Rozdział piąty

313 28 30
                                    


Przepraszam za opóźnienie - wattpad miał jakieś problemy. Szczęśliwego nowego roku dla Wszystkich! 💜 🌟

<><><>

Tiziano przespał cały lot, wtulony mocno w jej ramię. Maia nie miała pojęcia co go, aż tak wymęczyło. Czy był to strach o ojca, czy może stres jaki odczuwał wcześniej w związku z zadaniem jakie wyznaczył mu Maranzano? Może to właśnie dlatego Tizio był, aż tak bardzo zaniepokojony? Czy to kumulacja tych dwóch sprawa mogła w ten sposób na niego zadziałać?

Po wylądowaniu w Filadelfii razem z Ilariem odwieźli Maię prosto do domu, mimo że wielokrotnie proponowała narzeczonemu, że pojedzie razem z nimi do szpitala. Tiziano odmówił, tłumacząc się, że lepiej nie robić zamieszania. Obiecał, że od razu sam pojedzie sprawdzić jak miewa się senior Nicoletti, a zaraz później zadzwoni do Mai i zda jej z tego wszystkiego obszerną relację.

<><><>

Z cichym westchnieniem ulgi, weszła do ukochanego domu. Uwielbiała to miejsce i jego atmosferę i naprawdę nie wyobrażała sobie, jak to będzie już wkrótce się stąd wyprowadzić. Nagle coś małego i szybkiego przebiegło tuż przy jej butach, potrącając przy tym walizkę. Maia rozejrzała się szybko dookoła próbując dostrzec, co to tak właściwie było, ale nie zobaczyła nic, poza mokrym śladem na marmurowej posadzce. Jedyne co przychodziło jej w tej chwili do głowy, to tylko to, że Galenie nawiał jej ukochany szczur – Escobar. Jednak odniosła wrażenie, że to, co właśnie obok niej przemknęło było sporo od niego większe.

– Hej! – Gal była zziajana i zlana potem. Wbiegła do holu i choć się przywitała, to jednak nawet na krótko nie spojrzała w stronę siostry, wyraźnie zajęta rozglądaniem się po wszystkich zakamarkach, jakby czegoś usilnie szukała. – Nie wiedziałam, że to już dziś miałaś wrócić – sapnęła, pochylając się i nadal zaglądając w każdy kąt.

– Plany nam się pozmieniały – odpowiedziała zdawkowo Maia, doskonale wiedząc, że Gal i tak jej w tej chwili prawdopodobnie nie słuchała.

– Świetnie, świetnie – wymamrotała młoda, jednocześnie pochylając się, by spojrzeć pod stojącą w holu komodę.

– Tata u siebie? – zapytała Maia, chcąc jak najszybciej przekazać ojcu ciążącą jej w torebce kopertę. Całą drogę powrotną do domu zachodziła w głowę, czego to Maranzano mógł chcieć od jej ojca.

– Nie wiem, chyba tak – Galena obeszła siostrę, usiłując jednocześnie zajrzeć pod jej walizkę.

– Szukasz czegoś? – zdecydowała się wreszcie zapytać Maia.

– Cholera! – Galena przyłożyła dłoń do spoconego czoła. – Nie widziałaś przypadkiem gdzieś Draco?

– Draco? – Maia zamrugała w konsternacji. – Jakiego Draco?

– Jako to jakiego Draco? Malfoy'a! – Galena posłała jej spojrzenie pełne dezaprobaty.

– Czy chcesz mi powiedzieć, że to małe mokre coś, co przebiegło mi praktycznie po butach to była cholerna fertka?! – wykrzyknęła Maia.

Galena uśmiechnęła się przepraszająco.

– Mój kumpel z klasy dostał go na urodziny, ale jego matka uznała, że jest obrzydliwy i kazała mu go natychmiast wyrzucić. Dobrze wiesz, że nie mogłam dopuścić do tego, by wylądował na ulicy! – wyrzucała z siebie pośpiesznie wyjaśnienia.

– No co ty nie powiesz! – Maia potarła skronie, mając nadzieję, że ten dzień nie przyniesie jej bólu głowy.

– Właśnie go wykąpałam, bo trochę cuchnął, ale gdy tylko odwróciłam się po ręcznik, to ten mały skurkowaniec mi nawiał – Galena wyglądała na wyraźnie zmęczoną. – A mama i tata jeszcze o nim nie wiedzą. Proszę cię! Tylko jeszcze nic im nie mów! Trochę się boję, jak zareagują po tym ostatnim incydencie z kameleonem...

Bez WyjątkówOù les histoires vivent. Découvrez maintenant