Rozdział siódmy

748 27 27
                                    


Pomimo, iż nie było jeszcze specjalnie późno klub "Esencja", którego właścicielem była rodzina Nicolettich, był pełen młodych, rozgadanych i roztańczonych ludzi. Tiziano mocno trzymał dłoń narzeczonej, przeciskając się w stronę baru, a idący zaraz za nimi Ilario, czujnie rozglądał się dookoła.

Maia nie była specjalnie zachwycona tym, iż Tizio nalegał na to, by przyjechali akurat w to miejsce. Liczyła na miłą, romantyczną kolację we dwoje w towarzystwie dobrego wina i przyjemnej włoskiej muzyki, a nie na parną, pełną pijanych ludzi dyskotekę, gdzie by porozmawiać, to tak naprawdę trzeba było do siebie krzyczeć.

– Chodź, weźmiemy sobie jakieś fajne drinki – Tiziano nachylił się do niej, ale i tak Maia bardziej wyczytała to z ruchu jego warg, niż usłyszała przez głośno dudniąca muzykę.

– Nie mam ochoty na alkohol – poinformowała go dość oschle.

Naprawdę nie chciała psuć pierwszego od dawna razem spędzonego wieczoru, ale fakt, że Tiziano bez uprzedzenia zmienił ich plany i najwyraźniej znów był nieco podpity, skutecznie zepsuł jej humor. Przez chwilę miała nawet ochotę poprosić Ilaria, by jak najszybciej odwiózł ją do domu.

Stanęli przy barze, a Tizio gestem dał znać barmanowi, że powinien natychmiast podejść i przyjąć ich zamówienie, co ten niezwłocznie uczynił. Nicoletti zamówił całą butelkę whisky, a Maia poprosiła dla siebie tylko o wodę z lodem.

– Weźmiemy napoje i pójdziemy do mojego gabinetu – zaproponował z chłopięcym uśmiechem, który od zawsze tak lubiła. – Tam będziemy mogli swobodnie porozmawiać i nacieszyć się sobą. – Mówił to wszystko wprost do jej do ucha, tak by upewnić się, że dobrze go usłyszała.

– W porządku – odpowiedziała, starając się robić dobrą minę do złej gry.

– Nie masz pojęcia, jak się cieszę, że jesteśmy tu dziś razem! – Tizio zarzucił jej rękę na ramię i przycisnął ją do swego boku, mimo iż było to dość niewygodne, gdy wspinali się po wąskich schodach.

– Też się z tego cieszę... – powiedziała to, choć wcale nie była tak do końca o tym przekonana.

Gabinet Tizia był umiejscowiony na poddaszu. Było to dość spore pomieszczenie, którego jedną ze ścian  w całości stanowiły lustra weneckie, umieszczone bezpośrednio nad parkietem. Poza tym wyposażeniem pokoju były: duże biurko, wygodny, biurowy fotel i mały stoliczek, stojący tuż obok niewielkiej, skórzanej, czarnej kanapy.

Tiziano wszedł jako pierwszy do pokoju i odstawił ich napoje, po czym odwrócił się i obdarzył Maię uwodzicielskim uśmiechem.

W tym czasie ona rozejrzała się po pokoju i zauważyła, że na biurku było zawalone jakimiś papierami, a na kanapie leżała niewielka poduszka i skotłowany koc. Czyżby jej narzeczony sypiał w tym gabinecie? To byłoby dziwne, bowiem Maia była przekonana, że większość czasu Tizio spędzał ostatnio w Nowym Jorku, wykonując bezpośrednie rozkazy Daria.

Jej oględziny i rozmyślania przerwał cichy szczęk zamka. Szybko się odwróciła i spostrzegła, że jej narzeczony przekręcił klucz tkwiący w drzwiach. 

– To tylko po to, by nikt nam przypadkiem nie przeszkadzał – pośpieszył z wyjaśnieniami Tizio, widząc jej zaskoczoną minę.

– Niby w czym mieliby nam tu przeszkadzać? – zapytała ponuro. Cała ta sytuacja coraz mniej zaczynała jej się podobać.

Tiziano podszedł do niej powoli, uśmiechając się dwuznacznie. Maia starała się nie wzdrygnąć, gdy jego dłonie przejechały po jej odkrytych ramionach.

Bez WyjątkówWhere stories live. Discover now