Rozdaliśmy już z tysiąc autografów i zdjęć, a teraz kierujemy się do naszego autokaru. Pytam się Patty, czy pojedzie z nami do hotelu. Jednak ona mówi, że przyjechała własnym autem. Nie chcę jej zostawiać. Joe i Jack mówią żebym jechał razem z nią, co robię. Parking na którym znajduje się samochód, oddalony jest jakieś dwie przecznice. Zaczynam narzekać po przejściu kilometra.
- Hym... Ta sława ci nie sprzyja. Jesteś za bardzo rozpieszczany. Pewnie masz szoferów, którzy podwożą cię pod drzwi, bagaże zanoszone do pokoi...
- Jasne. A co ja prezydent? – Śmieję się i łapię ją za rękę. – Fakt. Nie ukrywam, że jestem rozpieszczony. Ale niestety nie mam szoferów, a bagaże nosi Andy. Uparł się i nic nie możemy na to poradzić.
- Ale nie żebyś protestował?
- Nie będę odbierać mu tej przyjemności.
Rozbawieni docieramy do pojazdu. Patty siada za kierownicą. Nie chcąc by dobry humor zniknął, odpinam pas i kładę nogi na deskę rozdzielczą.
- Pani szoferko, proszę jechać na Toluca Lake. Tylko pod same drzwi!
Patty z powagą zakłada okulary przeciwsłoneczne, zapina pas i rusza.
- Oczywiście, panie Peterze Lewisie Kingstonie Wentzie. – Odpowiada z nutką śmiechu w głosie.
***
- A gdzie podziała się pokojówka? – Pyta Patty patrząc z zainteresowaniem na kartki i kawałki gitary z ostatniego występu, które są porozrzucane na podłodze w całym pokoju. – Naprawdę nie mogę uwierzyć, że wchodzisz tu po raz drugi w swoim życiu. To wygląda co najmniej jak dzieło sztuki z całego tygodnia.
- Widzisz to? – Kiedy siada na brzegu łóżka i kładzie na nim swoją torbę, zamykam drzwi, na których wisi kartka: „NIE WAŻYĆ SIĘ NICZEGO RUSZYĆ, BO POWIESZĘ!"
- Mógłbyś być chociaż trochę milszy. – Mówi, a ja patrzę na duże litery zastanawiając się, co zrobiłem źle. Patty wybucha śmiechem. – Poza tym nie sądzisz, że ta PROŚBA powinna wisieć od strony korytarza?
Rozbrzmiewa sygnał wiadomości, dziewczyna podnosi komórkę i spogląda na ekran.
- Rzeczywiście! Nie pomyślałem o tym... - Odpowiadam po chwili.
- Bo ty ogólnie rzadko myślisz. – Żartuje idąc w moją stronę i podając mi swoje urządzenie.
Czytam wiadomość wysłaną przez Patricka: „Patty, mogłabyś przekazać temu idiocie, że zaraz mamy wywiad i że natychmiast ma zejść na dół? Dodaj też, że kiedy tylko zjawi się na dole, zacznę na niego wrzeszczeć."
-Czuję się ostrzeżony. – Mówię pod nosem.
Podnoszę wzrok i uświadamiam sobie, że dziewczyna zdjęła kartkę i przyczepiła nową z drugiej strony. Teraz brzmiało to mniej więcej tak: „BARDZO PROSZĘ, NICZEGO NIE RUSZAĆ, BO TRAFICIE DO DOLINY ŚMIERCI!"
- Podoba mi się!
- Mi też. – Patty patrzy na ostrzeżenie z dumą. – A teraz już chodźmy. Tylko nie licz na to, że będę cię usprawiedliwiać.
- Idziesz z nami?
- Nie. Wybieram się na zakupy, ale niestety nie mogę wyjść oknem. Więc przykro mi, ale odprowadzę cię do holu.
Zanoszę się śmiechem, a ona łapie mnie za dłoń i ciągnie za sobą.
***Na dole Patty całuje mnie na pożegnanie, życzy nam powodzenia i macha zza szyb holu. Kiedy tylko znika za budynkiem Patrick, tak jak obiecywał, zaczyna wrzeszczeć.
YOU ARE READING
Don't let yourself fall!
FanfictionFanFiction o zespole Fall Out Boy. Pisane z perspektywy Pete'a Wentz'a i Patricka Stump'a. Być może wtrącę jakiś rozdział z punktu widzenia drugoplanowych postaci.