| Sezon 10 - Rozdział 28 |

492 29 23
                                    

Ciemny dym otaczał go z każdej ze stron, zmieniając po kolei uciekających w panice ludzi w kamień.

– Oni wrócą. – usłyszał głos swojego ojca.

Zrobił następny krok, by zobaczyć przed sobą zmienioną w kamień Amber. Twarz dziewczyny wyrażała czysty strach, który na jej widok pojawił się także u niego.

Zobaczył twarz ojca, którego oczy błysnęły fioletową barwą, a z jego ust wyrwał się głos.

– Idą tu.

Chłopak podniósł się energicznym ruchem, próbując złapać oddech. Jego oczy rozbłysnęły na zielono, a on zaczął motać wzrokiem po pokoju, chcąc znaleźć Amber.

Poczuł czyjeś ręce, które przyciągnęły go do siebie.

– Wszystko dobrze, dzieciaku. – brzmienie Amber od razu wybudziło go z paniki. – To tylko zły sen. Jesteś tutaj bezpieczny.

Pomasowała jego kark, wiedząc już co robić w takich sytuacjach. Po raz kolejny zakradła się do jego pokoju, chcąc nad nim czuwać. Gdyby pozostali dowiedzieli się o jej nocnych pobytach u niego, zdecydowanie nie daliby im spokoju.

– Muszę iść spotkać się z ojcem. – stwierdził Lloyd, przytulając się do niej.

– Sam?

– Woła mnie do siebie. Chce porozmawiać. – dziewczyna wplotła palce w jego jasne włosy. – Nic mi nie będzie, siedzi w najlepiej zabezpieczonej celi.

Amber skinęła mu głową, wiedząc, że to prawda. Jego koszmary przeradzały się w ataki paniki, jakie wprowadzały go w jeszcze większe zagubienie, niż był.

– Spróbuj zasnąć, okej?

Posłała mu uśmiech, a ten jedynie wtulił się w nią, oplatając ręce na jej talii.

ᥫ᭡

W klasztorze okrzyki walki nie były niczym obcym. Mistrz Wu skupiał się na treningu Iziry, której temperament utrudniał jej skupienie.

– A może się pomyliłeś? Może się do tego nie nadaję? – zapytała Izira, kiedy po raz kolejny została przyciśnięta do ziemi przez Amber. – Jestem łowcą, nie Ninja.

– Cierpliwość to twój najgorszy wróg. – stwierdził Wu, popijając herbatę. – Zbyt bardzo skupiasz się na celu, by dostrzec swój błąd.

Fioletowowłosa westchnęła cicho, odchylając głowę do tyłu z rezygnacją.

– Chcesz umieć wszystko od razu. To jest twoja wada. – zauważyła Amber, uśmiechając się do niej złośliwie.

Jeśli ktoś się spodziewał, że te dwie będą się dogadywać, zdecydowanie pomylił uniwersum. Cole i Lloyd już nie raz rozdzielali je, by nie dopuścić do bójki. Miały te same charaktery, choć same tego nie widziały.

– No tak, bo tobie się nigdy nóżka nie zsunęła. – Izira zmierzyła ją spojrzeniem.

Na język Amber nasunęła się już kolejna kąśliwa uwaga, lecz Wu przerwał jej, decydując.

– Chyba wystarczy na dzisiaj.

Dziewczyny po raz pierwszy zgodziły się ze sobą, odchodząc w swoje strony. Oblana frustracją Izira weszła do środka klasztoru, zastając tam Kai'a, klęczącego przed Jay'em z medalionem w dłoni.

– A myślałam, że już dziwniej nie może być.

Szatyn od razu podniósł się z ziemi, wyjaśniając.

– Uczę tego tu, jak ma poprosić Nyę o bycie jego Yang.

– I ty się słuchasz żela? – Izira wybuchnęła śmiechem, przez co znieważony przez nią Kai posłał jej obrażony wzrok. – Źle się do tego zabierasz.

– Ah tak? Zademonstruj nam co potrafisz, fioletowa. – Kai skrzyżował ręce.

– No właśnie. Poderwałaś prawdziwą skałę.. – stwierdził Jay, po czym zdając sobie sprawę z słuszności jego słów, spytał. – Jak ty to właściwie zrobiłaś? Przecież Cole to Cole.

– Nie wiem czy mam brać to jako zniewagę czy dumę. – Brookstone pojawił się w pokoju, natychmiastowo zmierzając w stronę swojej dziewczyny. – Słyszałem od Amber..

– Jak wy z nią wytrzymujecie. Nie rozumiem. Jest kąśliwa jak...

– Jak ty. – dokończył brunet, łapiąc za jej rękę.

Dziewczyna zjechała go wzrokiem, godnym żmiji, na co ten uniósł ręce w geście niewinności. Do pomieszczenia zawitała Nya, ubrana w kimono, trzymająca coś w rękach.

– Mam coś dla ciebie. – odrzekła brunetka, rzucając materiał w kierunku Iziry.

Ta ścisnęła w rękach swój strój Ninja, aby następnie udać się do swojego pokoju, którego nie używała za często, gdyż w większości spędzała czas u Cole'a.

Widząc się w lustrze, ubraną w fioletowo-czarny kostium, na jej twarz wpłynął uśmiech. Chociaż kłóciła się z Amber, żartowała z Cole'a z Jay'em, przedrzeźniała się z Kai'em i nadal poznawała się z pozostałymi, tutaj był jej dom. Dom, którego mała ona zawsze pragnęła.

– Zdecydowanie wolałam się w skórze. – stwierdziła, kiedy zauważyła w odbiciu lustra ciemnowłosego chłopaka. – Co?

Zmarszczyła brwi, widząc jego przeszywający ją wzrok.

– Wiem, że nie mówię tego za często, ale jesteś piękna, Izi.

Na jego słowa przygryzła wargę, formując usta w mały uśmiech. Poczochrała włosy chłopaka, by złapać za materiał jego ubrania i przyciągnąć go do pocałunku.

Odsunęli się od siebie, słysząc z dworu niosący się echem ryk smoka. Wybiegli z klasztoru wraz z innymi, a z otwartego portalu wyleciał dobrze znany ich dwójce smok, który zaczął spadać w dół.

– Młot! – fioletowowłosa ruszyła biegiem po krętych schodach klasztoru.

Cole zbiegł za nią, a w jego ślady poszli tez pozostali.

Dziewczyna podbiegła do leżącego na ziemi smoka, patrzącego na nią przybitym spojrzeniem. Pogłaskała go po pysku, pytając.

– Co się stało?

Ten w odpowiedzi otworzył swoją łapę, ukazując ledwo żywą Wiarę, która próbując się podnieść spadła na ziemię.

– Wiara? Jesteś cała?

Znalazła się przy niej wraz z Cole'm, posyłając kobiecie zmartwiony wzrok. Obok nich usiadł Wu, któremu brunetka zaczęła szeptać coś na ucho.

– Co mówi? – zapytała Izira.

– Mówi, że nadciągają siły ciemności.

Każdy z obecnych przy tym osób, spojrzał na Wu z wymalowanym na twarzy przerażeniem.

– Amber, przydasz się. Musimy ją uleczyć. – zadecydował Wu.

Saga Mistrzów Where stories live. Discover now