Rozdział 5

885 30 68
                                    

Siedziałam na swoim łóżku wtulona w koc, próbowałam się uspokoić lecz ciągle cała drżałam. Minęło może 10 minut odkąd tu przyszłam gdy usłyszałam pukanie do drzwi. Lekko się spięłam gdy usłyszałam pukanie do drzwi, myślałam że to Vincent przyszedł dać mi reprymendę za moje zachowanie lecz w drzwiach zamiast mojego najstarszego brata stanął Will, nie wyglądał na złego lecz zmartwionego. No tak... Vince pewnie już mu o wszystkim powiedział

-Hej, mogę wejść?- zapytał łagodnie a ja pokiwałam nie pewnie głową. Obserwowałam go gdy wchodził do środka i zmierzał w moim kierunku, usiadł na brzegu mojego łóżka i potarł nerwowo kark nie wiedząc jak zacząć

- Vincent ci już powiedział o moim wybuchu złości?- mruknęłam chociaż było to dosyć oczywiste a to że pokiwał lekko głową tylko mnie w tym utwierdziło

- Tak, mówił mi o tym. Ale nie martw się, nie jest on na Ciebie zły- zapewnił z delikatnym uśmiechem- Po prostu zmartwiło go twoje zachowanie a Vince... Cóż nie jest zbyt dobry w okazywaniu uczuć- zaśmiał się nerwowo

- Więc wysłał Ciebie byś dał mi reprymendę?- zapytałam starając się ukryć irytację, Will jednak pokręcił przecząco głową

- Nie, nic z tych rzeczy. Właściwie przyszedłem do Ciebie z propozycją, widzę że jest ci naprawdę ciężko i pomyślałem... Pomyślałem że może taki kotek albo piesek pomógłby ci zająć czymś myśli i może nawet pomógłby ci poradzić sobie z tym co czujesz- powiedział łagodnie choć jakby niepewnie a mi na słowo "kotek" rozbłysnęły oczy

- Mogę... Mogę mieć kotka?- zapytałam z nadzieja w głosie a chłopak pokiwał głową- Od zawsze marzyłam o mainecoonie tyle że w naszym mieszkaniu nie mogliśmy mieć niestety zwierząt- oczy lekko mi się zaszkliły na wspomnienie starego domu, William położył mi dłoń na ramieniu

- Dobrze, więc będziesz miała minecoona- uśmiechnął się- Masz już jakieś pomysły na imię?- pokiwałam energicznie głową

- Jak będzie to kotka to chciałabym nazwać ją Kirke bo to jedna z moich postaci ulubionych mitologicznych, z resztą jest uważana, za symbol zmysłowości, magii i niebezpieczeństwa a to mi jakoś pasuje do kotki - na temat tej postaci mogłabym mówić naprawdę długi, z resztą jak na temat całej mitologii, tej greckiej i innych, lubiłam między innymi mitologie chińską, bo tam nie było jasno ustalonego najważniejszego boga chociaż najprawdopodobniej zawsze wymawiałam, źle ich imona - a jak kocur to może być Albert- powiedziałam z uśmiechem patrząc na rozbawionego a jednocześnie skołowanego Willa który tylko pokiwał głową. Wtedy zrobiłam coś czego nie spodziewałam się po sobie, przytuliłam go. Fakt, lubiłam bliskość ale on był mi tak naprawdę obcy a jednak czułam, że mogę mu zaufać

Will natychmiast mnie objął, a ja poczułam się dużo lepiej. Dawał mi ciepło i spokój. W jego objęciach czułam się prawie jak w domu. Prawie.

Gdy Will poszedł pomóc w czymś Vincentowi zeszłam na dół bo głód mimo wszystko dawał mi się we znaki. W kuchni spotkałam jakąś kobietę, była dość niska, ale na twarzy miała ciepły uśmiech. Natychmiast domyśliłam się że to nasza gosposia.

- Dzień dobry, jestem Alex.

- Och witaj kochanie, zrobię ci śniadanie, czego sobie życzysz? Może naleśniki, albo jajecznica?

- Mogą być naleśniki- odparłam- Pomóc w czymś?- zapytałam przyzwyczajona do tego że zawsze pomagałam przy gotowaniu

- Nie trzeba- powiedziała ciepłym głosem i zaczęła przygotowywać naleśniki, usiadłam przy stole i przyglądałam się, panowała taka niezręczna cisza której nie umiałam przerwać. Po chwili gosposia położyła przede mną talerz z naleśnikami, podziękowałam grzecznie a ona zniknęła gdzieś zapewne do innych swoich obowiązków. Chciałam zjeść sobie w spokoju ale ciszę przerwali Shane i Tony którzy weszli do kuchni drocząc się. Gdy mnie dostrzegli usiedli po obu stronach

Nowa Rodzina MonetWhere stories live. Discover now