Rozdział 29. Spódniczka.

2K 242 6
                                    

CODY

Wchodzę na lodowisko z Huntem przy boku i oboje zamieramy, gdy dostrzegamy całą drużynę dzieciaków na lodzie. Są już przebrani, a gdy Felix oznajmia „już są!", wszyscy nagle krzyczą „wszystkiego najlepszego!". Spoglądam na siebie z Hunterem i szeroko się uśmiechamy. Małe dranie, zrobili nam niespodziankę.

Powoli wchodzimy na lód, a Hunt dodatkowo podtrzymuje mnie ramieniem, żebym przez przypadek nie upadł i nie pogorszył kontuzji. Dołączamy do chłopców, którzy za plecami ukrywają plastikowy stolik, na którym stoi mały niebieski tort z napisem „dla najlepszych trenerów".

Śmieję się głośno i kucam, aby móc przytulić każdego z naszych podopiecznych i podziękować. Hunt robi to samo co ja, a później asekuruje mnie, gdy podchodzimy do stolika. Obok nas pojawia się Isaac, który sprawuje pieczę nad drużyną i wbija w tort dwie świeczki, a następnie je podpala. Kręcę głową ze śmiechem, jednak posłusznie pochylam się nad ciastek i równo z kuzynem zdmuchuję płomień, a dzieciaki nagradzają nas oklaskami.

– Dziękujemy wam – odzywa się Hunt z namacalną wdzięcznością w głosie.

– To była cudowna niespodzianka – dodaję.

– Imprezka? – pyta Toby, uśmiechając się do nas zadziornie.

Śmieję się, kręcąc głową.

– A jak chcesz wygrać następny mecz, co? – Unoszę brew, a zdrową rękę układam na temblaku nad łokciem. – Musisz trenować.

– Nie możemy odpuścić sobie ten jeden dzień? – jęczy.

Issac rechocze pod nosem i podjeżdża do nas, a następnie opiera się o kij.

– Wiecie, jak obchodzi się urodziny w Mavensach? – rzuca z błyskiem w oku. – Dostaje się jeszcze większy wycisk. Oczywiście śpiewamy Happy Birthday, składamy życzenia i przemycamy tort, ale później wracamy do ciężkiej pracy. Urodziny, czy nie, nic nie zwalnia nas z ćwiczeń.

Zaciskam wargi, aby nie parsknąć śmiechem. Hunter również ledwo się powstrzymuje.

Nic, co powiedział Isaac, nie jest prawdą. Jeżeli ktoś ma urodziny, mamy luźny dzień, który w pełni spędzamy na przepychankach na lodzie, żartobliwych bójkach i obżeraniem się tortem. W końcu to jedyny dzień, kiedy możemy sobie na niego bez obaw pozwolić.

– Po co wciskasz im takie kity? – pyta Isaaca Hunter, kiedy dzieciaki zaczynają się rozgrzewać.

– Za dwa dni jest mecz, a oni nie mają do końca przećwiczonych zagrywek – tłumaczy. – Niech chwilę potrenują, a potem będą mieli czas na „imprezowanie".

Kiwam z uznaniem głową. Isaac idealnie nadaje się na trenera tych dzieciaków.

Chwilę później wraz z Hunterem schodzimy z lodu, a następnie udajemy się do szatni, gdzie kuzyn przebiera się w trenerski dres. Ja zostaję w tym, w czym przyszedłem, a Hunt tylko zasznurowuje moje łyżwy.

Wracamy na lód, z którego Isaac usunął już stolik z ciastem. Dzieciaki są już rozgrzane, więc zgodnie z naszym poleceniem, zaczynają pierwsze z ćwiczeń. Chcę się do czegoś przydać, więc powoli rozkładam pachołki na tafli i rzucam wskazówki.

Po skróconym treningu rozsiadamy się na trybunach, a każdy z nas dostaje kawałek ciasta, są one niewielkie, zważywszy na wielkość tortu, ale i tak jesteśmy zadowoleni.

– Jakie to dobre – jęczy Hunter z pełnymi ustami. – Czyja mama to piekła?

– Moja! – wykrzykuje Felix, wypinając dumnie pierś.

ONE LAST CALL | Call Me #5Where stories live. Discover now