ROZDZIAŁ PIĄTY cz. 10

68 13 286
                                    

8

          Na pozór wszystko pozostało jak dawniej. Mines spotykała się z Rayem, choć od pamiętnego wydarzenia przy wybiegu dla koni tkwił w niej jakiś cierń, wspomnienie, od którego nie umiała się uwolnić. Chciała wierzyć w to, co powiedział Ray, że nie spotyka się już z Dinah, że to skończone. Tak chciała w to wierzyć! Jednak nie zdołała oprzeć się wrażeniu, że kiedy się nie widzą, on jest z tamtą dziewczyną.

     Wieczorami długo nie mogła zasnąć, a wtedy dopadały ją i dręczyły najgorsze myśli. Oczami wyobraźni widziała, jak Ray pod osłoną nocy wymyka się ze swojego poddasza, jak chyłkiem przemyka bocznymi uliczkami osady i biegnie do starego kamieniołomu za skarpą. A któregoś wieczoru Mines nie mogła już znieść tych myśli. Zerwała się z łóżka, pośpiesznie narzuciła na siebie ubranie i wybiegła z pokoju. Pognała w stronę domu chłopców i okrążyła go tak, że znalazła się na tyłach. Podniosła głowę i spojrzała w okno izby na poddaszu. Było uchylone, ale lampa się nie paliła.

     „Śpi? – przebiegło jej przez głowę. – Czy poszedł do niej...?"

     Poczuła falę gorąca uderzającą na policzki, nie wiadomo, czy spowodowaną emocjami, czy tym, że biegła przez całą drogę.

     „Co ja najlepszego robię? – pomyślała nagle, w panice. – Jeszcze mnie kto zobaczy... Tego by tylko brakowało, żeby Ray dowiedział się, że włóczę się po nocach pod jego oknem..."

     Pośpiesznie wróciła do domu. Ale od tamtej pory w pełni zdała sobie sprawę, że to, co łączy ją z Rayem, nie jest jedynie zwyczajną przyjaźnią zrodzoną kiedyś dawno temu, w dzieciństwie. Przyjaźnią, która przetrwała próbę czasu. Ray stał się kimś więcej niż przyjacielem. Coraz bardziej pragnęła jego bliskości. Zauważyła, że zwyczajne spotkania i rozmowy to zbyt mało. Chciała, żeby ten chłopak był jeszcze bliżej, żeby przestały istnieć dwie stopy odległości, żeby mogła stanąć naprzeciw i zarzucić mu ręce na szyję, tak jak Dinah...

     Mimo to jakaś niewidzialna, niepojęta siła nie pozwoliła zbliżyć się do niego i nakazywała zachować odwieczny dystans. Nie zdawała sobie sprawy, że ta siła płynie od samego Raya, z jego wnętrza i utrzymuje ją na miejscu, również i jemu nie pozwalając na bliskość, tak jakby stała się mocą potężniejszą od nich obojga.

     Mines bała się tego, co czuła. Bała się nazwać to, co działo się w jej wnętrzu. W dodatku nie miała nikogo, komu mogłaby się zwierzyć, z kim mogłaby porozmawiać o tym, co dręczyło ją nieprzerwanie każdego dnia.

     „Mam kolegów – pomyślała. – Całe mnóstwo dobrych kumpli, tyle że z żadnym z nich nie porozmawiam przecież o tym... W najlepszym razie żartowaliby sobie ze mnie. Moja siostra ciągle uważa mnie za dzieciaka, więc i jej nie powiem. I mamie też. Szczególnie że chodzi przecież o Raya. Chyba nawet wiem, co by powiedziała. O, tak! Myślę, że wiem doskonale, jak taka rozmowa by wyglądała. Mama poradziłaby, żebym zainteresowała się raczej jakimś porządnym chłopakiem, bo przecież niemało ich w osadzie, zamiast przejmować się tym odmieńcem. Bo mama nazywa Raya odmieniec. Matowi też się nie zwierzę, bo to nie temat dla niego. A przyjaciółki nie mam. Nie mam nawet żadnej koleżanki i prawie wcale nie znam tych dziewcząt z osady. One nigdy nie pasowały do mojego świata. Albo może raczej powinnam powiedzieć, że to ja do nich nie pasowałam. Zawsze byłam inna, bo sama przez całe lata walczyłam o tę inność. I mdliło mnie na samą myśl, że miałabym stać się taka jak reszta. Przecież nigdy nie spędzałam całych godzin w kuchni, żeby uczyć się, jak wypiekać smakowite ciasteczka z lukrem i nie ślęczałam nad misternymi, wymyślnymi haftami i koronkami. Za to wiem, jak osiodłać konia i trzymać kopyto, kiedy Sam podkuwa. Zatem nie pasuję do ich świata, bo zamiast zgłębiać arcyciekawe tajniki szydełkowania, wolę pojechać na skraj puszczy i postrzelać do szyszek. Jestem z innego świata, więc jakże miałabym pójść do którejkolwiek z tych dziewczyn, przerwać przymierzanie jakiejś koszmarnej sukienki z całą masą falbanek utrudniających poruszanie się, jak mogłabym oderwać którąkolwiek z nich od lustra i powiedzieć: chcę, żeby Ray zaczął mnie inaczej traktować.

Ziemia nadzieiWhere stories live. Discover now