13. Zwykły dzień

4.9K 122 14
                                    

Od mojego powrotu do domu minęły już cztery dni, które do najłatwiejszych ani do najlepszych nie należały. Dalej nie potrafiłam pogodzić się ze śmiercią mamy, nadal zdarzało mi się ją wołać w domu i o coś pytać, a gdy nie było odpowiedzi ponownie otaczał mnie mrok.. To wszystko było tak cholernie ciężkie. Większość czasu spędzałam w swoim pokoju, codziennie odwiedzała mnie Liv, ojciec próbował zachęcać mnie do najmniejszych wspólnych czynności, ale nie miałam na to sił ani ochoty. Mój pies, przesiadywał ze mną całe dnie.. tylko dzięki niej wychodziłam z pokoju I z domu, bo cały obowiązek zajmowania się nią spoczął na mnie. Jednak lubiłam nasze wspólne spacery, zawsze szłyśmy w ciszy ona nie wymagała odemnie niczego, może czasem żebym rzuciła jej jakiegoś patyka albo zabawkę, ale tak to moim obowiązkiem było nakarmienie jej I wyjście na spacer.

Po wyjściu ze szpitala, na drugi dzień udałam się na grób mamy. Przesiedziałam tam dobre kilka godzin, opowiadając o tym co się stało, przepraszając za to, że ja zawiodłam, prosząc by jednak wróciła. Siedziałam tam i płakałam.. pewnie gdyby nie fakt, że nagle zaczęło wiać i zebrało się na burze, siedziałabym tam cały dzień i całą noc. Wciąż nie wierzyłam w to co się stało, nie wiedziałam jak pójść na przód bez niej, ale szłam.. bynajmniej teoretycznie, dzień za dniem uciekał, czas nie stał w miejscu za to ja tak.. nie potrafiłam pogodzić się z tym, że odeszła.. każdy przechodził żałobę na swój sposób.

Nieznajomy dał mi spokój.. cieszyłam się z tego faktu, ponieważ z mojej małej tęsknoty i nadzieję na kolejne spotkanie, zaczęłam snuć wnioski i doszłam do tego, że on nie jest normalny.. że jest jakimś psychopatą.. zaczynałam czuć do niego jakąś wrogość.

Tego dnia również wstałam o siódmej rano żeby wyjść z Abi na spacer, a później dać jej śniadanie. Ogarnęłam to jak zawsze. Sama nadal nie miałam apetytu. Waga nie ruszyła się z miejsca, odkąd schudłam tak ani troszkę nie przytyłam, ale na całe szczęście też nie straciłam żadnego kilograma więcej. Nasz poranny spacer lekko się przedłużył, bo na dworze było naprawdę przyjemnie i miałam ochotę spacerować, wróciłyśmy do domu jakoś po godzinie dziewiątej, Abi już czekała przy swojej misce na pyszna porcje jedzonka. Nałożyłam jej go do miski i sama sobie wzięłam płatki z zimnym mlekiem po czym usiadłam w salonie włączając jakąś telenowele. Był weekend, mój ojciec musiał wyjechać coś załatwić, więc w domu zostałam całkiem sama. Wcale mi to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie.. cieszyła mnie ta cisza, to że nikt nic odemnie nie chciał. Niestety zbytnio się nią nie nacieszyłam, bo w całym domu rozległ się dźwięk przekluczanego zamka w drzwiach, odwróciłam głowę w tamtą stronę, a w progu drzwi stała już Liv z koszem piknikowym.. co oznaczało, że albo chce mnie wyciągnąć z domu albo chce pojechać gdzieś sama ze swoim nowym znajomym.. wolałam tą drugą opcję.

— No siema laska – przywitała się wesoło. Liv mimo wszystkich ostatnich zdarzeń nie zmieniła swojego podejścia jakoś bardzo. Starała się zachowywać normalnie. Byłam jej wdzięczna za to, bo to w jakiś sposób pomagało mi w pogodzeniu się z całą sytuacją.

— Hej, dokąd się wybierasz? 

— Poprawka, dokąd my się wybieramy – zaśmiała się wesoło

— Wiesz, że nie mam sił ani ochoty

— Ja rozumiem, że przechodzisz ciężki okres, ale nie pozwolę Ci na to, żebyś zamknęła się w czterech ścianach i nie wychodziła aż do swojej starości. – na jej słowa przewróciłam oczami. Wiedziałam, że ma rację.

— Nie mam zamiaru się jakoś ładnie szykować – rzuciłam obojętnie

— Nie musisz, to ma być po prostu zwykły dzień. My dwie, kosz piknikowy, auto, muzyka i plaża.

Chcę usłyszeć Cię ponownie ZAKOŃCZONA/POPRAWKIWhere stories live. Discover now