I

1.7K 62 19
                                    

Ciężkie, deszczowe krople bębniły o Hogwarckie okna, spływając po nich ospale.
Błonia, zwykle tętniące życiem, teraz były opustoszałe i tylko łagodny, jesienny wiatr postanowił złożyć im dziś wizytę.

Elizabeth Potter siedziała wraz z dwójką swoich przyjaciół, dokładnie wertując kartki pewnej mugolskiej książki.
Lily i Remus za to starali się napisać wypracowanie z transmutacji, które profesor McGonagall zadała im pomimo, że rok szkolny dopiero się rozpoczął.
Jako, iż w tym roku mieli pisać SUMy, wszystko od samego początku opierało się na nich.
Nawał nauki przerastał nawet rudowłosą, a to było sytuacją rzadko spotykaną.

Na szczęście sama Elizabeth nie musiała jak na razie martwić się o tak jej zdaniem - błahe rzeczy, ponieważ była dopiero na czwartym roku swojej nauki.
Jako, że była siostrą samego Jamesa Pottera, kochała wszelkie żarty i dowcipy.
Dlatego też ktoś kto znał ją zaledwie z przyjaźni z huncwotami, praktycznie doznawał palpitacji serca widząc ją z książką.
Dziewczyna doskonale pamiętała gdy zaledwie rok temu do Hogwartu, a dokładniej na piąty rok nauki zawitał nowy Krukon - Adam Hunter, którego poprzednio wyrzucono z Beaxbatons.
Chłopak widząc zaczytaną Potter, zaczął dziękować samemu Merlinowi za, jak on to ujął "natchnienie tego nieuka". Mówił to zupełnie tak, jakby właśnie za brak subordynacji i okropne stopnie nie wyrzucono go z fancuskiej szkoły Magii.
Na jego nieszczęście, Gryfonka słyszała każde jego słowo, podobnie jak jej brat.
Nie był to najszczęśliwszy dzień w życiu Adama Huntera.

Pomimo tego, Gryfonka leżała rozwalona na jednym z foteli i wręcz pochłaniała kolejne zdania, a jej ciemne lecz nie tak jak w przypadku jej brata czarne włosy opadały na oparcie fotela w lekkim nieładzie.
Była jak w transie. Jej oczy śledziły tekst jakby jakaś nieznana, magiczna siła nie pozwoliła jej myśleć o niczym innym.
Tak głęboko wpadła w świat fantazji, że nawet nie zorientowała się gdy jej ciemnobrązowe oczy nie odnalazły więcej słów.
Czuła ogromny niedosyt. Chciała więcej. Chciała oddać całą siebie fantastycznemu światu, chociaż sama przecież chodziła do szkoły Magii i Czarodziejstwa.

Wyraz jej twarzy musiał wyglądać nad wyraz zabawnie, gdyż Remus parsknął cichym śmiechem, co poskutkowało ostrym jak brzytwa spojrzeniem rudowłosej.
- I z czego rżysz Luniek? - zapytała ciemnowłosa z powagą.
Chłopak na te słowa jeszcze głośniej się zaśmiał, co najwyraźniej uraziło ego Elizabeth, bo chwilę później poduszka zetknęła się z jego twarzą.
Piętnastolatek, zaskoczony nagłym atakiem, siedział kilka sekund z niewyjaśnioną miną.
Dopiero potem odezwała się jego huncwocka dusza.
Chwycił poduszkę obiema swoimi rękami.
Nie musiał długo czekać, by Potter zrobiła to samo, zaciskając palce na miękkim materiale, jakby bała się, że ktoś mógłby odebrać jej "broń".

-O, nie, nie, nie. - zaprzeczyła Lily, żywo gestykulując rękoma. - Ja tutaj (podobnie z resztą jak Remus), muszę dokończyć wypracowanie, a obawiam się, że bitwa na poduszki nam w tym nijak nie pomoże.
Jej przyjaciele jednak byli już gotowi do boju i wydawało się, że nic ich nie powstrzyma.

Do pokoju wspólnego wbiegła jedna z najlepszych przyjaciółek Elizabeth cała w skowronkach.
-Elizabeth jak Ci coś powiem, to normalnie padniesz - rzuciła z zaróżowionymi policzkami.
Nagle jednak zauważyła gotowość do walki w ciemnych oczach przyjaciółki.
-Och, to ja może lepiej... lepiej później Ci powiem.
Wtem do pomieszczenia wpadła zdyszana Cassie - druga z przyjaciółek.
Jej kręcone blond włosy, teraz lepiły się do jej czoła i twarzy, a jej ubrania były doszczętnie przemoczone przez krople jesiennego deszczu.
-Elena.. - wysapała jakby co najmniej przebiegła maraton. - Jakim cudem ty tak szybko biegasz? I jakim na Merlina cudem zdążyłaś się wysuszyć?!

Elizabeth prędko się rozkojarzyła i spojrzała na dziewczęta.
Nie było trzeba długo się namyślać aby zorientować się, że towarzyszyły one drużynie Quidditcha w treningu.
- Znam podstawowe zaklęcia - przewróciła oczami różowowłosa.
Elena bowiem była metamorfomagiem i wprost uwielbiała zmieniać kolor swoich włosów, najczęściej jak było to możliwe.
- Tak, tak - mruknęła Cassie. - Już się tak nie przechwalaj.
Przyjaciółka spojrzała na nią ze zdezorientowaniem wymalowanym na zarumienionej twarzy.

Shut up Black! /Syriusz Black Where stories live. Discover now