Rozdział 7: Oczekując dnia naszego ślubu

980 89 14
                                    

Tytuł rozdziału pochodzi z piosenki Brand New – The Quiet Things That No One Ever Knows


Hermiona wykręciła szyję, próbując objąć wzrokiem cały Dwór Malfoyów. Widziała miasta mniejsze od tej posiadłości.

— To barok francuski — wyjaśnił Draco, kiedy szli długą, prostą ścieżką od punktu teleportacji. — Corps de logis, czyli główna część domu, zawierająca wejście i sale reprezentacyjne, znajduje się pośrodku posiadłości, dzięki czemu jest to pierwsza rzecz, którą się widzi. Boczne skrzydła są niższe i już nie tak mocno wyeksponowane jak w przypadku wczesnego renesansu.

Hermiona patrzyła na niego, kiwając głową i udając, że wcale nie zgubiła się w potoku słów, które z siebie wyrzucił. Zwykle zrozumiałaby wszystko od razu, jak na wszechwiedzącą Granger przystało, ale te cholernie małe kamyczki ciągle wpadały jej do czółenek, co zaburzało nie tylko jej chód, ale i myśli.

— Musisz naprawdę kochać to miejsce, żeby tak dużo o nim wiedzieć — powiedziała, starając się utrzymać rozmowę na poziomie.

— Obroniłem pracę magiarchitekcką na temat tego miejsca.

Odwróciła się, żeby na niego spojrzeć i o mało się nie przewróciła.

— Magiarchitekcką? Jesteś magiarchitektem?

— Moja własna narzeczona, a nic o mnie nie wie — powiedział, teatralnie przykładając dłoń do piersi. — Tak, zdałem egzamin i zostałem licencjonowanym magiarchitektem, kiedy skończyłem osiemnaście lat.

— Imponujące — powiedziała, naprawdę mając to na myśli. — Czytałam, że magiarchitektura to jeden z najlepiej płatnych zawodów w magicznym świecie.

Nic nie odpowiedział, tylko wsunął ręce do kieszeni swoich ciemnoszarych spodni. Odpuścił sobie ubranie dziś szaty czy peleryny i Hermiona musiała przyznać (o zgrozo), że wyglądał naprawdę dobrze w garniturze.

— Zgaduję, że naprawdę kochasz swoją pracę, bo z takim rodowym spadkiem nie musiałbyś przepracować w życiu ani jednego dnia — powiedziała. Szczerze mówiąc, szukała w nim informacji. Zaciekawił ją fakt, że mężczyzna pracował... dlaczego do cholery jakikolwiek dziedzic miałby pracować?

— Kocham swoją pracę — powiedział, ucinając temat.

Hermiona postanowiła przełożyć to przesłuchanie na inną okazję. Czuła, że mężczyzna w końcu się złamie.

— Mamuś, spójrz! — krzyknął Zane idący kilka kroków przed nimi. Malec już oswoił się z sytuacją. Zaskakującym było dla Hermiony to, że nie czuła się niezręcznie, kiedy ją tak nazywał. Ciekawe.

— Na co mam patrzeć, Zane? — zapytała, patrząc w kierunku, który wskazywał.

— To moje drzewo! Babunia powiedziała, że zasadziła je, kiedy byłem niemowlakiem. Ma takie samo imię jak ja! — powiedział radośnie.

Hermiona zobaczyła niskie drzewko posadzone pośrodku rozległego ogrodu z przodu dworu.

— To naprawdę piękne drzewo. Czy wiesz, jak dbać o drzewa?

— Tak! Trzeba je podlewać i muszą mieć słońce! — odpowiedział, przyspieszając kroku.

Hermiona spojrzała na Dracona.

— Powinieneś być z niego naprawdę dumny. Jest wyjątkowo bystry.

— Jestem z niego dumny. Myślę, że bardziej niż jest to zdrowe — odpowiedział, obserwując, jak jego syn zatrzymuje się, aby podnieść gładki kamień i schować go do kieszeni. — Zawsze wchodzisz w tryb nauczycielski z tymi swoimi małymi quizami? Muszę wiedzieć, na wypadek gdybym musiał odkurzyć swoją starą encyklopedię.

[T] Cudowna Parodia Bliskości | A Wonderful Caricature of Intimacy | DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz