Księga 1 Rozdział 5

131 10 0
                                    

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Rozdział 5 – Jasny Fryz
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Księżyc w pełni jasno świecił na gwieździstym niebie, rozświetlając królestwo Corony, a straże pełniący nocną wartę powoli usypiali przez późną godzinę. Wydawać by się mogło, że to zwykła, cicha i spokojna noc jak każda inna. Jednak to nieprawda. W cieniu alejek niezauważenie uciekała przed Mirandą zakapturzona postać. Nie starała się jednak przeszkodzić dziewczynie w gonieniu jej, co brunetce już trąciło pułapką. Mimo to goniła dalej tajemniczą personę, kierując ją ku ślepemu zaułkowi. I w końcu udało jej się.

– No dobra, koniec trasy szczurze. Gadaj co żeś ukradł!

Osoba zdjęła kaptur, ukazując swoją tożsamość, a Miranda jedynie przybiła sobie piątkę z czołem załamana.

– Mamo! Ughhhh! – jęknęła. – Nie mogłaś wrzucić mi kartki z napisem "Musimy się spotkać, czekam w podejrzanej, ciemniej uliczce" zamiast wkradać mi się do domu i uciekać jak złodziej, którym jesteś?

– Chciałam ci tylko coś zostawić.

Dziewczyna skrzyżowała ręce. – To łapówka, żebym nie wydała cię królowi, mam rację? – domyśliła się, bo w końcu jaki inny powód mogłaby mieć jej matka?

– Co? Nie! – oburzyła się kobieta, na co Miranda tylko uniosła brwi, nie wierząc matce. – To nagroda z góry za pomoc w pewnej sprawie.

– Ja bym tego tak nie nazwała.

– Mniejsza! Pomożesz mi wykraść złoto ze skarbca?

Mirandę chwilowo zatkało. – Skarbca? Że królewskiego skarbca??

– No przecież nie będę okradać jakichś marnych szlachciców – obruszyła się znów kobieta.

– O nie! – Machnęła rękoma. – Nie ma mowy! Nie pomogę ci. Dałam ciotce słowo, że przestanę sprawiać kłopoty.

– Słuchając Minervy daleko nie zajedziesz. Ze mną natomiast będziesz żyć pełnią życia!

– Podziękuję. Szczerze to nie wiem czy mam się cieszyć, że w końcu się mną zainteresowałaś, czy raczej złościć, że cię przy mnie nie było kiedy cię najbardziej potrzebowałam.

– A ty znowu o tym. – Kobiecie zrzedła mina.

– A dziwisz się?

– Ugh. To będzie szybka robota. Zwiniemy złoto, potem kupimy jakąś wielką łajbę. Będziemy podróżować wspólnie – dalej ją przekonywała.

– Jasne, a w międzyczasie przygotują nam stryczek i nas powieszą. Świetny plan! Może od razu im się wydamy? – rzuciła sarkastycznie.

– Nie to nie. Ja nie zamierzam odpuścić Fryderykowi.

Brunetka załamała się dziecięcym podejściem matki, składając ręce jak do modlitwy i przykładając je do ust, prosząc o cierpliwość do kobiety.

– Jeżeli dasz się złapać to nawet nie myśl, że będę cię wyciągać.

– Ja nie potrzebuję niczyjej pomocy.

Miranda ziewnęła zmęczona. – Czyżby? To co właśnie robisz jak nie prosisz o pomoc?

– Oferuje współpracę.

– Zwał jak zwał. Moja odpowiedź wciąż jest taka sama. Nie pakuj się w kłopoty. Bye~

Odwróciła się, ruszając z powrotem w kierunku gospody. Nagle jednak zawróciła i podbiegła przytulić zaskoczoną tym gestem matkę. Miranda pomaszerowała szybkim krokiem do domu, za to kobieta stała wciąż lekko oszołomiona. Uśmiechnęła się do siebie i zniknęła w ciemnościach ulic Corony. Księżyc zdążył częściowo zajść za chmury, więc młoda brunetka kilka razy pomyliła drogi przez ciemności. Po dość długim błądzeniu w końcu znalazła swoje okno i weszła przez nie do sypialni. Tam czekał już na nią jej wiewiór, który przytuptał na tylnich łapach nieprzytomny. Gapił się chwilę jakby oskarżając ją, że nie daje mu spać, gdzie w rzeczywistości wiewiór z własnej woli nie położył się do łóżka bez swojej pani i czekał na nią cierpliwie.

Zaplątani Przez LosWhere stories live. Discover now