Rozdział 5.

14 5 0
                                    

CHRISTIAN

W moim życiu niewiele było rzeczy stałych, ale zaliczały się do nich moja obecność w kancelarii, trening boksu, a także niedzielne obiadki w domu rodziców, których matka nigdy mi jeszcze nie podarowała. Choćby świat się walił, wszystko szło nie tak jak trzeba, Vivien Vaden zawsze, ale to zawsze musiała wyprawić uroczysty obiad w niedzielne popołudnie. Tego dnia nie było inaczej.

Kiedy parkuje swojego Lexusa na okazałym podjeździe, w rezydencji pod miastem, widzę już jak najmłodszy z moich braci, Aaron, cały brudny od smaru, grzebie coś w swoim motocyklu.

Jeśli zapytano by mnie który z naszej czwórki, bo Vivien i Max doczekali się po mnie jeszcze trzech braci i ani jednej córki, przyprawi ich o zawał, to postawiłbym wszystkie swoje pieniądze na najmłodszego Vadena. Już nie raz dokuczaliśmy mu, że wyrosła z niego czarna owca tej rodziny, a on jakby tylko się tym szczycił. Nie pomogły szkoły czy studia z internatem. Aaron był zbuntowany praktycznie od samego początku i o ile każdy z nas miał swój wybrany sport czy instrument, na którym nauczono go grać, tak on, najmłodszy z nas, który powinien być wręcz perełką, rzucił karate i skrzypce na rzecz ulicznych bójek i byle jakiej gitary, którą trzymał w szopie za domem. A mimo to Vivien wciąż go kochała. Mieli ze sobą taką więź, której w dzieciństwie potwornie im zazdrościłem.

— Hej, dzieciaku — witam się z nim, po wyjściu z samochodu. Garaż wręcz trzęsie się od gitarowych riffów jakiejś piosenki Iron Maiden. Oczywiście Aaron tego nie słyszy i wszystko cichnie dopiero wtedy, gdy podskakuje po tym jak staje tuż za jego plecami.

— Cholera, następnym razem mów, że już jesteś, a nie przyprawiaj o zawał — mruczy niewyraźnie, bo z papierosem w zębach. Mierzy mnie wzrokiem, co wyraźnie czuję, i wyciera brudne dłonie o kawałek jakiejś znoszonej koszulki.

— Powiedziałem, po prostu tak głośno słuchasz swojego jazgotu — Unoszę brwi i kręcę głową. — Myślałem, że pozbyłeś się już tego dezela. To w ogóle jeździ? dokuczam mu, bo dobrze wiem jak bardzo jest wrażliwy na punkcie tych swoich dwóch kółek. Pamiętam jeszcze jaką awanturę zrobił mu ojciec, kiedy przyprowadził do garażu tego złoma, twierdząc, że sam go wyremontuje i potem rzuci wszystko, aby objechać całe USA na tym motocyklu. Remont szedł do przodu, ale nie zanosiło się na to, aby mały Aaron wyfrunął z domowego gniazdka. Uroki bycia ulubionym dzieckiem rodziców.

— Ha, ha. Bardzo zabawne — stwierdza, zaciągając się dymem. Częstuje mnie, ale odmawiam. Jeśli już mam coś palić, to kubańskie cygaro do whisky, a nie byle jakiego skręta z tytoniem niewiadomego pochodzenia. — Mama już na ciebie czeka. Uważaj, bo znalazła ci jakąś dziewczynę. Świergota o tym cały dzień — dodaje, na co jęczę. Chyba żadna inna matka nie wzięła sobie bardziej do serca tego, aby dobrze wyswatać swoje dzieci jak Vivien. Nie zliczę już razów, kiedy proponowała mi jakieś wyjścia tylko po to, aby poznać mnie z jakąś dziewczyną, która rzekomo byłaby wspaniałą dla mnie żoną. Nigdy nie wychodziło, a ja zawsze wracałem do siebie zmęczony i wręcz zmordowany słuchaniem o byle czym. Nie chodziło o to, że uważałem kobiety za takie, które nie miały nic do powiedzenia, bo uwielbiam słuchać kobiet, ale po całym dniu batalii sądowej i rzucania prokuratorowi kłód pod nogi, potrzebowałem ciszy i spokoju, a nie świergotania o paznokciach czy nawet o tym, że pogoda dopisywała.

— Świetnie. Ciekawe kogo tym razem. Córka prezydenta? Może sama księżniczka Charlotte? Przewracam oczami i po dokuczeniu bratu ostatni raz, ruszam już w stronę drzwi wejściowych.

Po przekroczeniu progu od razu dociera do mnie zapach wydobywający się z kuchni, a sekundę później w moją stronę biegnie kilka par psich łap. Rodzice uwielbiają zwierzęta, dlatego mieliśmy już kilkanaście chomików, Aaron kiedyś hodował papużki nierozłączki, a psy stanowiły prawdziwych przyjaciół. Mój ojciec, Max, po jednym z wyjazdów w delegację do Anglii, zakochał się w Wyżłach, dlatego właśnie te czworonogi prawie powalają mnie na podłogę, chcąc się ze mną przywitać czy polizać mnie po twarzy.

Zapach różOnde as histórias ganham vida. Descobre agora