Rozdział 3

5K 157 19
                                    

Chaos panujący w mojej głowie nie pozwalał mi myśleć racjonalnie.Pytania same nasuwały mi się na język, jednak kto mógł mi na nieteraz odpowiedzieć? Po pierwsze jak do cholery przy swojej marnejkondycji znalazłam się tuż przed Maksem w niecałe pięć sekund? Podrugie skąd wzięła się ta krew?

 Stop.

 Od początku. Wszystko zaczęło się, gdy chciałam złapać niebieskookiego. Do tej pory, żadna z tych sytuacji nie miała miejsca, więc co się zmieniło? Co takiego zrobiłam? Czy uruchomiłam jakiś niewidzialny przełącznik pozwalający mi biec szybciej? Czy mogę go włączyć ponownie? Podsumowując, jestem w ciemnej dupie, i nadal praktycznie nic nie wiem, oprócz tego, że moje koszmary nawiedzające mnie od paru, dobrych lat mogą miećcoś wspólnego z całym tym zdarzeniem. W dodatku postaciewystępujące w nich to wilki. Czy jestem jedyną osobą, która tak ma?Czy to wola niebios? Czemu ze wszystkich osób na świecie Bóg akurat ubzdurał sobie, że to muszę być ja?

 Za dużo myślisz Courtney. 

Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że od dłuższego czasuwpatrywałam się tępo w sufit. Było ciemno, lecz miałam zapalonąlampkę nocną. Uniosłam się na łokciach i spojrzałam na zegarekpowieszony nad lustrem. Była około północ, a ja nie potrafiłam zasnąć. Z nerwów aż bolał mnie żołądek. Nie wiedziałam do kogomogłam się zwrócić o pomoc, albo chociaż o poradę. Koniec końców wstałam z łóżka i powędrowałam do okna. Z tego miejsca byłidealny widok na las rysujący się w oddali.

 Może właśnie teraz wyszedł na polowanie? 

Sama do końca nie wiedziałam, dlaczego znów o nim myślę, ale niemogłam nic na to poradzić. Chciałam znów zobaczyć jegoszmaragdowe oczy. Może to właśnie one by mnie uspokoiły?

 Zawahałam się. To nie rozsądne, głupie i idiotyczne, ale pragnęłamtego bardziej niż czegokolwiek innego w tej chwili. Nie czekającdłużej, otworzyłam szafę i przebrałam się w dresy oraz czerwonąbluzę z kapturem. Z szuflady wygrzebałam latarkę, po czym po cichuwyszłam z pokoju. Z każdym kolejnym krokiem, starałam sięporuszać bezszelestnie, by nie obudzić domowników. Światławszędzie były pogaszone, przez co trudno mi było coś dojrzeć.Gdybym teraz włączyła latarkę, na pewno ktoś by ją zauważył. Poomacku ubrałam swoje buty, po czym w końcu wydostałam się nazewnątrz. Odetchnęłam z ulgą z chwilą, gdy poczułam zimnepowietrze na skórze. Ruszyłam do biegu mając przed sobą tylkociemną, leśną drogę oświetlaną jedynie przez światło księżycaprzebijające się przez gęste chmury. Z całych sił próbowałam niemyśleć o strachu i czających się wokół zwierzętach. Gdyby mój tatamnie teraz zobaczył o tej porze samą, bezbronną, wyposażoną tylkow małą latarkę zapewne nie dałby mi żyć. Rozglądnęłam się na boki.Powietrze przecinał cichy dźwięk sowy i trzepot skrzydeł. Nie byłam  dokładnie pewna dokąd mam iść, i czy dobrze się kieruję, jednakpostanowiłam zdać się na intuicję. Co zrobię w wypadku kiedy wcalesię nie pojawi? Pozostałą mi tylko nadzieja. Przechadzałam siędokładnie obserwując, czy przypadkiem zielonooki nie znajduje siętuż obok. Moje starania okazały się na nic. Po jakimś czasie stanęłamgwałtownie spoglądając bezradnie na niebo.

 Co ja robię? To jak szukanie igły w stogu siana. Nie powinnam tubyć. Nie powinnam wymykać się z domu tylko dlatego żeby znaleźćjakiegoś futrzaka. 

Nieświadomie ugryzłam wargę z której po chwili wypłynęła strużkakrwi. Skrzywiłam się, gdy poczułam metaliczny smak w ustach. 

Naprawdę chyba musiałam oszaleć. 

Odwróciłam się powoli wracając tą samą drogą którą tu przybyłam.Z tej perspektywy drzewa przypominały dziwne stworzenia oróżnych kształtach. Były straszne. Westchnęłam nie mogąc siędoczekać aż wreszcie opuszczę to miejsce. Parę uderzeń bicia sercapóźniej usłyszałam ciche kroki. Z każdą kolejną sekundą stawały sięgłośniejsze. Przepłoszyły nawet ptaki, siedzące na jednej z gałęzi.Przełknęłam ślinę czując jak moje ciało ogarnia panika. Byłam jużprzygotowana do ucieczki, lecz nagle tajemniczy odgłos przerodziłsię w skomlenie. Uniosłam bardziej latarkę, dzięki czemu mogłamwreszcie dojrzeć do kogo ono należało. Strach i przerażenienatychmiast zastąpiła radość i ulga. Pośród drzew na wielkim,zwalonym pniu, stało dzikie monstrum. Te samo, za którym takbardzo tęskniłam. Jego czarna czarna sierść wtapiała się w otoczenie,przez co musiałam zmrużyć oczy by go w całości zobaczyć.Przechylił głowę w bok, mierząc mnie spojrzeniem ciepłych,szmaragdowych oczu. 

Biała WilczycaWhere stories live. Discover now