Rozdział 5. Zastęca kapitana.

1.5K 175 10
                                    

Z racji tego, że następne rozdziały nie różnią się aż tak bardzo od tych z poprzedniej wersji OLC, mam dla Was propozycję. Jeżeli będziecie aktywni, to następny rozdział wpadnie o 20 🤭 Uda nam się? ❤️
Buziaczki! 😘
***
CODY

– Pobudka, panie hokeisto – słyszę nad sobą damski śmiech.

Jęczę pod nosem i przewracam się na plecy. Otwieram oczy i mrugam kilkukrotnie, aby wyostrzyć wzrok. Nagle nade mną pojawia się twarz Chloe, która uśmiecha się szeroko. Z głośnym stęknięciem podnoszę się do siadu i odbieram od dziewczyny szklankę wody.

– Dzięki – mamroczę i wypijam wodę na raz. Zerkam na nią z czymś w rodzaju skruchy. – Przepraszam. Upiłem się i tak jakoś...

– Dobrze wiesz, że nie mam przeciwko tym waszym imprezom – odzywa się ciepłym głosem. – Choć nie powiem, wolę jeżeli upijacie się tutaj, niż w jakiś klubach.

– Lydia nie piła – chrypię. – Tylko ja. – Chloe spogląda na mnie smutno, jakby czytała mi w myślach. Dobrze zna powód mojego zachowania. – Wszystko znowu zjebałem, wiesz? Pokłóciłem się z tatą, najlepszymi przyjaciółmi i...

Nie kończę wypowiedzi. „Nadal tęsknię za Maisie" brzmiałoby okropnie. I jeszcze bardziej by mnie przygnębiło.

Wzdycham ciężko i przeczesuję nieświeże włosy. Powrót do domu będzie tragiczny. Gdy zobaczą mnie takiego wymiętego, od razu sobie pomyślą, że spędziłem tę noc z jakąś panienką. Nawet nie chcę sobie myśleć, jaki wyraz twarzy będą mieć.

W dodatku, zamiast wrócić wczoraj do domu i wszystko z nimi wyjaśnić, no i przede wszystkim przeprosić Lacey, uciekłem jak tchórz i się upiłem jak jakiś idiota.

– Nigdy nie jest za późno, aby przeprosić – mówi cicho.

Marszczę brwi, gdy jej słowa trafiają gdzieś głębiej. Oblizuję wargi, po czym wbijam w nie zęby, a bałagan w głowie, staje się ledwo do zniesienia. Wiem, że muszę ich przeprosić, ale nie wiem, jak dokładnie mam to zrobić. Mam przyjść i powiedzieć zwykłe „przepraszam"? To nie naprawi ani jednej sprawy, a Lacey poczuje się zmuszona do przebaczenia. Ale Chloe ma rację, nigdy nie jest za późno na przeprosiny, a ja nie zamierzam już dłużej zwlekać.

Za późno...

Nagle otwieram szeroko oczy, a szklanka prawie wyślizguje się z mojej dłoni.

– Kurwa mać! – krzyczę, zrywając się gwałtownie z kanapy, na co Chloe podskakuje wystraszona. Odkładam szklankę i na miękkich nogach ruszam w stronę drzwi wyjściowych. – Która jest dokładnie godzina? – pytam, wciągając na nogi buty.

– Dziesiąta dwadzieścia pięć... – mamrocze niepewnie.

Poklepuję swoje kieszenie, upewniając się, że mam przy sobie kluczyki i telefon.

– Nie mów, że jesteś gdzieś spóźniony – odzywa się zaspana Lydia, stojąc w progu swojej sypialni.

– Jeżeli dojadę na lodowisko w ciągu pięciu minut, to może...

– Piłeś – wtrąca ostro Lydia, na co zamieram. – Nigdzie nie pojedziesz samochodem.

Przełykam ciężko ślinę i unoszę na dziewczyny wzrok.

– Dziś wybieramy kapitana...

Obie patrzą na mnie ze smutkiem.

Zjebałem po całości. Może i nie chcę zostać kapitanem, ale wiem, że to cholernie ważny moment dla chłopaków z drużyny. Miles jest moim przyjacielem, a mnie nie będzie w tak przełomowym dla niego dniu. W dodatku... kolejny raz zawiodę ojca. A on do ostatniej minuty liczył, że to ja zostanę głową drużyny.

ONE LAST CALL | Call Me #5Where stories live. Discover now