Rozdział 12. Bolesne wyjaśnienia.

1.8K 226 5
                                    

MAISIE

– Maisie, chodź, kawa stygnie! – woła mama z kuchni. Z jękiem zwijam się w kulkę i zakrywam głowę kołdrą. Nie mam zamiaru dziś opuścić łóżka. – Maisie?

Przekręcam głowę i dostrzegam mamę stojącą w progu mojego pokoju. Z westchnięciem wchodzi do środka i przysiada na krawędzi łóżka.

– Nigdzie nie idę – burczę. Może i zachowuję się jak mała, rozkapryszona dziewczynka, ale naprawdę nie potrafię znaleźć w sobie siły, aby wstać i iść na uczelnię, gdzie mogę bez problemu natknąć się na Cody'ego. – Zostanę dziś w domu.

– Przecież wiesz, że musisz wreszcie zjawić się w sekretariacie – przypomina mi. – Jesteśmy w domu od ponad tygodnia, a ty nadal tego nie zrobiłaś.

Przygryzam środek policzka i zawieszam wzrok za oknem. Taki był początkowy plan, żebym od razu po powrocie poszła na uczelnię i upewniła się, że nie mam żadnych braków i czy nie trzeba jeszcze wypełnić jakiś dokumentów. No cóż, nadal nie udało mi się tam wybrać, konfrontacja z Cody'm tak mnie denerwowała, że nie myślałam o niczym innym. Nawet cała ta sprawa z tą pomyłką poszła na dalszy plan.

– Maisie, co się w końcu stało w jego mieszkaniu? – dopytuje mama. – Rozmawiałaś z nim?

– Nie chcę teraz o tym gadać – mamroczę, naciągając na twarz kołdrę.

Mama wzdycha głośno, pociera mój bok i zostawia mnie samą. A ja znów się rozklejam i zaczynam szlochać pod nosem. Wszystko zepsułam i teraz nie wiem, jak mam to naprawić.

Potwornie bałam się przyjść do jego mieszkania, aby z nim wreszcie porozmawiać. Jednak wiedziałam, że muszę to zrobić jak najszybciej. Nie mam pojęcia, jakiej reakcji oczekiwałam, ale na pewno nie takiej. Cody faktycznie się zmienił, a te jego wybuchy niejako mnie wystraszyły. Ale poprzysięgłam sobie, że zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby mi wybaczył, więc z podniesioną głową wyjaśniałam wszystko dalej. Przepadłam jednak, gdy usłyszałam od niego „ale to zrobiłaś". To zderzenie z rzeczywistością jest jak porządne uderzenie w brzuch, wysysające powietrze z płuc.

Tak cholernie mocno żałuję. Żałuję każdego słowa, każdej decyzji i każdej myśli, w której sądziłam, że damy sobie bez siebie radę. Każdego dnia we Francji potwornie za nim tęskniłam. Wiedziałam, że zobaczenie w oczach Cody'ego tej ogromnej nienawiści będzie boleć, ale naprawdę nie sądziłam, że aż tak. Gdybym tylko mogła cofnąć czas, zrobiłabym to bez wahania.

Nagle słyszę ciche pukanie do drzwi. Nie odzywam się, więc mój gość sam je sobie otwiera. Gdy słyszę ciche kroki, niepodobne do kogoś z mojej rodziny, zrzucam kołdrę z głowy i napotykam Lacey z smutnym uśmiechem. Dziewczyna ma w dłoniach dwa papierowe kubki z logo kawiarni, w której nadal pomaga Jake'owi w weekendy.

– Cześć, przyszłam zapytać co u ciebie – mówi, po czym podnosi kubki do góry. – Mam nasze ukochane karmelowe latte.

Uśmiecham się do niej ciepło i z cichym „dziękuję" przyjmuję od niej kubek. Od razu biorę duży łyk, jęcząc po nosem. To naprawdę najlepsza kawa na świecie i naprawdę bardzo mi jej brakowało.

– Gotowa na kolejny semestr? – pyta wesoło. – Nie mogę uwierzyć, że zaczynamy już drugi rok...

Mój uśmiech gaśnie.

– Nie do końca – przyznaję cicho. – Nadal nie byłam w sekretariacie po powrocie.

– Co? – Marszczy brwi.

– Nie mam na to siły – szepczę. – Nie mam na nic siły...

Lacey nie odpowiada, tylko zerka na mnie smutno. Zazdroszczę jej, że bez jakiegokolwiek zająknięcia potrafiła postawić Huntera wyżej niż marzenie pracy w wydawnictwie.

ONE LAST CALL | Call Me #5Where stories live. Discover now