Rozdział 3. Popsute relacje rodzinne.

1.7K 159 6
                                    

CODY

Unoszę dłoń, aby zasłonić oczy przed słońcem. Już dawno nie było tak gorąco w Kanadzie, która przecież słynie z porządnych zim. Mamy połowę sierpnia, a czuję się, jakbym nadal był w upalnym lipcu.

Rozglądam się wokół, aby odnaleźć swojego kuzyna i jego dziewczynę. Przechodzę obok fontanny na środku parku i piorunuję wzrokiem jakiegoś chłopaczka, który właśnie wypierzył się pod moimi nogami. Chyba się mnie boi, bo szybko podnosi się z ziemi, zabiera deskę i ucieka, jakby się za nim paliło.

Parskam śmiechem i kręcąc głową, ruszam dalej.

Znajduję ich pod wysokim dębem. Przejeżdżam językiem po przednich zębach i tępo wpatruję się w ich słodką scenkę. Hunt siedzi oparty o pień, Lacey zwrócona jest w jego stronę, a jej nogi przerzucone są przez jego kolana. Kuzyn oplata ją ramionami w pasie i przesuwa dłońmi po jej plecach. Przewracam oczami, kiedy zaczynają się migdalić.

– Wiecie, że tu chodzą też inni ludzie? – sarkam, unosząc brew. – I może nie do końca chcą widzieć was takich...

– Jakich? – wtrąca Hunter. – Zakochanych? To by była tragedia, co?

Prycham, słysząc jego słowa. To ja tu jestem mistrzem sarkazmu, nie on.

– Gdzie Goldie? – pytam i ignoruję jego poprzednie słowa.

Wychylam się za drzewo i uśmiecham się szeroko, kiedy widzę moją psinę, która idzie w naszą stronę radosnym krokiem z ogromnym patykiem w pysku. Gdy mnie widzi, puszcza go i zaczyna biec. Ledwo udaje mi się kucnąć, a już leżę plecami na ziemi, przygnieciony przez jej puchate ciało.

– Cześć, gwiazdeczko – świergotam, drapiąc ją pod brodą. – Tęskniłaś za mną?

Suczka liże mnie po twarzy, na co jęczę głośno. Lacey śmieje się, wtulając się przy tym w ciało swojego chłopaka.

Nie powiem, że nie boli mnie, gdy tak na nich patrzę. Jestem zwyczajnie zazdrosny.

– Jak było na spotkaniu z agentem? – Z rozmyślań wyrywa mnie głos kuzyna.

Spoglądam na niego beznamiętnie i wzruszam ramionami.

– Albo się ogarnę, albo nici z bycia kapitanem – burczę. – Ale mam to gdzieś.

Już jutro mamy spotkanie w klubie, podczas którego mamy wybrać nowego kapitana na przyszły sezon. Nasz poprzedni z powodu choroby mamy zrezygnował z tego stanowiska, ale co jakiś czas wpada do nas z odwiedzinami. A jeżeli chodzi o mnie, to do niedawna byłem cholernie nakręcony wizją zostania kapitanem Mavensów. Teraz wiem, że nie dość, że nie do końca jestem do tego przekonany przez niedawną kłótnię z ojcem, to dodatkowo moje bójki i faule na lodzie z zeszłego sezonu mogą mi zaszkodzić.

– Co? – Hunt podnosi głos. – Stary, błagam cię... Przecież to twoje marzenie od dziecka. Twój tata zawsze chciał, abyś...

– Mój tata i tak widzi tylko Sadie – wtrącam ostro. – To jego oczko w głowie. Po co ja mam się starać, skoro on i tak tego nie widzi? Jebie mnie bycie kapitanem, bo i tak mi wypomni, że za mało się staram.

– Cody... – mamrocze Lacey, wyciągając w moją stronę dłoń. Nie strzepuję jej tylko dlatego, że nie chcę zrobić jej przykrości. – To twój tata.

Przełykam ciężko ślinę i odwracam wzrok. Tak, zdaję sobie sprawę, że to mój tata. Tyle, że ostatnio mam wrażenie, że nie jestem dla niego ukochanym synem, tylko lalką, którą chce sterować. Nie patrzy na moje potrzeby, a ja mam skupić się na grze, bo on chce, żebym był kapitanem. A gdzie w tym wszystkim miejsce na to, czego ja chcę?

ONE LAST CALL | Call Me #5Where stories live. Discover now