77. Pierwsze chwile

1.5K 75 17
                                    

                           Ares

Przyglądałem się już śpiącej Vic. Jej twarz pokrywało kilka siniaków.. miała już założone szwy nad łukiem brwiowym. Jedna ręka była usztywniona z racji na dość mocne stłuczenie, a na prawej nodze miała siniaka od uderzenia w drzwi, ale i tak mimo wszystko jej ciało nie ucierpiało bardziej z czego w głębi duszy się cieszyłem. Bałem się o nią i o naszą córeczkę. Nie mogłem sobie nawet wyobrazić, że mogło by ich nie być w moim życiu.

Straciliśmy w tym wypadku i tak trzy życia, które dla nas były bardzo ważne. Część naszej rodziny niestety nie przeżyła nad tym również cholernie ubolewałem. Nie docierało wciąż do mnie, że po wejściu do domu nie przywitają mnie ich merdający ogonki i przekochane pyszczki. Bałem się reakcji Vic na to wszystko. Bo od wypadku wciąż spała, aktualnie była uśpiona przez lekarzy aby jej ciało się zregenerowało.

A ja właśnie siedziałem w fotelu obok jej łóżka I trzymałem ją za dłoń. Była lekko chłodna, ale nie zimna, oddech miała spokojny, wyglądała tak jakby po prostu spała. Mój telefon zaczął dzwonić więc wstałem i podszedłem do okna aby go odebrać. Przyglądałem się widokowi za oknem, kilkoro dzieci bawiło się na placu zabaw tuż obok szpitala. Natomiast kiedy zerknąłem w lewą stronę dostrzegłem kilka osób starszych siedzących na ławeczkach w pobliskim parku. Jeden pan palił papierosa robił to tak jakby był nieletni i zaraz ktoś miał go przyłapać. Jakie było moje zdziwienie kiedy faktycznie tak się stało. Z za rogu wyłoniła się młoda pielęgniarka, jej rude włosy były spięte w wysoką kitkę, a na sobie miała pielegnairski uniform. Do tego wymachiwała palcem w stronę staruszka, a jej gesty ukazywały rozdrażnienie, ale i rozbawienie. Staruszek gdy tylko ją zauważył szybko wyrzucił tlący się papieros, na co się uśmiechnąłem. Wyglądali komicznie, kiedy on próbował udawać, że to nie jego, a ona prawiła mu kazanie.

— Halo. Mam nadzieję, że to ważne Rio. — Odparłem po odebraniu połączenia.

— Tak szefie, inaczej bym nie dzwonił. Dowiedziałem się, że gościu, który w was wjechał teoretycznie był przypadkową osobą. — Jego głos rozbrzmiał w słuchawce, a mi od razu naszło pytanie do głowy.

— A praktycznie? — Zapytałem.

— Udało nam się przejąć jego ciało tak jak prosiłeś i przebadać. Faktycznie wyszło, że był pod wpływem alkoholu.. ale to nie wszystko, ktoś wstrzyknął mu środki usypiające. To nie była wina alkoholu, że zasnął. Ten alkohol tylko przyspieszył działanie. Ktoś zaplanował to wszystko co do minuty. To nie był przypadek. W jego ciężarówce znalazłem mały scyzoryk. Oddałem go do badania i zgadnij co? — Nie musiał kończyć.. znałem już odpowiedzieć.

— Zajebie skurwysyna! Pytanie skąd wiedział którędy jedziemy i jaki był orzebieg całej trasy włącznie z postojami?

— O tym również pomyślałem. Coś mi tu nie grało więc sprawdziłem wasze auto. Mieliście podpięty lokalizator. A to oznacza, że...

— Że wśród nas jest szczur. — Dokończyłem za niego.

— Dzięki. Nic więcej nie rób. Zajmę się resztą na dniach. Nikomu ani słowa o tym co wiesz, ja wybawię szczura z kanału, a później zapłaci mi za to, że mu pomógł. A z ojcem Vic rozprawie się w inny sposób. Namierz mi go i prześlij wszystko na mój laptop. Gdyby coś się działo dzwoń.

— Jasne, cześć.

Rozłączyłem się, a telefon prawie uległ zgnieceniu przez moją złość. Byłem wściekły, wiedziałem, że coś tutaj nie gra, ale nie sądziłem, że wśród moich jest szpieg, który donosi największej kreaturze. Zabije każdego, kto choćby maczał w tym palce. Niech wiedzą, że ich dni są policzone. Wiedziałem, że moja narzeczona tego nie pochwalała, ale gdybym nie zmiękł nie byłoby tego wszystkiego. Najwyraźniej taki mój los. Nie mogę odejść od tego pierdolonego świata mafii i układów bo inni pozwalają sobie na za dużo. Od teraz każda szumowina dowie się, że z moją rodziną się nie zadziera.. nikt nie ma prawa powiedzieć na nasz temat niczego złego. Każda taka osoba straci głowę, a moją Vic po wyleczeniu czeka długie szkolenie. Będzie musiała pokochać równie mocno to czym ja się zajmuje tak samo jak kocha mnie. Wtedy będę bardziej czuł się pewnie, że jest bezpieczna gdy nie ma mnie obok. Nigdy nie sądziłem, że będę musiał to robić, ale nie pozostawiają mi wyboru. Teraz żałowałem tylko jednego.. że nie zabiłem jej ojca gdy miałem okazję bo sądziłem, że to będzie dla niego lepszą karą życie ze świadomością, że przegrał. Pomyliłem się i to był mój cholerny błąd, za który niemal zapłaciliśmy wszyscy życiem.

Twój czas się kończy stary śmieciu!

Wszystkie myśli zostały odgonione z mojej głowy, kiedy drzwi do szpitalnego pokoju się otworzyły, a w nich stanęła pielęgniarka w raz z naszą córeczka. Miała ją w specjalnym łóżeczku, owinięta w kocyk. W oczach pojawiły mi się pierwsze łzy.. łzy szczęścia.

— Dzień dobry Panie Aresie. Zostawiam małą na trzy godzinki, gdyby było coś potrzeba proszę zadzwonić tym dzwoneczkiem, a przyjdę. Mała jest przebrana i nakarmiona. Podać ją Panu? — Spojrzałem na trochę starsza kobietę. Jej rysy twarzy były bardzo przyjazne, blond włosy były związane w koka, a niebieskie oczy promieniały radością. Kilka piegów zdobiło jej rozpromienioną twarz.

— Taa.. tak. — Odpowiedziałem lekko nie pewnie, ale to ze strachu aby nic jej nic nie zrobić. Była taka malutka.

Pielęgniarka delikatnie ułożyła ją na moich rękach, a ja usiadłem z naszą córeczką na fotelu obok łóżka jej mamy.

— Zajrzę do Pana później.

— Dobrze, dziękuję.

Przyglądałem się naszemu maleństwu dostrzegająca każdy najmniejszy szczegół. Miała naprawdę gęste włosy tak jak jej mama. Nosek również po niej odziedziczył. Oczka miała czarne jak noc. To skradła po mnie. Przyglądała się mi, a ja nie mogłem się na nią napatrzeć. Była taka drobniutka.

— Spójrz Carmenka, to twoja mama. Naprawdę dzielna kobieta, ma wspaniałe serce, pełne miłości i troski. Powiem Ci, że nie mogliśmy trafić lepiej. Kiedyś opowiem Ci jak się poznaliśmy i przez co musieliśmy przejść aby być razem szczęśliwi i mieć ciebie. Niestety teraz nie może cię przytulić, a wiem jak bardzo by tego chciała. Jeszcze nie teraz.. za kilka dni już będzie mogła maluchu. Za niedługo będziemy mogli wrócić do naszego domku. Obiecuje, że nigdy nic się wam już nie stanie. — Mała przyglądała mi się z każdym wypowiedzianym słowem, jakby rozumiała co do niej mówię. Położyłem ją blisko Vic, tak aby chociaż mogły leżeć obok siebie.. długo nie musiałem czekać aż Carmenka uśnie. Wyglądała tak ślicznie i spokojnie. Tak samo jak jej mama.

Spoglądałem na nie siedząc wciąż w tym samym fotelu. Kiedy maluch się obudził wziąłem ją ponownie na ręce i zacząłem chodzić po pokoju przystawając przy oknie aby pokazać jej co się za nim znajduje. Może nie dostrzegała wiele, ale dla mnie to nie miało teraz znaczenia najważniejsze, że była spokojna. Doceniałem to, że nie płakała tak jakby chciała pokazać, że bycie rodzicem to wcale nie jest tak przerażająca rola. Miałem cichą nadzieję, że tak pozostanie, że będzie ona taka grzeczna, ale miałem również przeczucie, że wcale tak później nie będzie. Tym bardziej, że ani ja ani Victoria nie należeliśmy do spokojnych osób. Wiec zapowiadało nam się wesołe życie. A nasz szkrab każdemu będzie skradał serca.

Była po prostu rozkoszna.

Buziaczki I do następnego:***
Jeśli się podoba zostaw komentarz I głos ♡♡♡

Chcę usłyszeć Cię ponownie ZAKOŃCZONA/POPRAWKIWhere stories live. Discover now