Już nigdy

802 43 9
                                    


Promienie słońca odbijały się od spokojnej tafli jeziora, zmuszając do mrużenia oczu, ale patrzyła na ten niesamowicie piękny widok.

Uspokajał ją, dawał siłę, napędzał do życia.

Egzaminy końcowe zbliżały się z szybkością galopującego, przerażonego konia. Góry przerzucanych książek brzmiały jak tętent kopyt uderzających o rozgrzaną słońcem ziemię. A szelest pergaminów nadal słyszała w uszach, chociaż wyszła ze szkoły dobre kilka godzin temu, zostawiając na łóżku niedokończone wypracowanie dla McGonagall.

Westchnęła cicho, zdając sobie sprawę, że zanim słońce popełni po raz kolejny samobójstwo, topiąc się w otchłani jeziora, będzie musiała wrócić do dormitorium, do życia, które od kilku miesięcy przestało mieć dla niej takie znaczenie, jak kiedyś.

Uniosła nieco głowę, patrząc na zamek górujący w oddali nad niewielkimi pagórkami. Dokładnie po drugiej stronie jeziora.

Hogwart.

Jej drugi dom.

Jęknęła z rozkoszą, czując na rozgrzanym karku delikatny dotyk palców, który po chwili został zastąpiony miękkością ust. Przymknęła oczy, poddając się niesamowitemu uczuciu, pozwalając, by całe ciało zareagowało silnym podnieceniem.

Zawsze tak na nią działał.

Jego dotyk.

Pocałunki.

Bliskość.

I zapach, który wiedziała, że zapamięta do końca życia.

Drogie perfumy wymieszane z delikatną wonią wiatru i papierosów.

Pocałunki stały się mocniejsze, bardziej natarczywe, sprawiając, że spomiędzy jej ust wydostało się głębokie westchnienie pełne nieokiełznanej rozkoszy.

– Czy kiedyś będę na ciebie odporna? – szepnęła, pozwalając, by palce chłopaka przesunęły się po szyi i delikatnie odwróciły jej twarz. – Czy kiedyś przestaniesz tak na mnie działać? – Odchyliła się w tył, opierając rękami o drewniany podest pomostu.

– Aż tak bardzo tego chcesz? – odpowiedział pytaniem, przegryzając skórę na szyi i otulając jej półnagie, odziane tylko w koszulę, ciało. Poczuła, jak biały materiał zsuwa się z ramion, ukazując chłopakowi wzgórki piersi.

– Życie byłoby łatwiejsze. – Pozwoliła, by położył ją na rozgrzanym drewnie. – O wiele prostsze – westchnęła, wyginając plecy w łuk, gdy chciwe palce odnalazły jej skomlące o pieszczoty wnętrze.

– Życie beze mnie byłoby łatwiejsze, Granger? – parsknął śmiechem, doprowadzając jej kobiecość do granic. – Jesteś pewna, że umiałabyś bez tego żyć? Żyć beze mnie?

Nie czekał na odpowiedź, chociaż tak bardzo chciała to z siebie wydusić. Przyspieszył ruchy dłoni, równocześnie napierając na jej opuchnięte usta wargami.

Robił tak za każdym razem.

Za każdym razem tłamsił jej wewnętrzną lwicę, karał rozkoszą za chwilę słabości, tresował niczym domowe zwierzątko, całkowicie od siebie uzależniając.

Krzyknęła, gdy bolesna rozkosz wypełniła jej umysł i każdą komórkę ciała. 

Wiła się, błagając w myślach, by nigdy się to nie kończyło, a on, cholerny książę Slytherinu triumfował, ponieważ po raz kolejny poskromił Hermionę Granger. 

Poskromił Gryfonkę, przyjaciółkę Wybrańca, pupilkę nauczycieli.

– Nigdy mi się to nie znudzi – szepnął, zmuszając, by uchyliła powieki i spojrzała wprost w srebrzyste oczy. Był tak blisko, że widziała błękitne pasma tęczówek. Widziała swoje odbicie w rozszerzonych podnieceniem źrenicach.

Zawsze / Miniaturki DramioneWhere stories live. Discover now