2.1 - Utopia...

1.8K 83 26
                                    

Leśna ścieżka rozpościerała się jakby w nieskończoność, kiedy Alex przemierzała drzewne alejki świerkowego lasu. Stukot kopyt Benfego, konia dziewczyny, rozchodziły się po ziemi i nikły w gęstwinie zarośli. Gdzieś w oddali białowłosa mogła usłyszeć dźwięk rwącej rzeki, co bardzo ją uradowało.

Chwilę później, gdy szum wody stawał się coraz głośniejszy, zsiadła z rumaka prowadząc go wprost do koryta, na co zwierzę parsknęło zadowolone i zaraz podeszło do wody, pijąc łapczywie.

Dała Benfemu wolną rękę. Puściła lejce i sama nachyliła się nad lustrzaną taflą. Zdjęła kaptur, po czym nabrała zimną ciecz do rąk, przemywając zmęczoną twarz. Westchnęła ciężko na swoje odbicie. Odkąd rodzeństwo Pevsnsie opuściło Narnię, prawie pięć lat temu, dosyć się zmieniła, nie tylko z charakteru, ale też z wyglądu. Jej niegdyś do ramion białe włosy, teraz sięgały jej do pasa, a twarz wydawała się nieco wydłużyć. Oczywiście jak każda kobieta dostała również kształtów.

Odwracając wzrok od swojej zmęczonej twarzy, Alex wstała, biorąc lejce konia. Nie wsiadła na niego, bo postanowiła dać zwierzęciu przerwę i zrobić krótki spacer.

Spojrzała w słońce, które widniało w połowie nieboskłonu. Dziewczyna miała nadzieję, że jeszcze dziś dotrze do Ker - Paravel. Z jej wyliczeń wynikało, iż gdy tylko wyjdzie z lasu, powinna zobaczyć zarys królestwa. Bądź, co bądź, ale Alex miała bardzo dobre rozeznanie w terenie. Już powoli zaczynała rozpoznawać miejsca, w których się znajdowała. Przewalone, stare drzewa, czy rozpostarte drogi, którymi niegdyś często jeździła. Wszystko w umyśle dziewczyny zaczęło się odświeżać oraz układać w całość.

Ale najbardziej miała nadzieję, że dotrze do tego właśnie miejsca.

Zatrzymała się wraz z koniem, którego przywiązała do pobliskiego drzewa. Zauważyła nieopodal rosnące niezapominajki, mlecze oraz maki. Delikatnie zaczęła zrywać rośliny i układać je w piękny bukiet. Kiedy skończyła, skręciła w boczną ścieżkę, zostawiając Benfego na krótką chwilę samego.

Nie minął moment, a jej oczom ukazała się rzeźba z białego kamienia. Nie była ona duża, trochę mniejsza od samej Alex, która nie była najwyższą osobą. Przedstawiała uśmiechającą się dziewczynkę, której twarz zwrócona była ku niebu. Miała bardzo spokojny wyraz twarzy, niemal błogi, a jej długie, kręcone włosy zdobił wianek. Szaty ukazanej postaci spływały kaskadami do jej stóp, które wystawały delikatnie po za materiał, a ręce miała rozłożone, jakby chciała kogoś przytulić.

Rzeźbiarz, który wykonał te arcydzieło idealnie odwzorował Meridit. Czasami dla Alex wydawała się niemal żywa, jakby nigdy nie spotkało jej nic złego, jakby nadal tutaj była.

Pomnik Meridit, był pomysłem Kaspiana, który chciał uczcić pamięć małej istoty, która oddała swoje życie za życie siostry.

Miejsce, w którym znajdowała się kamienna rzeźba, nie zostało wybrane przypadkowo. Cicha, spokojna polana znajdująca się gdzieś niedaleko skraju lasu, była idealnym miejscem, by móc rozmyślać.

Kiedy jeszcze Alex zamieszkiwała w Narnijskim pałacu, w każdym tygodniu wraz z Kaspianem odwiedzali to miejsce, które uważali za miejsce "spoczynku" Meridit.

- Witaj, siostrzyczko. - wyszeptała, wlepiając oczy w pomnik dziewczynki. - Dawno mnie tu nie było. Wybacz mi te zaniedbanie, dużo w ostatnim czasie się działo.

Jej smutny głos rozbrzmiewał wśród pustki polany. Wiatr zabierał słowa dziewczyny, jakby nigdy ich nie wypowiedziała, a ich miejsce wstępował głuchy szum drzew.

Za każdym razem rozmawiała z Meridit, choć w sumie można nazwać to bardziej monologiem. Ale Alex w głębi duszy wiedziała, że jej mała siostrzyczka jest z nią i słuchała każdego słowa. Przypomniała sobie słowa Aslana, a co jak co, mu mogła wierzyć jak nikomu innemu.

Drzwi Do Narnii Stoją Otworem [Część 1&2]Where stories live. Discover now