Rozdział 3: Dysfunkcja między nami

983 86 7
                                    

Tytuł rozdziału pochodzi z piosenki Maroon 5 – Nothing Lasts Forever


Draco spojrzał na szkic na biurku i z frustracją przeczesał włosy palcami. Nic tam nie pasowało. Durne linie za nic nie chciały się połączyć tak, jak powinny. W jego głowie wydawało się to takie proste, ale w chwili, gdy tylko przyłożył ołówek do pergaminu, wymiary się nie zgadzały, w wyniku czego miał przed sobą plany budynku bez fragmentu elewacji.

Takie drobnostki wystarczały, aby doprowadzić człowieka do szaleństwa.

— Jeśli dodasz dwa metry do fundamentu od strony południowej, a następnie wydłużysz dach tak, aby się nachodził, zaczną się zgadzać wymiary elewacji — powiedział Roger Davies, zaglądając Draconowi przez ramię.

Draco prychnął i odwrócił się do intruza ingerującego w jego pracę, który akurat pracował dla Dracona, a nie na odwrót.

— Gdybym przedłużył dach, to nie byłoby podpory, by go utrzymać. Musiałbym umieścić belkę na środku planu piętra. Musimy patrzeć na to też logistycznie, a nie byle się zgadzało na papierze — powiedział Draco, przypominając Rogerowi, dlaczego to on zarządza Studiem Magiarchitekturalnym „Zee".

Roger wzruszył ramionami i odwrócił się z powrotem do swojego stanowiska pracy.

— Zakończyłem szkice tej biblioteki i wysłałem plany do skopiowania.

Draco skinął głową i zgniótł pergamin, nad którym pracował przez ostatnie dwie godziny.

— Chcę, żebyś sprawdził i upewnił się, że Asymptote zaczęli już starania o budowę nowej szklarni dla Hogwartu. Jeśli stracimy to zlecenie, mogą się pożegnać ze swoimi stanowiskami — powiedział Draco.

Roger uniósł brew i szybko wstał od biurka, wychodząc, aby przekazać wiadomość do drugiego pokoju magiarchitektów. Draco działał w branży od czasu zdania egzaminu z predyspozycji magiarchitekturalnych na rok przed narodzinami Zane'a. Magiarchitekci różnili się od mugolskich architektów tym, że projektowali budynki i domy tak, aby mogły wytrzymać magiczne siły i energie, nie pękając, nie zapalając się od źle rzuconych zaklęć i nie pokazując po sobie, że w ich ściany wpleciona jest magia.

Był to trudny zawód, który niewielu chciało praktykować. Wymagał długich godzin pracy, talentu do rysowania, a także szerokiej wiedzy z zakresu arytmetyki, matematyki, fizyki i historii. Wszyscy, którzy pracowali dla Dracona, zarówno w biurach w Londynie, jak i w Besançon, należeli do najinteligentniejszych absolwentów szkół magicznych. Mimo tego, co mogłaby powiedzieć o nim pewna irytująca mugolaczka, Draco był jednym z nich. Właściwie, jak wspomniano wcześniej, był ich liderem, kapitanem, ich wodzem.

Spojrzał na zegar wiszący nad drzwiami, zauważając, że dochodzi już piąta. Z ostatnim sfrustrowanym westchnieniem nad stertą szkiców i pogniecionych pergaminów walających się wokół biurka, chwycił płaszcz oraz różdżkę i wyszedł z gabinetu.

Szybko wymienił kilka słów z Rogerem, swoim zastępcą, aby upewnić się, że pozostali pracownicy złożyli już swoje projekty z tego dnia. Opuścił eleganckie centrum administracyjne w Docklands, głównym centrum biznesowym na wschód od Londynu, które, co zaskakujące, służyło również niewielkiej społeczności magicznej, niezauważalnej dla mugoli.

Teleportował się do Hogsmeade i przespacerował się pod drzwi szkoły. Wszedł do środka i zastał tę drugą nauczycielkę (nie mógł sobie przypomnieć jej imienia) siedzącą w holu za biurkiem. Kobieta podniosła wzrok i szeroko się uśmiechnęła.

— Witam, panie Malfoy! — powiedziała, odkładając magazyn o quidditchu z Oliverem Woodem na okładce.

— Dzień dobry, pani...

[T] Cudowna Parodia Bliskości | A Wonderful Caricature of Intimacy | DramioneΌπου ζουν οι ιστορίες. Ανακάλυψε τώρα