Rozdział 23

270 16 26
                                    

Shane położył dłoń na moim ramieniu

- Chodź Alex- powiedział dziwnie troskliwym głosem, widziałam że był zaniepokojony tym wszystkim co się działo. Wstałam i poszłam razem z nim do samochodu, dostrzegłam, że zaczęły spadać pierwsze płatki śniegu.

Wyjechaliśmy z garażu a później z placu, Shane włączył naszą ulubioną playlistę nad którą razem siedzieliśmy jednego dnia.

Patrzyłam zamyślona przez szybę na wirujące w powietrzu drobinki śniegu

- Uwielbiam zimę- rzucił Shane co wyrwało mnie z zamyślenia- Tony za to całkiem odwrotnie- zaśmiał się chociaż dało się wyczuć smutek

- Ostatnio wasze relacje się pogorszyły- powiedziałam niepewnie. Tony nieznacznie skinął głową

- Tak jakoś wyszło- mruknął - Ale to nic takiego, pewnie za jakiś czas mu przejdzie

- To moja wina, prawda?

- Co? Nie! Oczywiście że nie!- zaprzeczył niemal od razu i spojrzał na mnie w lusterku.

- Widzę przecież, już nie raz się kłóciliśmy przeze mnie- mruknęłam

Spodziewałam się że moja obecność tutaj sprawi wiele problemów jednak nie chciałam niszczyć więzi budowanych od zawsze.

Tony zatrzymał się gdzieś na uboczu i wysiadł z samochodu. Podążyłam za nim i oboje usiedliśmy na masce samochodu. Shane zdjął swoją bluzę i zarzucił mi ją na ramiona.

Śnieg padał coraz gęściej jednak niezbyt nam to przeszkadzało

- Tony jest po prostu... Głupi. Mimo że jesteśmy bliźniakami strasznie się różnimy ale i tak kocham tego idiotę- zaśmiał się cicho- Jestem pewien, że w końcu się ogarnie i wszystko wróci do normy- Uśmiechnął się smutno patrząc w niebo na spadające płatki śniegu

- Nie chciałam niszczyć waszej więzi- mruknęłam spoglądając na niego, on tylko się uśmiechnął, nie spojrzał na mnie

- Wiem, nic nie zniszczyłaś. Czasami mamy takie momenty jak to rodzeństwo

Nie odpowiedziałam już nic, Shane objął mnie ramieniem i siedzieliśmy tak przez chwilę. Chłopak zaczął nucić jakąś świąteczną piosenkę a ja przymknęłam oczy starając się cieszyć chwilą

Gdy oboje byliśmy już cali mokrzy i zmarznięci od śniegu wróciliśmy do samochodu i pojechaliśmy do domu

***

Święta bożego narodzenia zbliżały się wielkimi krokami o czym niestety nie mogłam zapomnieć gdyż przypominały mi o tym kolendy lecące z każdego miejsca w jakim się pojawiłam. Dlatego też w końcu zaczęłam spotykać się z innymi tylko w domach, by nie musieć widzieć tych wszystkich dekoracji. Właściwie nie wiedziałam do końca dlaczego tak bardzo mi to przeszkadza. Wcześniej lubiłam te święta, lubiłam spędzeć czas z rodziną, ten ciepły klimat jaki panował dookoła. Ale może wlaśnie w tym rzecz, teraz nie miałam ludzi z którymi zwykle spędzalam ten czas. Mimo, że teraz miałam braci, to jednak byli dla mnie nadal obcy ludzie, którzy w dodatku często nie chcieli nawet ze mną rozmawiać. No poza Shanem, jako jedyny się mną jakkolwiek interesował

Jakkolwiek bym się nie starała, święta w końcu nadeszły. Kilka dni wcześniej siedziałam z Eugenią w kuchni, okazało się, że jedzenie właściwie nie różni się od tego na święto dziękczynienia, a ja zdałam sobie sprawę jak bardzo brakuje mi Polskich dań. Dlatego też dzień przed wigilią siedziałam w kuchni i lepiłam pierogi ze starego przepisu mojej babci.

Gdy na chwilę zatrzymałam muzykę w słuchawkach, usłyszałam śmiech Dylana. Cichy i chrapliwy. Siedział z Tonym przed telewizorem, który był jednak wyłączony. Przez chwilę stałam ukryta za ścianą kuchenną, a potem wróciłam na swoje miejsce przy stole. W jakiś sposób widok tak wyluzowanego Dylana sprawił, że zrobiło mi się smutno. To wcale nie on był taki zły, po prostu nie chciał się zemną zadawać. Byłam obca i tak właśnie się czułam. Nie zmieniała tego przyjazna postawa Shane'a.

Nowa Rodzina MonetDonde viven las historias. Descúbrelo ahora