1.Pete Wentz:

185 12 6
                                    

Wchodzimy na scenę. Najpierw Andy zmierzający w stronę perkusji z pałeczkami w ręce. Potem Joe z gitarą przewieszoną przez ramie, wita się z fanami kilkoma uderzeniami w struny. Patrick wychodzi ze spuszczoną głową poprawiając nerwowym ruchem gitarę. Dziś nie mam najlepszego humoru jednak czując na sobie wzrok fanów uśmiecham się i podbiegam do krawędzi sceny, trzymając bass jedną ręką. Natychmiast czuję szarpanie za koszulkę i krzyk fanów. Perkusja zaczyna wydawać pierwsze dźwięki, a Patrick zaczyna śpiewać. Rozbrzmiewają brawa, które w mojej głowie brzmią niczym milion ostrzy. Początek nie idzie mi najlepiej. Mylę dźwięki. Pete – Mówię do siebie. – grałeś ten kawałek tyle razy... Jednak to nie pomaga. Patrick rzuca mi zmartwione spojrzenia, co wpływa także na jego głos. Joe staje przy mnie i patrzy pytającym wzrokiem. Jedyne Andy jak zwykle robi wszystko tak jak trzeba. To nie jest jeden z naszych najlepszych występów... A ten dzień jeszcze się nie skończył.


***

Idę boso przez skąpany w blasku księżyca cmentarz. Nagrobki pokryte są mchem. Właściwie nie wiem dokąd zmierzam. Wieje zimny wiatr, na moim ciele pojawia się gęsia skórka. Zaczynam biec, moje tętno przyspiesza. Krzyczę czując ból. Przyciskam ręce do lewej strony klatki piersiowej. Sącząca się krew przepływa przez moje palce. Kręci mi się w głowie i zostaję zmuszony, by uklęknąć, mimo, że tak naprawdę chcę uciekać. Podnoszę wzrok zrezygnowany. Przede mną widnieje moje imię wyryte w szarym marmurze. Przerażony wstaję i robię krok do tyłu. Cichy szelest za mną i zimne ostrze na gardle kończą wszystko. Umieram.


***

Budzę się z westchnięciem i podnoszę do pozycji siedzącej. Dotykam mokrego od potu czoła. W pogrążonym w ciemności pokoju słychać jedynie mój szybki i urywany oddech. Powoli zaczyna do mnie docierać, że to nie jest mój pokój, że to był sen. Wstaję z łóżka, włączam światło i otwieram drzwi na hotelowy korytarz. Czując, ze jestem na boso i przypominając sobie sen, chcę jak najszybciej zawrócić, ale wiem, że to nie pomoże. Schodzę po schodach w pośpiechu. W holu stoi gromadka ludzi czekająca na potwierdzenie rezerwacji. Spoglądają na mnie tym samym pytającym wzrokiem, jakim obdarzył mnie Joe podczas koncertu. Recepcjonista woła za mną, ale mijam go i wychodzę na zewnątrz. Pada deszcz. Krople opadają na moje rozpalone ciało. Zamykam oczy, znów przypominając sobie sen. W śnie nie było deszczu. Całe szczęście.


***

Segreguję papiery do teczek: żółta – wytwórnia, czerwona – zespół, niebieska – przygotowane do podpisana kontrakty i biała, moja ulubiona – pomysły na teksty piosenek. W międzyczasie przesłuchuję kilka nagrań, które przysłano mi dziś rano. Nic ciekawego. Jeden zespół nie ma poczucia rytmu, drugi gra zbyt szablonowo, a trzeci to nic niewarci amatorzy. Słyszę pukanie do drzwi, a potem do pokoju wkracza Patrick z zaciekawioną miną.

- Mogę wejść?

- Już to zrobiłeś. – Mówię zrezygnowanym tonem, kiwając w rytm przesłuchiwanej piosenki. – Tylko zamknij za sobą drzwi.

- Ale z ciebie pedant. – Oznajmia gdy widzi poukładane w stosy kartki.

- Po co przyszedłeś?

Siada obok mnie i kładzie na stole zieloną teczkę.

- Mam już kilka kompozycji dla tej piosenki, którą mi ostatnio pokazałeś.

- Patrick... Proszę cię. Nie mam do tego głowy. Może jutro...

- Obiecałeś, że dzisiaj ze mną o tym porozmawiasz. – Podnosi się i podchodzi do okna, wyglądając na ulicę. – Odkładasz to już tydzień. A to na koncercie... Znowu. – Przy wypowiadaniu ostatniego słowa odwraca się do mnie.

- Naprawdę nie mam do tego głowy.

- Jednak dla swojej cholernej wytwórni zawsze znajdziesz czas. – Mówi podniesionym głosem i ze ściśniętą szczęką kieruje się do drzwi, po drodze zrzucając ze stołu połowę papierów. Na koniec trzaska drzwiami.

Zapisuję nazwę zespołu, do którego piosenki kiwałem głową i podnoszę papiery. Kiedy kładę je na stole, zauważam teczkę Patricka. Sięgam po nią i zaglądam do środka, siadając na dywanie i opierając się o kanapę. Zaczynam cicho śpiewać.


Don't let yourself fall!Where stories live. Discover now