Rozdział trzeci

324 24 22
                                    


 Na chwilę w jadalni zapanowała cisza, a uwaga wszystkich skupiła się na Mai, która miała wrażenie, że serce za chwilę wyskoczy jej przez gardło. Sam głos i spojrzenie Maranzano doprowadzały ją do stanu, którego zupełnie nie rozumiała. Jednocześnie był to niepokój, niepewność i napięcie, ale również jakaś dziwna fascynacja całym mrokiem, który skrywał ten mężczyzna. O co w tym wszystkim chodziło?

Wreszcie jednak ciszę przerwał wybuch śmiechu Tiziana.

– Zabawna anegdotka! – stwierdził gładko, zarzucając ramię na oparcie krzesła narzeczonej, jakby chcąc podkreślić do kogo tak naprawdę należała.

– O mój Boże... – szepnęła cicho Eve. – To mnie zaczyna nieco przerażać.

Maia spojrzała z ukosa na przyjaciółkę i szybko zrozumiała, że Eveline znów dopasowuje tę rozmowę do swojej teorii o tym, że Maranzano chciałby zrobić z niej swoją kochankę. Naprawdę nie sądziła, że to była prawda, ale mimo to jej niepokój wcale nie mijał.

– A wiesz Dario, że Maia ma na drugie imię tak samo, jak nazywała się twoja matka? – wtrącił wciąż rozbawiony Tiziano.

Z całych sił powstrzymywała się w tej chwili przed kopnięciem go w piszczel. Po co w ogóle o tym wspominał? Najchętniej zrobiłaby wszystko, by odwrócić od siebie uwagę, a Tiziano znów ją na nią niepotrzebnie ściągał.

– Naprawdę? – zainteresowała się Riona. – To jakieś popularne włoskie imię, że przez przypadek nosisz akurat takie samo?

Maia odchrząknęła, walcząc z pragnieniem by najpierw się czegoś napić, nim zdobędzie się na odpowiedź. Usiłowała patrzeć wszędzie, byle nie na Daria, który nadal nie odrywał od niej spojrzenia swoich przenikliwych, ciemnych oczu.

– Moja matka chrzestna uznała, że rodzice powinni nadać mi drugie imię na cześć jakiejś silnej kobiety. – Mimo wszelkich starań, głos Mai nie brzmiał o wiele głośniej od szeptu. – A jako, że przyjaźniła się w młodości z Donną Maranzano, to zasugerowała właśnie imię Lucia.

– Czyli wychodzi na to, że naprawdę nosisz drugie imię po matce Daria? – zapytała dziwnie podekscytowana Azzurra.

– Najwyraźniej – mruknęła pod nosem Maia, sięgając wreszcie po swój sok, by spróbować jakoś pozbyć się z gardła tego nieznośnego pieczenia.

– Twoją matką chrzestną była Elizabeth Fusco? – zapytał nagle Dario, a ona o mało co się nie oblała, odruchowo spoglądając w jego stronę.

– Tak... To była bliska kuzynka mojej mamy.

– Czyli nosisz imiona po bogini i dwóch niezwykłych kobietach – Dario o dziwo wreszcie skupił swój wzrok na talerzu, spokojnie krojąc kawałek melona.

Czuła jak jej krew pędzi w żyłach, a policzki zaczynają się rumienić. Czy on naprawdę jakimś cudem zapamiętał, że miała na trzecie imię Elizabeth, bowiem jej matka stwierdziła, że matka chrzestna Mai również zasłużyła w ten sposób na uhonorowanie?

– Szkoda, że nie ma w tym alkoholu – mruknęła Eve, również sięgając po sok. – Czuję, że jest mi on tu coraz bardziej potrzebny.

Maia ostatkiem sił powstrzymała się od tego, by potrzeć ramiona i jakoś pozbyć się z nich gęsiej skórki. Cała ta rozmowa faktycznie była cholernie niezręczna.

– A ja mam na drugię imię Mairead! – wtrąciła się głośno Riona. – To znaczy "perła" i dlatego też perły, to moja ukochana biżuteria! – Kobieta znacząco mrugnęła do Daria, nie pozostawiając wątpliwości, co chciałaby mu zasugerować.
– A ja mam na drugie Eithne! – Cara chyba koniecznie chciała, by ją również zauważono. – A to oznacza "nasionko"!

Bez WyjątkówWhere stories live. Discover now