To miał być tylko żart

690 30 14
                                    

                                                  !Ważne ogłoszenie na dole!

Rose pov

*trzy tygodnie później*

-Praca domowa na transmutację, kawałek pergaminu, połamane pióro, szczotka do włosów, opakowanie po cukierkach-mruczałam nurkując pod łóżkiem

-Pośpiesz się- Meadowes stała nade mną podenerwowana

-Robię co mogę- podniosłam się gwałtownie i uderzyłam głową o ramę łóżka- cholera!

-Wszystko okej?- Dorcas spojrzała na mnie zmartwiona

-NIE! Nic nie jest okej!-zaczęłam na nią krzyczeć- Jestem spóźniona, zgubiłam pracę domową nad którą siedziałam od tygodnia, jestem głodna, bo zaspałam na śniadanie, a teraz na dodatek boli mnie głowa!

-To nie moja wina przecież- odparła ciszej Dorka, a mi zrobiło się strasznie głupio, bo przecież ona tylko chciała mi pomóc, a ja zamiast jej podziękować, wyładowywałam na niej swój gniew

-Wiem, przepraszam- spojrzałam na nią ze skruchą, zrezygnowana- powinnaś już iść, nie chcę żebyś się przeze mnie spóźniła

-No już, chodź tu do mnie- powiedziała uśmiechnięta gryfonka i rozłożyła ręce

Po chwili wachania, przytuliłam się do niej, bo nie widziałam innego wyjścia.

-Spokojnie. Wszystko będzie dobrze- powtarzała Dorcas głaszcząc mnie po plecach

-Nie zasługuję na taką przyjaciółkę- szepnęłam

-Nie gadaj głupot- zaśmiała się brunetka

Waśnie to tak bardzo podziwiałam w Meadowes. Mogło się walić i palić, a ona i tak powtarzała że wszystko będzie w porządku i nie ma się co martwić. Najbardziej niesamowite było to, że najczęściej miała ona rację.

-Jak ja ci się odwdzięczę?-zapytałam

- Wystarczy, że wczoraj siedziałaś ze mną nad transmutacją do pierwszej w nocy-odpowiedziała moja przyjaciółka

Uśmiechnęłam się do niej z wdzięcznością i wróciłam do poszukiwań. Po około pięciu minutach wreszcie ZNALAZŁAM. Wrzuciłam pergamin do torby, nie za bardzo patrząc na treść i wybiegłam z dormitorium, zaraz za Dorką, która spieszyła się na transmutację.

Meadowes w tym roku odpuściła sobie eliksiry, bo stwierdziła że i tak do niczego jej się w życiu ta wiedza nie przyda. Najchętniej postąpiłabym tak samo, gdyby nie moje głupie marzenie o zostaniu aurorem.

Biegłam korytarzem i w myślach przeklinałam osobę odpowiedzialną za budowę tej szkoły. Chociaż była to również wina człowieka, który układał nam w tym roku plan lekcji. Kto normalny robi dwie godziny eliksirów pod rząd z samego rana i to w PONIEDZIAŁEK!? Naprawdę trzeba nie mieć serca. W dodatku na początku były to dwie ostatnie lekcje, ale Slughorn stwierdził, że są one zdecydowanie za późno, dlatego zostały przełożone na rano.

Już prawie byłam w lochach, ale właśnie wtedy mój pech dał o sobie znać. Wybiegłam zza zakrętu i z impetem wpadłam na osobę z naprzeciwka. Runęłam jak kłoda na zimną posadzkę, upuszczając przy okazji torbę z książkami. Wsparłam się na łokciu, żeby zobaczyć z kim się zderzyłam. W odległości około dwóch metrów ode mnie, z podłogi podnosił się właśnie jakiś puchon. Był bardzo wysoki (w porównaniu do mojego metra sześdziesiąt), ale niższy od na przykład: Syriusza czy Remusa. Miał jasnobrązowe włosy i śniadą cerę, a na jego twarzy widniał grymas niezadowolenia. Zapewne pomyślicie, że dalej wszystko potoczyło się tak jak w tych tandetnych mugolskich romansidłach dla zdesperowanych nastolatek, no wiecie: para nieznajomych wpada na siebie przypadkiem, dziewczyna upuszcza jakieś papiery albo książki, a chłopak pomaga jej wstać i pozbierać rzeczy. Standard. Jednak muszę was zaskoczyć- wydarzyło się coś kompletnie innego! Chłopak wstał z posadzki, omiótł mnie spojrzeniem, podniósł swoją torbę i oddalając się w przeciwnym kierunku, rzucił:

Huncwotka,Gryfonka,BohaterkaWhere stories live. Discover now