5. Knuję coś niedobrego

1.1K 78 47
                                    

Knucie czegoś niedobrego tym razem nie wymagało specjalnie dużego wysiłku ani wielotygodniowych przygotowań. Najwięcej czasu spędzili u Hagrida oraz na próbach przekonania dziergatek do współpracy. Hagrid chciał, by obaj wypili u niego herbatę, spróbowali świeżo upieczonych imbirowych ciasteczek — zdaniem Jamesa zdecydowanie zbyt twardych, by nadawały się do czegokolwiek innego niż dekoracja — i zreferowali mu wszystkie wydarzenia tego lata. Dali się wciągnąć w dyskusję o quidditchu oraz naborze do drużyny; Hagrid pasjonował się grą w równym stopniu, jak oni, i był ciekawy ich planu na nadchodzący rok. James nie mógł mu zdradzić zbyt wiele, ale obiecał, że prędko wrócą, by zdać relację z selekcji oraz porozmawiać o innych ważnych rzeczach, koniecznie w obecności wszystkich Huncwotów.

Drugie tyle czasu zmarnowali na przekonanie dziergatek do współpracy — wcale nie były do tego skłonne i wolały raczej obgryzać palce Jamesa oraz go kłuć niż słuchać o jego genialnym pomyśle. Wreszcie jednak grzecznie usiadły w półokręgu wokół niego i równie uprzejmie go wysłuchały. Okazały się zadziwiająco inteligentne oraz pojętne; natychmiast załapały, co mają zrobić, cwane bestyjki, i próba wyszła im całkiem nieźle. James był z nich dumny; martwił się tylko tym, że stworzonka wykażą pamięć złotych rybek i do następnego dnia już zapomną, co mają zrobić. Właśnie dlatego musiał wcześniej wstać, by zaraz po tradycyjnym porannym biegu nakarmić dziergatki żarciem, które dostał od Hagrida, i przypomnieć im, co mają zrobić. Łypnęły na niego kilkakrotnie, jakby obrażone, ale wszystkie zgodnie pokiwały.

Zmyli się z historii magii, by wszystko przygotować. Wymknięcie się z klasy w trakcie zajęć było zadaniem zadziwiająco łatwym, biorąc pod uwagę fakt, że profesor przysypiał dokładnie co pięć minut.

Nie przewidywali żadnych trudności, lecz mimo to na wszelki wypadek użyli mapy, by zdążyć przed wszędobylskim Filchem i panią Norris. Uwinęli się w samą porę, bo zaledwie chwilę później korytarz spowiła pierwsza fala uczniów kończących lekcje; schowali się za rogiem, by móc obserwować efekt własnych działań i jednocześnie nie rzucać się w oczy.

Rozłożone na środku podłogi białe płótno oraz stojący za nim sedes nieco przyhamowały tłum. Utworzyło się zbiorowisko, tym większe, że plotka z prędkością światła obiegła cały Hogwart i pojawili się też uczniowie przybyli z innych stron zamku.

Nie musieli długo czekać na rozpoczęcie spektaklu. Na płótnie nagle pojawiły się puchate kulki w kolorach Gryffindoru: złote i szkarłatne. Zaczęły po nim skakać, początkowo chaotycznie i bezładnie, szybko jednak się przeorganizowały. Krok po kroczku na materiale wykwitały kolejne litery, na przemian złote oraz szkarłatne, nieco krzywe, i wreszcie ich sens stał się jasny — plamy ułożyły się w motto Gryffindoru.

Audentis fortuna iuvat.

Wtedy puchate kulki zrobiły coś nieoczekiwanego: zbiły się w gromadkę — i zupełnie nagle przybrały pustać lwa. Lwa nie puchatego ani nawet nieprzypominającego puchatych kulek sprzed kilku minut w najmniejszym stopniu, lecz najprawdziwszego lwa rodem z afrykańskiej puszczy. Samym swoim rykiem zwierzę zdołało przestraszyć kilka osób stojących w pierwszych rzędach, nikogo jednak nie zaatakowało. Przespacerowało się z dumą po korytarzu, ugięło łapy, gotując się do skoku, i wzbiło się wreszcie w powietrze, nagrodzone okrzykami pełnymi zdumienia oraz zachwytu. Zamiast jednak upaść na cztery łapy, rozprysnęło się na płótnie. Puchate kulki pojawiły się na nowo, po czym gęsiego pomaszerowały w stronę klozetu i zniknęły w jego przepastnych otchłaniach.

Dopiero wtedy pierwsi śmiałkowie podeszli bliżej do dzieła w dalszym ciągu zdobiącego podłogę, ale dziwaczne stworzenia już dawno zniknęły. Właściwie gdyby nie ten nieszczęsny sedes, w scenie nie byłoby niczego nienormalnego.

Uciekająca Łania | Trylogia Łani 1 | ✓Where stories live. Discover now