Rozdział 2

1.4K 40 80
                                    

Obok mnie siedziała jakaś starsza pani, zagadywała mnie co chwilę, ekscytowała się, a ja czułam się tym dziwnie poirytowana. Miałam ochotę na nią nawrzeszczeć, założyć słuchawki i całkiem o niej zapomnieć, jednak tylko wbiłam paznokcie w skórę i słuchałam w milczeniu. W końcu wymówiłam się wizytą w toalecie i tam przesiedziałam dobre kilka minut. Wróciłam na miejsce kobieta zdążyła już zmienić przedmiot zainteresowania, co przyjęłam z ulgą. Przez resztę lotu wyglądałam przez okno tak naprawdę nie dostrzegając widoków. Przed lądowaniem zaczęłam się stresować, co jak nic nie zrozumiem? przecież angielski w szkole a ten użytkowy to zupełnie dwie różne rzeczy. Co jeśli na lotnisku okaże się, że nie mam jakiś ważnych dokumentów i każą mi zawrócić? Bałam się tego scenariusza, ale jednocześnie w jakiś sposób go oczekiwałam, wtedy mogłabym dużej posiedzieć w Polsce, bo przecież mimo wielu wad, to była przecież moja ojczyzna. Starałam się skupiać na szczegółach, bo bałam się, że jeśli skupie się na najważniejszym - jak do cholery mam sobie poradzić sama - to zwariuje.

Kilka długich minut później stałam już na lotnisku, na szczęście wszystko przebiegło bez większych przeszkód. Nerwowo rozglądałam się chociaż nie do końca wiedziałam za czym -a raczej za kim - powinnam się rozglądać. Zerknęłam na telefon, dostrzegłam wiadomość, krótką ale wystarczająca by mnie uspokoić

"Czekam przy aptece
William"

Uśmiechnęłam się lekko, poprawiłam sobie torbę którą miałam na ramieniu, chwyciłam uchwyt walizki i ruszyłam przed siebie rozglądając się za symbolem apteki jednocześnie próbując na nikogo nie wpaść. Starałam się nie skupiać na szczęśliwych ludziach dookoła, ich szczęście sprawiało mi ból bo mi moje szczęście zabrano, zabrano mi też wszystko co znałam i wyrzucono mnie na obcy kontynent. Dostrzegłam symbol apteki i ruszyłam w tamtą stronę pewniej lecz po chwili zwolniłam, czy byłam gotowa? Czy mogłam być gotowa by spotkać się z moim starszym bratem? Nie znałam odpowiedzi, przygryzłam wargę, nawet gdyby odpowiedź była przecząca teraz nie miałam wyboru. Odetchnęłam głęboko

- Spokojnie, wszystko będzie dobrze - mruknęłam do siebie pod nosem w ojczystym języku, ale jak cokolwiek miało być dobrze w tej sytuacji? Za dużo pytań. Dotarłam pod aptekę i rozejrzałam się chociaż nadal nie wiedziałam za kim, dlatego nie poprosiłam go o cholerne zdjęcie?

Gdy tak stałam i rozglądałam się skołowana ktoś położył dłoń na moim ramieniu. Wzdrygnęłam się zdecydowanie nie przygotowana na to

- Aleksan...Aleksandra Monet?- powiedział ktoś z wyraźnym trudem. Odwróciłam się by spojrzeć na tego kogoś. Mężczyzna który stał przede mną był ode mnie wyższy, miał brązowe włosy i jasnoniebieskie oczy. Był ubrany w garnitur a na nadgarstku miał bogato zdobiony zegarek

- Tak?- zapytałam nie będąc pewna czy to William, no bo skąd miałam to wiedzieć? Nie miał przecież na czole wielkiego napisu "William Monet". Mężczyzna jednak uśmiechnął się lekko

- William Monet- Uśmiechnął się- Witaj w domu Aleksan...- przerwałam mu zanim dokończył

- Wystarczy Alex- odparłam, dlaczego Alex a nie Ola? Ola za bardzo przypominało mi moje stare życie, życie od którego teraz powinnam się odciąć raz na zawsze. Nowe życie nowa ja, czy jakoś tak.

Mężczyzna skinął głową.

- A więc Alex. - Wymawiał moje imię jakby z zastanowieniem, jakby badał czy dobrze leży w jego ustach - Wolisz zjeść tutaj, czy w domu?

W domu? Mój dom został przecież w Polsce.

- Może na miejscu, nie jestem teraz głodna.

- Ok.

Jezu... ta rozmowa była tak niezręczna, a przecież to był mój brat, nie powinnam się z nim jakoś dogadywać? Ale to przecież obcy dla mnie człowiek, nasze pokrewieństwo nie miało znaczenia. Will nalegał, by wziąć mój bagaż, normalnie pewnie opierałabym się dużej, przecież to ja miałam w zwyczaju pomagać innym. Ale teraz? Odmówiłam jednak powierzeniu mu swojego plecaka, nie dlatego, że miałam w nim jakieś cenne, rzeczy, po prostu nosiłam go praktycznie zawsze, i bez niego zawsze czułam się dziwnie.

Poprowadził mnie do auta, które wyglądało na okropnie drogie, bałam się trochę, że je przez przypadek zarysuje czy coś, choć to przecież nie ja miałam prowadzić. W każdym razie auto było czarne, dość smukłe, z przyciemnianymi szybami. Pewnie są kuloodporne - przemknęło mi przez myśl.

Wsiadłam bez słowa do auta i zapięłam pas. Fotele były naprawdę wygodne, ale ja po całym dniu lotu, miałam już dość siedzenia. A podróż miała nam zająć koło 2 godzin, w pewnym momencie, po prostu wyjęłam z plecaka książkę i zagłębiłam się w lekturze, przeżywanie problemów innych ludzi wydawało mi się lepsze niż przeżywanie tych własnych. Widziałam, że Will zerkał by zobaczyć co czytam, ale tytuł był po polsku więc pewnie niewiele zrozumiał.

Gdzieś w połowie drogi odłożyłam książkę do plecaka zmęczona wpatrywaniem się w literki.

- Jaki właściwie jest Vincent? Bo to on jest moim opiekunem prawnym nie? - Will spojrzałam na mnie w pierwszej chwili zdumiony, tym że zaczęłam rozmowę, do tej pory to on inicjował wszelkie interakcje między nami.

- Tak, Vincent... - zamyślił się na chwilę - On dość dużo pracuje, dlatego tez to ja cię odbieram z lotniska, bo jemu wypadło coś ważnego. Właściwie, dlaczego pytasz, przecież i tak za niedługo go poznasz?

- Jestem ciekawa jakim słowami mogą opisać go najbliżsi ludzie, przed którymi naprawdę jest sobą. Ja na razie pozostaje obca, więc nie ujawni się przede mną całkowicie, może to zrobić w większym lub mniejszym stopniu, ale raczej nie zrobi tego całkiem.

- Nie jesteś obca, jesteś naszą rodziną.

spojrzałam na niego z lekkim rozbawieniem, choć w środku wcale go nie czułam.

- Oczywiście, że jestem obca, nie ważne jak blisko jesteśmy spokrewnieni. Wy mnie nie znacie, a ja nie znam was, więc to oczywiste, że oboje będziemy nosić przed sobą maskę, przynajmniej na początku. No więc opowiesz?

Will westchnął ale jednak opowiedział

- Vince, jest bardzo odpowiedzialny, ale nie wiem do końca czy ta cecha charakteru była w nim od początku, czy nabył ją dopiero z czasem, wiesz on jest z nas najstarszy i widział najwięcej, ale tez musiał przejąć biznes w młodym wieku, co go do pewnego stopnia ukształtowało.

Miałam ochotę zapytać, co takiego widział. Ale miałam wrażenie, że to nie jest odpowiedni moment. Z resztą i tak już chwilę później dojechaliśmy na miejsce, wysoka brama rozsunęła się automatycznie, a potem musieliśmy pojechać przez jakiś czas by naszym oczom ukazał się dom.

Nowa Rodzina MonetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz