Przekroczyć granicę

6 1 1
                                    

Ósmego dnia miesiąca cała czwórka ustanowiła miejsce spotkania. Luisa i Carmen dalej nie były przekonane co do tej wyprawy, ale nie miały zamiaru pozwolić Kristianowi i Vitoldowi na włóczenie się po lesie bez nich.
Carmen i Vitold już wymyślili jakieś wymówki dla rodziców. Carmen wymyśliła korki z matmy, a Vitold postanowił że powie im że znalazł jakiś ciekawy gatunek roślin niedaleko szkoły i że podobno najlepiej je obserwować po zachodzie słońca. A co z Luisą i Kristianem? Luisa miała następnego dnia wcześnie zajęcia z rysunku, więc postanowiła że wykorzysta tą okazję i powiedziała rodzicom że skoro ma tak wcześnie, a Kristian mieszka dwie alejki do szkoły to będzie nocować u niego żeby mogła się wyspać. A tak naprawdę chodziło o dogodne miejsce do ucieczki. Kristian mieszka na parterze więc wystarczy wyjść przez okno.
Każde z nich miało już przygotowany plecak. Były latarki, zapas picia i jakiś prowiant. Poza tym każdy miał swoje indywidualne rzeczy. Vitold miał aparat fotograficzny żeby zrobić zdjęcie kwiatom, które są celem jego wyprawy. Carmen zabrała mały scyzoryk, tak na wszelki wypadek. Luisa wzięła szkicownik, ołówek i gumkę licząc że znajdzie na tej wyprawie jakąś inspirację do rysunków. Za to Kristian wybrał małą apteczkę pierwszej pomocy.
Cała czwórka z niecierpliwością wyczekuje dnia jutrzejszego, nawet sceptycznie nastawiona do tego Luisa.

***

Dziewiąty dzień miesiąca, godzina wieczorna, a słońce powoli chowa się za horyzontem. Rodzice Kristiana już dawno śpią, więc Luisa i Kristian uznali że to idealna okazja na ucieczkę. Ich piżamami był luźny dres więc uznali że pałętanie się po lesie w tym stroju nie będzie wyglądało dziwnie. Założyli buty i lekkie kurtki ponieważ mimo iż było ciepłe lato to temperatura w lesie może być niska. Szybko zwinęli swoje rzeczy i najciszej jak się dało wyszli przez okno. Rozglądając się na około pobiegli w stronę lasu.

***

Cała czwórka zebrała się już przy granicy z lasem. Sprawdzili jeszcze czy mają że sobą wszystkie niezbędne rzeczy i ruszyli w stronę lasu.
-A więc.
Odezwała się Luisa.
-Ja idę na przodzie, a Carmen na tyłach. W końcu naszą rolą jest pilnowanie żebyście się nie zgubili, racja?
Vitold westchnął, a Kristian przewrócił oczami, ale pokiwali głowami na znak że zrozumieli.
Szli powoli aż w końcu przekroczyli granicę w kolejności: Luisa, Kristian, Vitold i Carmen. Ścieżki nie było, gdyż nikt tędy nigdy nie chodzi, więc unali że pójdą prosto przed siebie. Im głębiej wchodzili w las tym noc wydawała się mroczniejsza. Vitold rozglądał się dookoła poszukując wzrokiem celu swojej wyprawy. W pewnym momencie dostrzegł delikatne, białe światełka znajdujące się tuż nad ziemią. Podszedł kilka kroków bliżej i dostrzegł że to jest to czego szukał. Były to maleńkie kwiatuszki odbijające słaby blask księżyca. Czarnowłosy podszedł bliżej, a cała reszta za nim. Wyciągnął aparat fotograficzny i zrobił kilka zdjęć. Odwrócił się w stronę swoich towarzyszy z nadzieją że również obserwują to niesamowite zjawisko, jednak ich oczy zwrócone były na coś innego. Spojrzał w tą stronę i już wiedział dlaczego reszta patrzy z takim zdziwieniem. Przed nimi stało drzewo nienaturalnych rozmiarów, porośnięte bluszczem o purpurowych liściach. Na korze tego drzewa rosły dziwne, blade grzyby, niektóre były pogryzione. Pod tymi pogryzionymi leżały szczątki martwych zwierząt. Jednak nie to wydawało się im tak dziwne. Po prawej stronie, w lini prostej rosło jeszcze kilkanaście identycznych drzew. Carmen zauważyła że na nich coś jest, jakiś prostokąt wyryty w korze drzewa, jednak każdy przeżył za duży szok żeby móc się poruszyć.

***

Dziewiąta noc miesiąca, środek lasu The Devil's House, widać mroczną jaskinie porośniętą purpurowym bluszczem i toksycznymi grzybami. Ktoś wszedł na teren tej potwornej nocy, a strażnik to wyczuł. W ciemności widać jak czworo nienawistnych oczu powoli kieruje swe spojrzenie w dal. Ślepa rozbłysły fioletem jeszcze mocniej kiedy przejrzały przez drzewa, krzewy, głazy, skały i odnalazły intruzów. Z pieczary wyłoniła się potężna łapa o długich palcach zakończonych ostrymi szponami, a na nadgarstku lśnił potężny łańcuch, który był jednak brutalnie rozerwany. W momencie w którym potwór postawił łapę na glebie pokrytej wysuszonymi liśćmi, tuż nad ziemią zaczęła unosić się fioletowa mgła. Zaczęła się zagęszczacz aż zakryła całą jaskinię, a kiedy się rozwiała... Mroczny łowca rozpłynął się wraz z nią.

***

Czwórka przyjaciół powoli szła w stronę drzew. Szli ostrożnie żeby nie dotknąć toksycznych grzybów. Kiedy stali już bardzo blisko zorientowali się że te prostokąty to jakieś rysunki. Przyjrzęli się im dokładanie aż w pewnym momencie Luisa odskoczyła zszokowana.
-To ta legenda o Freevalley!
Wykrzyknęła. Na pierwszym drzewie był rysunek przedstawiający skrzydlatą postać spacerując przy brzegu jeziora, na następnym tą samą postać pokazującą to miejsce człowiekowi. Dalej postać ta patrzyła z góry na ludzi z rozłożonymi potężnymi skrzydłami, oznaczało to grzech mieszkańców. Na następnym obrazku był anioł otaczający człowieka swoim skrzydłem wskazując w stronę lasu - wybaczenie i ostrzeżenie przed dziewiątą nocą. Dalej było czworo ludzi idących do lasu. Później anioł pytający zwierzęta o tych czworo śmiałków, a następnie smutny obraz anioła. Na następnym drzewie była ukazana radość mieszkańców po powrocie śmiałków. Dalej była pokazana dziewiąta noc po tym wydarzeniu i niespokojny sen anioła. Potem był następny dzień. Dzień zniknięcia śmiałków i poszukiwania. A następnie... nie wiadomo. Ostatni obraz jest nie widoczny przez głębokie zadrapania. Czwórka przyjaciół patrzyła na ostatnie drzewo z niepokojem. Co mogło tak bardzo podrapać ten obraz i dlaczego? Wrócili do pierwszego drzewa żeby jeszcze raz przeanalizować przebieg historii. W tedy księżyc wyszedł zza chmur oświetlił obrazy na drzewach. Przyjaciele spojrzeli na drzewa i zobaczyli dziwne zjawisko. Niektóre obrazy zaczęły świecić bladym jasnym światłem. Pobiegli do pierwszego świecącego obrazu. Był to obraz na którym anioł pyta zwierzęta o zaginionych. Teraz w śród tych zwierząt zostały wyróżnione dziewięć małych jaszczurek. Na następnym, gdzie wcześniej był obraz smutnego anioła, były jaszczurki patrzące zza drzewa na czwórkę ludzi. Na następnym byli ludzie... w kałuży krwi otoczeni przez jaszczurki. Następnie jaszczurki niosą ciała przed oblicze anioła. Dalej jest ukazany gniew anioła. Jest ogromny, anioł ma rozłożone skrzydła, a z nieba wręcz sypią się gromy. Następny obraz to ten podrapany. Za zagłębień wycieka lśniąca w świetle księżyca substancja. Przyjaciele obserwują to z przerażeniem w oczach. Nawet pewny siebie Kristian jest niespokojny. Postanowili że będą już wracać i tak też zrobili. Puścili się pędem w stronę granicy, czuli się obserwowani z każdej strony. W końcu wybiegli z lasu i rozdzielili się do swoich domów co jakiś czas obracając się za siebie, czy aby nikt ich nie śledzi.

~~~~~~~~~~

Kolejny rozdział, i jak na razie najdłuższy. Wprowadziłam lekki dreszczyk emocji do mojej powieści i liczę że wam się to spodobało. Za błędy (jak są) przepraszam. Miłego czytania i do następnego razu.

Kiedy cień wychodzi z lasu Where stories live. Discover now