Rozdział 22. Piękno tkwi w prostocie.

2.1K 252 15
                                    

MAISIE

Wciskam twarz w poduszkę i wydaję z siebie coś pomiędzy jękiem a piskiem. Nadal nie mogę uwierzyć, że wraz z Cody'm aż tak popłynęliśmy. Przecież mieliśmy wszystko na spokojnie sobie układać i małymi krokami piąć się do przodu. Ale nie żałuję ani chwili. Całą noc spędziłam na wspominaniu minionego dnia z ogromnymi wypiekami na twarzy?

Cody miał rację. Napięcie pomiędzy nami rosło z każdym dniem i było już na granicy wybuchu. Odkąd zobaczyłam go po raz pierwszy po tej ośmiomiesięcznej przerwie, niczego nie pragnęłam bardziej niż wtulić się w jego ciało i nie puszczać aż do nocy, już nie mówiąc o pocałunku.

Teraz będzie ciężko, spotykać się z nim i nie myśleć o tym, żeby go ponownie pocałować. Ale przed nami jest jeszcze masa pracy, a takie spontaniczne całowanie może wszystko popsuć. Teraz rozmowa ma być rozwiązaniem, nie to. To była jednorazowa akcja i już więcej nie powtórzy. No... do momentu, aż w powrotem będziemy razem.

Z głośnym westchnięciem zwlekam się z łóżka i w pierwszej kolejności kieruję się do łazienki. Gdy jestem już ogarnięta, schodzę na dół, gdzie w kuchni tata pije kawę, grzebiąc przy tym na laptopie. Gdy mnie widzi, uśmiecha się szeroko i bez słowa zaczyna przygotowywać mi kawę.

– Dziękuję, tatku – mruczę, odbierając od niego kubek. – Co oglądasz?

– Fotograf przesłał nam przed chwilą zdjęcia z sesji – wyjaśnia, przekręcając w moją stronę urządzenie. – Tylko się nie zaśliń.

Prycham głośno i przysuwam w swoją stronę laptop. W tym samym czasie do kuchni wchodzi mama, a tata jakby automatycznie podaje jej kawę. Dziękuje mu pocałunkiem w policzek, a następnie opiera się o jego bark i pochyla się nad komputerem.

– To nasi chłopcy? – pyta, a tata przytakuje zwykłym „mhm".

Przygryzam dolną wargę i wchodzę w folder z zdjęciami oznaczony jako „kalendarz dla starszych". Tutaj fotki będą pewnie bez koszulek. Włączam pierwsze z brzegu, po czym na strzałkach przewijam je dalej. Obie z mamą wydajemy z siebie nagłe tchnienie, gdy na ekranie pojawia się muskularna klatka piersiowa jednego ze starszych zawodników. O ile dobrze kojarzę, nazywa się Everett i jest bodajże trzy lata starszy od Charliego.

– Na co tak wzdychasz? – burczy tata w stronę swojej żony. – Wyglądam tak samo jak on.

– Oczywiście, kochanie – chichocze. – Ale on... nadal trenuje, wiesz? Codziennie, a ty...

Tata prycha głośno, po czym zrywa się z krzesła i wręcz zrywa z siebie koszulkę. Przewracam oczami na tą scenę podniesienia sobie ego i udowodnienia mamie, że on nawet po tylu latach, nie utracił formy.

Ignoruję ich potyczkę, tylko przewijam dalej zdjęcia. Gdy natrafiam na Hunta i Mitcha, szybko robię fotkę telefonem i przesyłam to Lacey i Susie. Z Milesem robię dokładnie to samo, a Sadie szybko odpisuje mi, że też właśnie przeglądają zdjęcia i właśnie rozpływa się przed ekranem.

W końcu na ekranie pojawia się Cody. Mocno zaciskam wargi, a palce na kubku robią się aż białe od siły jaką wkładam w trzymanie go. Prawie dławię się oddechem, gdy widzę tego jego szerokie barki i umięśnione ramiona. Tak samo jak Hunt czy Charlie, ma na głowie czapkę z daszkiem, ubraną tył na przód. Ale to nie ona przykuwa najbardziej moją uwagę, tylko te tatuaże. Rozczulam się już całkowicie, kiedy mój wzrok pada na malutki pędzel na jego ręce. Czy on... wytatuował to z myślą o mnie?

– Podać ci chusteczkę? – odzywa się nagle tata, więc zerkam na niego nie do końca wiedząc o czym on mówi. – Ślinisz się.

– Nieprawda – bąkam, powracając spojrzeniem na ekran.

ONE LAST CALL | Call Me #5Where stories live. Discover now