6. Na skraju

1K 82 17
                                    

Zanim zaczniecie czytać, musicie wiedzieć o zmianie, którą wprowadziłam – jest to zmiana o tyle istotna, że pewnie będzie się trochę dziwnie czytać, przynajmniej początkowo. Zmieniłam wszystkie imiona oraz przezwiska Huncwotów na angielskie. Mam nadzieję, że mi wybaczycie; po prostu wersje angielskie brzmią lepiej!

Przepraszam też za moją długą nieobecność. Zostało mi ostatnie zaliczenie w tej sesji do ogarnięcia, więc teraz rozdziały powinny się pojawiać częściej.

Ściskam ❤️

🦌🦌🦌

— Co ty wyprawiasz, na litość Merlina?

James nawet nie uznał za słuszne, by odpowiedzieć, więc Sirius doszedł do jedynego sensownego wniosku: jego przyjaciel zwariował. Nie byłby to zresztą zapewne pierwszy ani ostatni raz, jako że napady dziwacznych pomysłów zdarzały się Jamesowi stosunkowo często. No dobrze, ostatnio coraz rzadziej, ale jednak.

Po dwukrotnym przewróceniu zawartości kufra James w końcu znalazł to, czego szukał, i oznajmił zwycięstwo triumfalnym okrzykiem, który, jak pomyślał z przekąsem Sirius, z pewnością mógłby obudzić pół Hogwartu.

— Zgubiłem mój znicz — wyjaśnił wreszcie James unoszącemu brwi przyjacielowi. — I tak się składa, że widziałem panią Norris zanoszącą go do oficyny Filcha.

Sirius z uciechą zatarł ręce.

— Chcesz się włamać do gabinetu Filcha?

— Tak.

James już narzucał na siebie odnalezioną w kufrze pelerynę-niewidkę, więc Sirius miał bardzo mało czasu na znalezienie butów. Jak się okazało, jeden z nich tkwił pod łóżkiem, a drugi został zakopany pod stertą brudnych koszulek, kwitnących na podłodze od Merlin jeden wie jak długiego czasu, może nawet od samego początku roku. Chyba wypadało już zrobić pranie.

Razem ledwo mieścili się pod peleryną, więc musieli się poruszać powoli, zwłaszcza po wymknięciu się na korytarze. O tej porze już nikogo na nich nie było, więc dwie pary nóg pozbawione pozostałej części ciała na pewno zostałyby zauważone. Mieli do pokonania całe siedem pięter, co w normalnych okolicznościach i przy sprzyjającym układzie schodów zajęłoby najwyżej dwadzieścia minut, teraz jednak musieli co chwilę przystawać, by przepuścić patrolującego nauczyciela lub prefekta, ponadto schody wyjątkowo nie chciały współpracować. Nawet skorzystanie z kilku tajnych przejść nie pozwoliło im na zaoszczędzenie czasu; dotarli do holu równo z chwilą, gdy wiszący w Wielkiej Sali zegar wybijał północ. Musieli przykucnąć na dłuższą chwilę we wnęce na schodach, ponieważ woźny we własnej osobie opuszczał swoje komnaty, omiatając wątłym światłem latarni całe piętro. Wstrzymawszy oddechy, patrzyli, jak Filch sprawdza zamknięcie głównych drzwi, mamrocze pod nosem „przeklęte bachory" i w końcu wyrusza dalej, na kolejne piętro. Dopiero wtedy odetchnęli nieco swobodniej. Wciąż musieli mieć się na baczności w związku z krążącą po okolicy panią Norris, zatem nie opuszczali różdżek.

Dostanie się do gabinetu Filcha wymagało czegoś zupełnie innego niż stara dobra Alohomora; umieszczonego w nich zamka nie mogło zwieść żadne zaklęcie, ale za to radziły sobie z nim mugolskie wytrychy, czego nauczyło Huncwotów wieloletnie doświadczenie. Siriusowi wystarczyło zaledwie kilka sekund gmerania w mechanizmie oraz uważnego nasłuchiwania, by złamać opór zamka. Drzwi stanęły otworem.

Uciekająca Łania | Trylogia Łani 1 | ✓Where stories live. Discover now