10.

342 51 29
                                    

 — No to co, popilnujesz dzisiaj Mii? — Uśmiechnął się Sam, klepiąc ramię kolegi.

— Co, proszę? 

Bucky o mało nie opluł się mlekiem zaskoczony pytaniem Wilsona i jego obecnością w kuchni. Sądził, że mężczyzna gdzieś wyszedł, wnioskując po godzinie, którą wybijał zegar oraz jego wiecznie zapchanym grafiku. 

— Wczoraj mówiłeś, że nie jest taka zła, więc przez pół dnia mógłbyś się nią zająć.

— Jestem zabójcą, a nie niańką.

— Mówisz, że chcesz uciec od przeszłości. Niańka to nie takie złe wyjście — zaśmiał się. 

Barnes posłał mu mordercze spojrzenie. 

— A gdzie ty się wybierasz?

— Dzisiaj spotkanie z weteranami. Nie zabiorę tam małej. Później muszę jechać na zakupy, ponieważ zaprosiłem Suzan na kolację. 

— Jeszcze ona tu przyjdzie — mruknął brunet i przewrócił oczami.

— Co powiedziałeś?

— Nic, nic. — Wzruszył ramionami. — Steve chyba jej jeszcze nie zna. Jego też zaproś. Będzie raźniej, a co najważniejsze – Mia się ucieszy.

— Nie wiem, czy zauważyłeś, współlokatorze, ale wyżerasz mi codziennie połowę lodówki. Będą cztery osoby na kolacji, a dodać do tego Steve'a, który je jeszcze więcej, to musiałbym wynająć cały katering i przygotować szwedzki stół. 

— To nie jest nasza wina, tylko serum superżołnierza. Musimy skądś brać energię, nieprawdaż tłuścioszku?

— Chcę, żeby Mia poznała Suzan na spokojnie. Przy Stevie będzie się zachowywała jak po energetykach. Poza tym był u nas wczoraj. Kolejny supergościu nie będzie mieszkał w moim domu. 

Barnes popatrzył przez chwilę na Sama, kalkulując wszystko w głowie. 

— To ile cię nie będzie?

— No nie wiem. Trzy godziny, może trochę więcej — powiedział, zerkając na zegarek. — Będę się spieszył — dodał, widząc, że Bucky ulega. 

— Na którą ta kolacja?

— Dziewiętnasta. 

— A ona pojedzie do domu, czy zostanie?

— Nie wiem, zobaczymy. Wolałbym, żeby została, ale to by oznaczało, że Mia musiałaby spać z tobą — wytłumaczył.

— Dobra, jedź na to spotkanie. Zostanę z nią — powiedział Bucky po chwili ciszy. 

— Dzięki. Jeżeli mógłbyś, to zostawię wam listę zakupów i sami moglibyście iść po...

— Będę niańką, ale już nie pakuj mnie w bycie gosposią — przerwał mu. 

— OK, OK, już spokojnie, groźny zabójco. — Uniósł ręce w geście poddania się. — Więc ja już jadę. — Złapał kluczyki ze stolika i poszedł w stronę drzwi wyjściowych.

— A gdzie Mia? — zapytał Barnes.

— Śpi jeszcze. — Wilson otworzył drzwi. — Zrób jej coś na śniadanie! — krzyknął, zanim je zamknął. 

— Ech... Co ja tu robię? — Długowłosy przejechał sobie ręką po twarzy.

— I nie jestem żadnym tłuściochem! — Wrzasnął Sam.

WspółlokatorzyWhere stories live. Discover now