Rozdział XXVIII

2.4K 131 29
                                    


- Harry - wyszeptałam, pochylając się do mojego przyjaciela ukrytego pod powłoką mugola z pobliskiej wsi. Staliśmy na cmentarzu w Dolinie Godryka, gdzie postanowiliśmy odwiedzić grób jego rodziców, a gdzie znalazłam również symbol widniejący na książce otrzymanej w spadku po Dumbledorze.

Wyczarowałam wiązankę, złożyliśmy ją tuż pod imieniem i nazwiskiem matki Harry'ego, gdy poczułam nieprzyjemne mrowienie na karku. Jedno spojrzenie za siebie upewniło mnie, że przeczucie nie było złudne.

Złapałam go pod rękę, żeby móc mówić jak najciszej.

- Myślę, że ktoś obserwuje nas spod kościoła - zesztywniał. Wyłapałam automatyczny ruch zwiastujący obrót, więc szarpnęłam lekko jego ramię. - Nie rozglądaj się!

Widziałam, że zaciska zęby, ale posłuchał. Oparł swoją głowę o moją, przez co wyglądaliśmy jak zwyczajna, zakochana para starszych ludzi.

- Kierujmy się powoli do wyjścia - powiedział. - Udajmy, że nic nie zauważyliśmy.

Kiwnęłam głową, odsunęłam się na dwa kroki i wyciągnęłam dłoń w jego stronę. Uznałam, że będziemy wyglądać bardziej wiarygodnie, jeśli pójdziemy za ręce.

Postanowiliśmy ruszyć w stronę drugiego wyjścia, dzięki czemu trafiliśmy na niewielki, opustoszały rynek.
Śnieg pokrywał grubą warstwą każdy centymetr ziemi, dlatego użycie peleryny niewidki nie wchodziło w grę - ślady butów od razu by nas wydały.

Minęliśmy gospodę, z której dochodziły śmiechy i cudowne zapachy. Już wcześniej doszliśmy do wniosku, że nieopatrznie wybraliśmy na dzień wyprawy Wigilię, jednak dopiero wtedy, gdy dotarła do mnie cudowna woń jedzenia, poczułam smutek. Tęskniłam za rodzicami, Hogwartem, za życiem, które miałam zanim to wszystko się zaczęło. Wiedziałam, że już nic, nigdy nie będzie takie samo.

Zatrzymało mnie nagłe szarpnięcie. Zorientowałam się, że weszliśmy w uliczkę, pełną domków jednorodzinnych. Harry przystanął krok ode mnie, ze wzrokiem utkwionym w budynku po lewej. Podążyłam za jego spojrzeniem i uznałam, że budynek, to zbyt duże słowo. Patrzyliśmy na ruinę i potrzebowałam sekundy, żeby zrozumieć czym jest. Z pomocą przyszła również tabliczka, która pojawiła się znikąd- głosiła, że patrzymy na dom Potterów, pozostawiony w stanie niezmienionym, na pamiątkę minionych wydarzeń.

Mój smutek tylko się pogłębił, wiedziałam jednak, że jest niczym, w porównaniu z tym, co musiał czuć mój przyjaciel. Obróciłam się w jego stronę, z zamiarem dodania otuchy, jednak zamarłam z ręką w powietrzu.

- Harry...

Ponad jego ramieniem zobaczyłam starszą kobietę, ubraną zaledwie w cienki, jesienny płaszcz. Miała nagie stopy, i puste oczy, wpatrujące się w nas z uwagą. Poczułam dreszcz na karku, a przerażenie złapało moje serce w szpony.

Zaalarmowany zmianą w moim głosie, Harry obrócił się w stronę, w którą patrzyłam.

- Pani jest Bathildą Bagshot, prawda? - zapytał, czym zaskarbił sobie moje zdziwione spojrzenie. - Widziałem pani zdjęcie w książce Rity Skeeter.

Miałam ochotę uderzyć się otwartą dłonią w czoło. Kobieta pokiwała głową, a ja w między czasie przyglądałam się jej uważnie. Rzeczywiście, była podobna do postaci, którą przedstawiało zdjęcie wydrukowane w książce, jednak była bardziej zniszczona i było w niej jakby mniej... życia.

Machnęła na nas ręką, żebyśmy poszli za nią i ruszyła. Słowa protestu zamarły mi na ustach, gdy bez zastanowienia zostałam pociągnięta za nią.

Klucz do szczęścia (ZAKOŃCZONE)Where stories live. Discover now