Teraz albo nigdy

1K 63 28
                                    

– Mam dość! – pusty ciemny korytarz rozbrzmiewa moim krzykiem. Nie przejmuję się, że mogę obudzić połowę Hogwartu.

Wzbierające we mnie od kilku miesięcy uczucia w końcu dają ujście.

Teraz i tutaj.

Stajesz i obracasz się wolno w moją stronę. W świetle pochodni wyglądasz jak anioł. Jedna brew unosi się ku górze, a na ustach pojawia się leniwy uśmiech. Chowasz dłonie do kieszeni, próbując ukryć przede mną zaskoczenie.

– Dość? – pytasz, robiąc krok w moim kierunku. Zbliżasz się coraz bardziej z gracją polującego kota. Wiem, co próbujesz zrobić.

– Tak. Mam dość – powtarzam, unosząc głowę tak, by móc spojrzeć prosto w te hipnotyzujące oczy.

Nie przejmujesz się moją wyciągniętą różdżką. Kładziesz na niej dłoń, jakbyś chciał mi zakomunikować, że nie dam rady zrobić ci krzywdy.

– Czego konkretnie masz dość, Granger? – Jesteś tak blisko, że czuję twój zniewalający zapach. Nie musisz nic robić. Bezwiednie się cofam i wpadam plecami na zimną ścianę. – Czego masz dość? – powtarzasz z naciskiem, opierając dłonie o zimną powierzchnię. Więzisz mnie w tej prowizorycznej klatce z twoich ramion, sprawiając, że nie mam odwagi wziąć nawet oddechu. – Słucham pani prefekt.

Zaciskam dłoń na różdżce, by zorientować się, że nie jestem w stanie jej użyć. Opuszczam wzrok, nie mogąc znieść twojego spojrzenia.

– Ja już dłużej tak nie chcę – szepczę, ale jestem pewna, że mnie słyszysz. – Ja...

Wcale nie przejmujesz się moimi słowami. Kciukiem suniesz po mojej szczęce, by zahaczyć o dolną wargę, uwalniając ją od moich zębów. Nawet nie wiem, kiedy ją przygryzłam.

– Kontynuuj – mruczysz.

Dlaczego mi to robisz? Czemu zawsze sprawiasz, że tracę całą gryfońską odwagę, a honor wyrzucam do kosza? Jak to robisz, że nikt się nie liczy, oprócz ciebie i twoich ust?

Mój wzrok pada na odznakę przyczepioną do twojej szaty. Uśmiecham się bezwiednie, przypominając sobie, że właśnie ten kawałek metalu z wyrytym: Prefekt Slytherinu, stał się przyczyną tego wszystkiego.

Przesuwam palcami po ostrych krawędziach. Chłód w połączeniu z twoim gorącym oddechem na mojej twarzy sprawia, że drżę.

Opuszczam dłoń. Biorę głęboki wdech, chcąc przywołać gryfońskiego lwa, który od kilku tygodni skrył się przed tym ślizgońskim dupkiem.

Teraz albo nigdy.

– Nie chcę już być tą drugą – mówię, zaskoczona tym jak pewnie i silnie to brzmi.

Zamierasz, wstrzymujesz oddech, jednak się nie odsuwasz. Tkwimy w tej cholernej bliskości, chłonąc to, co najpewniej już nigdy się nie powtórzy.

– Co? – wyrzucasz z siebie chłodne parsknięcie. – Żartujesz?

– Nie. – Znów podnoszę głowę i nasze spojrzenia się krzyżują. Mrużysz oczy, próbując odgadnąć, o czym właściwie mówię i do czego to ma prowadzić.

Odpychasz się od ściany jednym gwałtownym ruchem, zwiększając odległość między nami. Chłód, który ogarnia moje ciało, sprawia, że znów tracę odwagę.

Jednak nie mogę zawrócić.

Już nie.

Zaciskasz szczęki, patrząc, jakbyś widział mnie po raz pierwszy. Odgarniasz włosy z czoła, które usilnie opadają ci na oczy. Widzę, że coś się w tobie kotłuje. Chcesz coś powiedzieć, jednak milczysz. Korzystam z okazji i kończę to, co zaczęłam:

Zawsze / Miniaturki DramioneWhere stories live. Discover now