9.

223 14 10
                                    

Od trzech dni jestem w domu. Moi rodzice jeszcze nie wrócili z delegacji,a starszy brat rzadko bywa w domu. Nie wiem jak to zorganizowali,że rodzice o niczym się nie dowiedzieli. Zoey całe dnie spędza a to  na dworze,a to w szkole lub z koleżankami. Od kiedy wróciłam do domu ze szpitala straciłam z nią kontakt. Często nocuje u swojej przyjaciółki. Jedynymi osobami jakie się mną interesują są Ana i Jason. Od czasu do czasu wpada Matt, ponieważ Ana nie potrafiła utrzymać języka za zębami, a zresztą pościel jego rodziców była cała we krwi.

Jason i Ana pełnią tak jakby służbę nade mną. Zmieniają się co 12 godzin. Rano około 9 wpada do mnie Jason robi śniadanie, zabiera na dwór jeżeli mi się chce ruszyć tyłek i wygłupia się ze mną. Ana cały czas wisi na telefonie,a to z nim,a to ze mną. Przychodzi do mnie o 22 lub później i zostaje na noc. Jej rodzice nie mają nic przeciwko, ponieważ Ana nie pierwszy raz sypia u mnie kilka dni z rzędu. Państwo Todd to bardzo mili ludzie. Kochają Anę i mnie. Nazywają mnie ich drugą córką. Nie przeszkadza mi to.Bardzo ich lubię i traktuję jak drugich rodziców.

Od wyjścia ze szpitala nie rozmawiałam jeszcze z Jasonem. Chcę z nim wszystko ustalić. Po tych 3 dniach naprawdę poznaliśmy się lepiej i lubimy swoje towarzystwo. Śni mi się cały czas ten sam sen. Budzę się w nocy zalana potem. Akcja troszkę się zmienia,ale mam wrażenie że to tylko moje złudzenia. Wciąż zastanawiają mnie słowa Jasona ''To nie jest koniec twoich problemów.To dopiero początek.'' Co to ma znaczyć ja się pytam?! Jaki początek? Czego?!

Niedługo miałam zamiar pojechać za miasto, bo otworzyli nową galerię sztuki. Interesowało mnie to, nawet bardzo. Jako że nie miałam ochoty jechać sama, Jason zaoferował się jako osoba towarzysząca oraz kierowca. Ucieszyło mnie to, ale nie miałam pojęcia co wyjdzie po naszej rozmowie, jaką mam zamiar z nim dzisiaj przeprowadzić.

Jak zawsze rano przyszedł do mnie Jason i zrobił całej naszej trójce śniadanie. Zoey nie wróciła na noc do domu.Napisała jedynie że zostaje na noc u Alie. Matt znowu gdzieś się pewnie szlajał i również niebyło go na noc w domu. Ciekawe czy ma jakąś dziewczynę. Nie wiem i wątpię żeby mi powiedział.

Z zamyśleń wyrwał mnie Jason.

-Puk puk.Śniadanie.Gdzie Ana? Myślałem,że zostanie?

-Nie poszła do domu. Spieszyła się. Słuchaj Jason..-powiedziałam i ruchem ręki pokazałam aby usiadł koło mnie.-Musimy pogadać.Nie znamy się długo i..-zawachałam się- jest to odrobinę dziwne. Nie zrozum mnie źle.Jestem ci wdzięczna za te ostatnie dni oraz za uratowanie życia,ale nie wiem do czego zmierza nasza znajomość. Nie wiem jak ty to odbierasz,ale ja nie chcę mieć chłopaka jak na razie.To że przebywasz często u mnie.. NIe to że mi to przeszkadza. nie nie wręcz przeciwnie.-zrobiłam pauzę- Muszę opocząć.

-Dobrze to połóż się, a później pogada.. nie o to ci chodzi?-zapytał zbity.

-Nie.Przepraszam Jason.Naprawdę jestem ci wdzięczna i jesteś wspaniałym przyjacielem.Jeszcze nikt nie zrobił dla mnie tyle co ty. Jesteś dla mnie ważny, ale nie wiem czy umiałabym darzyć cię innym uczuciem.Przynajmiej na razie tak uważam.

-Słuchaj Jenn.Rozumiem. Dużo przeżyłaś w ostatnich dniach. Poznałaś mnie, miałaś ''wypadek'' a teraz jakis obcy chłopak przychodzi do ciebie codziennie do domu i się tobą opiekuje. Rozumiem,ale ja nie chcę kończyć tego co jest ..

-Nie kończ-nie mogłam mu na to pozwolić bo wiedziałam dokąd prowadzi ta rozmowa.-Naprawdę miło było cię poznać.-ściszyłam swój głos i przymknęłam oczy aby powstrzymać łzy.-Między nami nic nie ma.Proszę idź już.Nie musisz już przychodzić.

-Ale Jenn słuchaj..

-Nie Jason.Proszę idź już.

-Dobrze. Pójdę. Chcę żebyś wiedziała że jesteś bezpieczna. Do zobaczenia. Pa..

-Nie Jason.Nie pa,nie cześć...

-Nie rozumiem cię?-powiedział zdezorientowany.

-Żegnaj Jason.-powiedziałam cicho i odwróciłam głowę.Stał przez chwilę ,a następnie powiedział.

-To prawdopodobnie nasze ostatnie spotkanie.To chcesz mi powiedzieć tak? Chcesz to skończyć. Ja nie odpuszę , będę cię chronił. Obiecuję.

Powiedział i ruszył w stronę drzwi.Walczę z tym aby go nie zawołać i mocno przytulić. SŁyszę jedna trzask drzwiami. Odszedł i to przeze mnie.

Siedzę i niewidzącym wzrokiem wpatruję się w ścianę.Jestem odrętwiała.Nie czuję nic prócz bólu.Jak długo będę przez to przechodzić? Nie znam go przecież długo.Nie mogłam się zakochać. Po dłuższym czasie  powoli dociera do mnie ogrom tego, co właśnie zrobiłam.Cholera, wywaliłam go. Chłopaka który mnie uratował.Chłopaka który się mną opiekował. Chłopaka którego darzyłam jakiśm uczuciem. Wciągam głośno powietrze, gdy przecina mnie ostry jak nóż ból. Po moich policzkach płyną niechciane łzy i ocieram je pospiesznie dłonią, aby nie rozmazał mi się wczorajszy tusz. Tego bólu nie da się opisać. Fizyczny... psychiczny... jest wszędzie, wsącza się do mego szpiku. Gdzieś w głębi pojawia się niedobra, nieproszona myśl pochodząca od mojej wewnętrznej podświadomości, która krzywi się drwiąco: ''ból fizyczny po torturach Taylora to nic w porówaniu z tym cierpieniem.'' Zwijam się w kulkę rozmaczliwie tuląc do siebie poduszkę i popadam w długi sen.

Wieczny senDär berättelser lever. Upptäck nu