Rozdział dziewiąty, cz. 1 - Ja umrę, ty umrzesz

277 17 10
                                    

– Co to wszystko znaczy? – spytał cicho.

Najpierw (naiwna ja) odebrałam sposób, w jaki wypowiedział to pytanie, za grzeczne, posłuszne pogodzenie się z nowymi realiami, jednak kiedy Miller odezwał się po raz drugi, wiedziałam, że źle go zrozumiałam.

– Co to ma, kurwa mać, znaczyć?

Gdy tata oparł ręce na biodrach, z krzywym uśmiechem na twarzy kręcąc głową, instynktownie się do niego przysunęłam. Wcisnęłam dłonie do kieszeni skórzanej kurtki, by czymś je zająć; wyczułam bransoletkę, którą rano dała mi pani Miller i... 

Zmarszczyłam brwi. Tego wcześniej tu nie było. Śledziłam palcem cienki krążek, mniej więcej wielkości półdolarówki, wykonany z czegoś, co wydawało się plastikiem.

– To ja pójdę na dach. – Ender ulotnił się w mgnieniu oka; podejrzewałam, że tata musiał dać mu do zrozumienia, że wolał, by przy tym nie był. 

Miller obserwował ojca spod byka, zmrużonymi oczami, krzyżując ręce na spasionej piersi. Nadal przygryzał końcówki wąsa, co chyba weszło mu w nawyk, zauważyłam też, że trochę poczerwieniał na twarzy. 

– Myślisz, że jesteście tu mile widziani po tym, co rano odwaliliście? – wycedził. 

Ku mojemu zaskoczeniu nawet pozwolił sobie na postąpienie o krok do przodu, jakby wcale się nie bał.

Wiedziałam, że to tylko gra, zresztą nie ja jedyna.

– A ty myślisz, że ktoś cię tu pyta o zdanie? – odparł spokojnie ojciec, podejmując rzuconą rękawicę. Nieśpiesznie podszedł do Millera, ale ten się nie wycofał. – Jeżeli nie chcesz z nami jechać, droga wolna. Możesz śmiało spróbować szczęścia, tyle że bez żony i córki.

Kiedy ostatecznie Miller prychnął, ukradkowo spojrzałam na tatę. Nie miałam zielonego pojęcia, czy mówił poważnie – z jednej strony popierałam go całym sercem, ale z drugiej pamiętałam też, jak wcześniej, jeszcze w domu, mówił mi, że nie powinnam wtrącać nosa w nieswoje sprawy i nie zamęczać go cudzymi problemami. Heather i Jessie właśnie tym były – cudzymi problemami, problemami Millera, nie tatowymi. Jeżeli wcześniej, kiedy jeszcze mogliśmy wierzyć, że świat stanie na nogi, nie interesowało go to, co wyprawiał Miller, dlaczego niby miałoby mu teraz zależeć na dobru jego żony i córki?

– To, jak próbujesz nami manipulować, jest żałosne – wychrypiał Ed, potrząsając głową. Zauważyłam, że mięśnie skrzyżowanych na piersi rąk napięły się, wydawało mi się, że zaciskał dłonie w pięści. – Tak, zauważyłem to, James. Nieważne, jak bardzo chcesz się mnie pozbyć, nie zrobisz tego i doskonale o tym wiesz. Heather nigdzie się beze mnie nie ruszy, a ty w życiu nie pozwoliłbyś, żeby twoja najdroższa córcia-lesba straciła najlepszą przyjaciółkę, nie, nie...

Zamarłam, słysząc, jak wypowiedział słowo „przyjaciółkę". Spojrzałam na panią Miller, ale ta tylko w bezruchu stała u boku rozdrażnionego męża, wbijając wzrok w podłogę i próbując zlać się w jedność z tłem.

– Wiesz – kontynuował Miller, starając się brzmieć obojętnie, jakby to on był na wygranej pozycji – czasami wydaje mi się, że masz obsesję na punkcie własnego dziecka...

– Obsesję? – spytał natychmiast ojciec, unosząc brwi. Próbował rozluźnić mięśnie szczęki i nawet mu się to udało, szkoda tylko, że kosztem powoli uwypuklającej się na szyi żyły. – Ha, zabawne, właściwie bardzo zabawne. Nie oczekuję, że ktoś taki jak ty – cedził, patrząc na Millera z nieskrywanym obrzydzeniem – zrozumie, czym jest miłość do dziecka, w końcu ja każdego dnia od narodzin Sashy robiłem dla niej więcej niż ty przez całe życie dla swojej rodziny. Poza tym na twoim miejscu przejrzałbym na oczy i przyjrzał się własnej córce, bo w tym scenariuszu to nie moja jest lesbą.

Dostali jste se na konec publikovaných kapitol.

⏰ Poslední aktualizace: May 17, 2015 ⏰

Přidej si tento příběh do své knihovny, abys byl/a informován/a o nových kapitolách!

Dwukrotnie MartwiKde žijí příběhy. Začni objevovat