Rozdział drugi

354 24 30
                                    


 Mimo, że samolot nadal stał na pasie startowym, to Maia słyszała jak szumi jej w uszach i coś mocno przewraca się w żołądku. Spojrzenie tych oczu śmiało można było porównać do spojrzenia drapieżnika, który paraliżował wzrokiem swoją ofiarę, by wkrótce bez reszty ją pożreć. Nie miała pojęcia, jak wyglądała jej mina ani czy nie była teraz blada, jak kilkudniowy trup. Jej elokwentny zwykle język zdrętwiał, a w głowie czuła tylko pustkę. Pustkę i strach.

– Ależ oczywiście, że to będzie udany weekend! – zapewniła wesoło Azzurra, a Maia prawie rzuciła się by ją uściskać z wdzięczności, bowiem Dario odruchowo skupił teraz swoją uwagę na siostrze.

– Będzie wspaniały, ja już to wiem! – dopowiedział Tiziano, który wyłonił się zza pleców Maranzano i szybko pochylił się nad Eve, by móc sięgnąć ust narzeczonej i powitać ją czułym pocałunkiem. – Dzień dobry moja piękna sarenko!

– Sarenko? – Dario bardziej warknął, niż naprawdę wypowiedział to słowo, a na jego twarzy natychmiast pojawił się głęboki niesmak. 

Maia ledwo zdusiła jęk rozpaczy, od razu dochodząc do wniosku, że już od samego początku wszystko szło nie tak, jak trzeba.

– Tizi wymyślił kiedyś jakąś bzdurę o tym, że Maia ma oczy jak spłoszona sarna – odezwała się pogardliwie Eveline, wymownie się przy tym krzywiąc.

Maia znów zesztywniała, bowiem spojrzenie dona ponownie skupiło się na niej. Na kilka sekund zapadła ciężka cisza, po czym Maranzano prychnął drwiąco.

– Rzeczywiście brzmi jak dziecinna bzdura. – Wulkan wreszcie oderwał wzrok od Mai i przeniósł go na Eveline. – Domyślam się, że to ty jesteś przyjaciółką panny Sorrentino?

– Najlepszą przyjaciółką – doprecyzowała z uśmiechem. – Eveline Vaccaro, bardzo mi miło i dziękuję za zaproszenie – dodała, o dziwo w ogóle nie skrępowana dominującą osobowością Daria.

– Cała przyjemność po naszej stronie! – zapewnił gorliwie wysoki brunet, przepychając się przed Maranzano, by móc na powitanie ucałować dłoń Eveline. – Jestem Gregorio Gambino, ale możesz mi mówić Gregor. – Gdy tylko to oznajmił, szybko przechylił się nad lekko zszokowaną Eve i mocno cmoknął Maię w policzek rzucając przy tym wesoło: – Cześć mała! – A zaraz potem, jak gdyby nigdy nic, zajął wolne miejsce naprzeciwko nich i z równym entuzjazmem ucałował Azzurrę, która zachichotała i uroczo się zarumieniła.

– Ale się popisuje – burknął ponuro pod nosem Enzo – młodszy brat Tiziana, patrząc z wyrzutem na Gregoria. – Maia doskonale wiedziała, że Eveline wpadła mu w oko od praktycznie ich pierwszego spotkania, ale Enzo Nicoletti był od niej o trzy lata młodszy, a na dodatek jego rodzina nie mogła sobie pozwolić na drugi ślub z tak marnymi koneksjami. Już i tak plotkowano tylko o tym, że Tiziano znalazł narzeczoną poniżej swojej sfery.

Maranzano w tym czasie przeszedł na drugą stronę samolotu, by przywitać się z Rioną i Carą. Obie kobiety na jego widok natychmiast poderwały się z miejsc i głupio rechocząc rzuciły się, by go uściskać i wycałować. Maia nie miała pewności, bowiem Dario stał do niej plecami, niemniej coś w jego sztywnej postawie wyraźnie mówiło jej, że capo wcale nie był zachwycony tak wylewnym i bezpośrednim powitaniem.

Nastąpiło małe zamieszanie z zajmowaniem miejsc, ale z ulgą przyjęła to, że Tiziano postanowił usiąść ze swoim bratem. Dario zajął miejsce z dala od nich – naprzeciwko Riony i jej przyjaciółki, a obok niego usiadł Vincenzo Corti – który, z tego co Maia wiedziała, od wielu lat był szefem jego ochrony.

Samolot wreszcie wystartował, a panna Sorrentino z cichym westchnieniem dokończyła swoją mimozę. Naprawdę czuła coraz większy niepokój z powodu tego, że Wulkan Maranzano najwyraźniej naprawdę jej nie polubił. Pozostawało jej mieć nadzieję, że jednak zdoła go jakoś do siebie przekonać, nim ten wspólny weekend dobiegnie końca.

Bez WyjątkówWhere stories live. Discover now