R3: Znalezisko

26 1 0
                                    

Od rozstania minął miesiąc.

Na początku chyba nie przyjmowałam do wiadomości, że to już koniec, wciąż trzymając się myśli, że być może zatęskni, przemyśli i podejmie kroki prowadzące do powrotu. Nic jednak na to nie wskazywało. Przeprosiłam się i wymienialiśmy ze sobą kilka wiadomości dziennie. Dużo pisałam o tym, dlaczego to tak się potoczyło, kiedy on tylko stwierdzał, że próbuję nim manipulować. Często te rozmowy kończyły się kłótnią.

Nie należę do osób, które siedzą cicho, kiedy coś jest źle. Nie pozwalam też innym wychodzić mi na głowę. Zawsze potrafiłam powiedzieć „nie", przez co może niektórzy postrzegali mnie w negatywnym świetle. Naturalnie więc wylewałam swoje żale. Analizowałam ostatnie lata, mówiąc o tym, gdzie mnie zawiódł.

W tamtych tygodniach wściekłość mieszała się ze smutkiem, płacz z wybuchami złości, motywacja z brakiem sił. Przed zatraceniem się w chaosie broniła mnie tylko praca, która — jak kula śnieżna — nabierała godzinowo coraz większych wymiarów.

Podjęłam współpracę z nowootwartym klubem fitness, nie licząc na to, że szybko się rozkręci. Jednak — właścicielka obracała się w sporym towarzystwie, więc już od początku trzeba było uruchomić listy rezerwowe. Dodatkowo w lutym zaczynał się szał na sylwetkę na lato, a także na zajęcia uczęszczały wciąż osoby, które miały postanowienie noworoczne związane ze zdrowiem i zrzuceniem zbędnych kilogramów. Prócz zajęć grupowych, prowadziłam więc coraz więcej treningów personalnych. Bardzo cieszyłam się z tego obrotu spraw i wreszcie — zaczęłam zarabiać średnią krajową.

Niedziela okazała się szybko jedynym dniem wolnym od pracy z klientami, bo od poniedziałku do soboty, prócz dwóch godzin fitnessu, prowadziłam przynajmniej po jednym treningu indywidualnym.

Zaryzykowałam, stawiając w styczniu na powrót do samodzielnej działalności. Zrobiłam to dlatego, że salon kosmetyczny, w którym pracowałam jako recepcjonistka przez ostatni rok, się zamknął, nie wytrzymując napływu hybryd za dwie dyszki, permanentnego robionego na kolanie w kuchni oraz pedicure na stołach kuchennych.

W 2019 roku otworzyłam klub fitness. Tamten rok, biorąc pod uwagę poprzednie lata, wydawał się najlepszym na podjęcie takiej inwestycji. Zauważałam, że ludziom nie brakowało pieniędzy i bardzo chętnie wydawali je na dobra luksusowe — usługi. Kobiety — mój główny target — chodziły do kosmetyczek, ćwiczyły na siłowniach, nie szczędziły kasy na kosmetyki i ubrania. Widziałam dobrobyt, który mógł przełożyć się na moje zarobki. Rzuciłam więc pracę i postawiłam wszystko na jedną kartę. Nie bałam się, bo zawsze zarobiłam coś na fuszkach, a Michał zapewniał, że sobie poradzimy. Za mną stały moje klientki z klubów fitness, w których pracowałam. Udało mi się wziąć dotację po miesiącach oczekiwania jako zarejestrowana bezrobota na odpowiedni konkurs. Czułam, że moje marzenie się spełnia. Dokładałam godziny w grafiku, a lista rezerwowa się zapełniała. Na początku 2020 roku zaczęłam wreszcie zarabiać. I nastał czas pandemii. Zamknęli nas, fryzjerów i kosmetyczki, lokale gastronomiczne nie mogły przyjmować gości w swe progi, przerzucając się na przyjmowanie zamówień i realizację dowozów. Lokal — większy ze względu na to, że składał się z sali fitness, szatni, łazienki i recepcji — wychodził dość drogo, więc nawet jeśli coś dostawałam z racji „tarczy", to wychodziłam na zero. Byłam na utrzymaniu narzeczonego. Próbowałam dorabiać, bo w końcu kiedyś robiłam paznokcie, jednak tamte klientki dawno znalazły inne kosmetyczki. Prowadziłam zajęcia online, lecz niewiele na nich zarabiałam, bo, cytując jedną z klientek, „przed komputerem to ona sobie mogła za darmo poskakać do darmowych filmików z YouTube'a". Rozważałam, co się mi opłaca, a co nie. Teraz wiem, że popełniłam wiele błędów, ale wtedy miałam klapki na oczach. Pojawiły się stany depresyjne i brak motywacji, więc nie potrafiłam dźwignąć biznesu na nogi.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Apr 18, 2023 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Jak nie leczyć złamanego serca - Tinder przy kawieWhere stories live. Discover now