Rozdział 24

5.6K 180 6
                                    

Tego wieczoru do późna oczekiwałyśmy powrotu Ami do naszego pokoju, ale ta nie wróciła na noc - po raz pierwszy odkąd z nami zamieszkała. Byłam lekko zmartwiona tym faktem, oczywiście w przeciwieństwie do Jessie, która od razu zaczęła snuć swoje scenariusze. Jedno było pewne - obie nie byłyśmy zadowolone z takiego obrotu spraw, bo pożerała nas ciekawość, a upływający czas tylko ją potęgował. 

Hinduska zjawiła się z samego rana, jeszcze zanim zdążyłyśmy pójść na zajęcia. Już od progu wyglądała na dość zakłopotaną, bo zapewne spodziewała się konfrontacji z nami.

- No proszę, proszę. A od kiedy to się nie wraca na noc? - zaczęła podejrzliwie Jessie, a na policzkach Ami od razu wyskoczył rumieniec.

- Tak wyszło - nieśmiało wzruszyła ramionami i odstawiła torebkę na swoje biurko. 

- Mnie bardziej ciekawi czemu tak długo ukrywałaś przed nami Carlesa? - wtrąciłam się do rozmowy, nie zamierzając odwlekać tego w czasie. 

- Nie bądźcie na mnie złe... Ja po prostu nie chciałam, żebyście źle mnie oceniły - zaczęła się nieporadnie tłumaczyć, a ja od razu wymieniłam z Jess zdezorientowane spojrzenia.

- Niby czemu miałybyśmy cię źle ocenić? - zapytała niebieskooka, marszcząc przy tym brwi.

- Eh, no wiecie... Carles jest obrzydliwie bogaty, nie chciałam żebyście pomyślały, że poleciałam na jego kasę. Po za tym jest czarnoskóry. 

- Dziewczyno, co to ma do rzeczy? - prychnęła Jessie, a mnie w sumie trochę zatkało. Przecież to był absurd. 

- Ami... Nigdy nie będziemy cię oceniać, rozumiesz? Musimy trzymać się razem, ale zatajając takie rzeczy wcale tego nie ułatwiasz - wyjaśniłam spokojnym tonem głosu.

- Właśnie! A to, że jest kasiasty i ma inny kolor skóry, nic nie znaczy. Wiesz, ty też nie jesteś biała - wtrąciła się Jess. 

- Niby tak, ale moi rodzice nigdy nie zaakceptują takiego związku. A ja naprawdę się w nim zakochałam. 

- Widzisz tu gdzieś swoich rodziców? - zapytałam, wskazując ruchem dłoni na nasz pokój - Tym w ogóle nie powinnaś się przejmować. Najważniejsze, żebyś była szczęśliwa. 

- A jak Ci coś zrobi, to powiesimy go za jaja na bramie uniwersytetu! - dodała z entuzjazmem niebieskooka, na co wszystkie zareagowałyśmy śmiechem. 

Przypieczętowałyśmy ów rozmowę potrójnym uściskiem i zaczęłyśmy z Jess zbierać się do wyjścia, bo pierwszy wykład miał zacząć się lada moment. Tego dnia jednakże nawet profesor Philips nie robiła na mnie wrażenia. Za kilka godzin czekało mnie znacznie trudniejsze zadanie - pierwszy dzień w pracy. 


***

Chwilę przed szesnastą zjawiłam się w Starbucksie. Minęłam gigantyczną - a jakże inaczej - kolejkę i podeszłam do Michaela, który od razu powitał mnie przyjaznym uśmiechem. 

- Caroline, zastąpisz mnie na kasie? - zagadnął do dziewczyny która tuż obok układała coś w gablocie z ciastami. Ta zgodziła się bez najmniejszego zawahania, a chłopak zaprosił mnie na zaplecze. 

- Gotowa na naukę? -  zagadnął, puszczając mnie w drzwiach przodem. 

- Tak. Chociaż muszę przyznać, że trochę się stresuję - zaśmiałam się nerwowo, co tylko pogłębiło jego uśmiech.

- Nie ma czego się bać! Zobaczysz, że szybko wszystko załapiesz - próbował mnie pocieszyć, po czym podszedł do jednej z szafek i wyciągnął z niej nowiutki uniform. 

- Proszę, załóż to - podał mi czarną koszulkę polo, zielony fartuszek z logiem kawiarni i plakietkę z moim imieniem. Szybko się przebrałam, korzystając z szatni dla pracowników i zostawiwszy tam moje rzeczy, wróciłam do Michaela. Cóż, muszę przyznać, że było jeszcze ciężej niż przypuszczałam. Te wszystkie kawy, dodatki, ciasta cały czas mi się myliły, chociaż chłopak był bardzo cierpliwym i wyrozumiałym nauczycielem. Zmiana minęła mi w mgnieniu oka i zanim się obejrzałam, mogłam już wracać do domu. 

- Weź to i trochę się poucz. Widzimy się jutro o 16! - podał mi broszurkę z całym menu i dokładnymi instrukcjami. 

- Dzięki. Do zobaczenia jutro! - pożegnałam się z nim, oraz z Caroline i Anne, które również poznałam tego dnia. O dziwo, wracając do uniwersytetu, nie byłam zmęczona. A wręcz przepełniała mnie pozytywna energia i nadzieja, że to wszystko jakoś się ułoży. 

Weszłam do pokoju i od razu namierzyłam wzrokiem rozwaloną na łóżku Jessie.

- To idziemy dzisiaj na tę imprezę? - zapytałam, sprawnie zdejmując ze stóp trampki.

- Wow, wow, wow. Co Ci się stało? - momentalnie podniosła się do pozycji siedzącej i popatrzyła na mnie podejrzliwie.

- Nic - wzruszyłam ramionami - Po prostu mam dobry humor - dopowiedziałam, chociaż moje słowa chyba nie zdołały jej przekonać. W tym samym momencie, z łazienki wyszła Ami, zawijając mokre włosy ręcznikiem. 

- Idziesz z nami dzisiaj do klubu? - od razu zaczepiła ją Jess.

- W sumie... czemu nie. Nie będzie wam przeszkadzało, jeśli wezmę ze sobą Carlesa? 

- A od kiedy z was zrobiły się takie papużki nierozłączki? - zapytała niebieskooka, na co od razu zareagowałam prychnięciem.

- Chciałabym Ci przypomnieć, że ty też non stop przesiadujesz z Tonym - przewróciłam oczami.  Ten argument chyba był dość mocny, bo dziewczyna zamilkła. I takim sposobem, we trójkę zaczęłyśmy szykować się do wyjścia, wywalając z szafy wszystkie ubrania i przegrzebując je w poszukiwaniu idealnych kreacji. Zapowiadał się naprawdę miły wieczór. 

Hello, PrincessWhere stories live. Discover now