7. Pete Wentz:

42 5 5
                                    


Budzę się. Delikatnie zsuwam głowę Patty z mojego ramienia i wstaję. Koncert w Filadelfii zaplanowany jest na w pół do siódmej. Mnóstwo czasu. Spod łóżka wyciągam swoją torbę. Próbuję znaleźć coś czystego, jednak przez ten ciągły pośpiech nie mam czasu nawet pójść do pralni lub chociażby do sklepu.

Może miałbyś go więcej, gdybyś się ogarnął. – Słyszę Patricka w swojej głowie. A może to moje własne myśli?

Między materiałami zauważam fragment zielonej teczki Stump'a. Wyciągam ją i otwieram. Ze środka wysypuje się kilka chipsów, które zawieruszyły się wczorajszej nocy. Nie mam pojęcia jak się tam znalazły, ale Patrick mnie zabije, jeżeli zobaczy tłustą plamę na swojej najnowszej kompozycji. Gdzieś z głębi białej teczki wyciągam czyste kartki i podejmuję się przepisana nut przyjaciela.

- Cholera. – Szepczę ze złością, gdy po raz kolejny rysuję półnutę za daleko od pięciolinii. Odwracam się, by przekonać się czy nie obudziłem Patty, ale dalej śpi w bardzo komicznej pozycji. Uśmiecham się i wracam do pracy.

Zadowalający efekt udaje mi się zdobyć po dwudziestym razie. Dziewiętnaście pozostałych, zgniecionych kartek leży na podłodze. Jestem z siebie zadowolony. Podnoszę się od stołu i biorę opartą o ścianę gitarę, po czym siadam na brzegu łóżka. Zaczynam grać melodię, której nauczyłem się na pamięć, przepisując ją. Patty otwiera oczy i uśmiecha się. Odpowiadam tym samym. Dziewczyna podnosi się i zakłada mi ręce na szyję. Odchylam głowę do tyłu.

- I'm here to collect your heart... - Zaczynam śpiewać, jednak przez Patty muszę przerwać, ponieważ mnie całuje. Później się odsuwa i łapie za tekst piosenki, a ja opadam na łóżko z niezadowoloną miną, jednak kiedy dołącza i nuci dalszą część, podnoszę się do pozycji siedzącej i kontynuuję grę.

Już po chwili nasz mały „koncert" się rozkręca i śpiewamy skacząc po łóżku lub stojąc na stole. Patty trzyma w ręku pilot od telewizora i udaje, że to mikrofon. Nie mogę się powstrzymać, więc podnoszę jedną ze zmiętych kartek i rzucam w nią wydając z siebie gardłowe: „BUU!!!". Wtedy ona skacze na mnie z wysokości, a później lądujemy razem na dywanie. Wybuchamy śmiechem.

- Au! – Patty marszczy twarz w niezadowoleniu. – Głupia gitara. – Mówi, przyciskając rękę do boku i przechylając się, tak że teraz oboje leżymy, wpatrując się w sufit.

- Nie martw się. Po koncercie dostanie za swoje. – Oznajmiam z chytrym uśmieszkiem.

- Jednak jest nam jeszcze potrzebna. Musimy skończyć przedstawienie. – Dziewczyna podnosi się i po raz kolejny łapie za pilot.

- Tylko sobie nie myśl, że codziennie będę cię tak budził.

Patty robi smutną minę, jednak później wzrusza ramionami z uśmiechem.

- I tak w końcu by mi się to znudziło. Poza tym... Na kacu raczej wolałabym cię zabić, niż z tobą koncertować. Nadal się zastanawiam, jak przetrwałeś wczorajszy występ.

- Kwestia doświadczenia. – Puszczam do niej oko i zaczynam znów szarpać za struny.

***

- Widziałeś Patricka? – Pytam zaglądając w końcu do pokoju Andy'ego. – W jego pokoju go nie ma. U Joe'go też. Tak właściwie on też zniknął. Pytałem się nawet recepcjonisty, ale nie ma pojęcia dokąd poszli. No i tak pomyślałem, że może ty coś wiesz.

Perkusista przerywa podnoszenie ciężarków.

- Wiem tylko tyle, że jakąś godzinę temu był tutaj Patrick i omal przez niego nie zwariowałem. Ciągle wrzeszczał, że to jest najlepszy dzień w jego życiu. Konkretnie to nie wiem o co chodziło, ale powiedziałem mu, że cieszę się razem z nim. No a jakieś pięć minut później przyszedł Joe i narzekał na to, że w sąsiadującym pokoju, ktoś urządził sobie koncert i nie może spać. Leży tam. – Wskazuje kciukiem kanapę. Wychylam się i widzę gitarzystę, śpiącego na brzuchu i z jedną ręką na podłodze. Chyba wiem, kto przeszkodził mu sen. – Ostatnio wszyscy jesteście jacyś dziwni.

Don't let yourself fall!Where stories live. Discover now