy długi korytarz, na którego końcu znajdowały się małe zielonkawe drzwi. Przed nimi stała rzeźba półnagiej kobiety, a na którą się skrzywiłam.
— Też nie — mruknęła brunetka i położyła rękę na skrzydle.
Wymieniłyśmy spojrzenia, a dziewczyna pchnęła drzwi otwierając średniej wielkości pokój z dużą ilością luster.
Z sufitu jakżeby inaczej zwisał brylantowy żyrandol, a podłoga wyłożona była drewnianymi panelami tak już starymi i zjechanymi, że świadczyły o latach ćwiczeń. Dwie główne ściany były praktycznie zupełnie doświetlone ogromnymi zaokrąglonymi oknami, co dawało ślicznego efektu.
— Witam Mademoiselle! Zgaduję, że przybyliście tu, żeby uczyć się tańca! — niski mężczyzna podbiegł do nas tak znienacka, że nawet ja się cofnęłam. Nie mówiąc już o Ceddar, która niemal wpadła na drzwi — Nazywam się Maurice!
Facet oparł się rękami na biodrach i wyszczerzył do nas niepokojąco. Pod nosem miał duże, ułożone czarne wąsy. Na głowie ulizane żelem kręcone włosy. Przyodziany był w żakiecik i żółtą kamizelkę pod spodem.
— Siem...witam — w ostatnim momencie urwałam i uśmiechnęłam się maskując wszysko.
— Co tak stroicie?! — krzyknął Maurice i złapał mnie za nadgarstek bardzo mocno ciągnąc na parkiet — Jesteś Wendy, prawda?
Skąd oni wszyscy znają moje imię?
Mężczyzna w bardzo ekspresyjny sposób mówił niemal i nie było w tym nic złego, ale nieco ciężko było mi nadążyć. Nawet mi. Zaśmiałam sie głośnio, gdy zakręcił mnie wokół siebie. Jak na razie lekcje tańca podobały mi się o wiele bardziej, niż te dotyczące etykiety. Przynajmniej się coś działo.
Nasze miary wzięła już panna Dancy, więc po tych dzikich dęsach chyba mamy wolne. Chciałbym zwiedzić ten zamek, żeby się nim nacieszyć. No i wybrać się na polowanie z książętami jakkolwiek by to nie było niestosowne.
— Zacznijmy od czegoś prostego — klasnął wesoło Maurice — Ceddar, chodź do nas — brunetka rozejrzała się i posłusznie podeszła do niego, ale powolnym krokiem — więc tak. Podnieście po jednej ręce i stańcie obok siebie — poprosił i ustawił nas przy ścianie — Nie, Wendy bardziej w prawo. Ceddar mmm... — złapał się za brodę — Nie do końca.
Spojrzałam na dziewczynę. Zapowiadała się ciężkie i bardzo długa lekcja.
— Unieście ręce... — zrobiłyśmy, co kazał — ...ale nie tak, nie tak — zaczął klaskać i krzywić się — ...tu musi być ta...ta finezja. Musi być zawarta — szepnął do siebie.
O super, wariat.
Spojrzałam na Ceddar. Jak narazie przydarzały nam się same zupełnie absurdalne sytuacje. Dziwaczna i wredna królowa, której zdecydowałam się nawet nie słuchać wpadając w wir żarcia. Darcy, która akurat była spoko. W sensie nie odzywała się prawie w ogóle, a po zabraniu naszych miar, wywaliła nas za drzwi. Sarę załamałyśmy naszą etykietą, ale i tak ta lekcja była bezużyteczna. Liczę jednak, że coś zapamiętałyśmy i nie zrobimy z siebieo idiotek na balu.