12.Patrick Stump:

53 6 1
                                    


- Naprawdę Pete! Ostatnio kiedy tak załamałeś się po stracie dziewczyny było... W pierwszej klasie kiedy Ada Morton wolała tego... Jak mu tam... Tego umięśnionego gostka... Wiesz ten co zawsze zajmował cały korytarz i nie mogliśmy przejść do klasy. – Wspomina Joe. – Zawsze przez niego się spóźnialiśmy...

- Czemu ja jeszcze nic nie wiem o tej... Adzie? – Pytam, podciągając rękawy koszuli, którą przed chwilą założyłem.

- Ada była pierwszą dziewczyną Pete'a. Długie blond włosy, długie nogi, nie najgorsza twarz. – Wylicza Trohman. - Była bardzo miła. Prawda Pete? Nie wiem jaka była pod względem łóżkowym, ale... Zawsze chwaliła jego afro. – Parska śmiechem.

- Zamkniesz się wreszcie?! – Pete rzuca w gitarzystę poduszką. – Mam już dosyć tego twojego cholernego gadania. To wcale nie pomaga! – Odwraca się do okna i przyciska jedną dłoń do szyby.

Chyba go rozumiem. Joe wspomina „stare, dobre czasy" już od półtorej godziny. Wymienił już każdą jego byłą dziewczynę z imienia, wyglądu, opowiedział każdą historię z nią związaną, jak długo byli parą... A teraz po raz setny dodaje:

- Znajdziesz sobie kogoś lepszego... Kto będzie tolerował wszystkie twoje dziwactwa... Nie obiecuję oczywiście, że to będzie kobieta, ale... Znajdziesz kogoś takiego.

Pete odwraca się od panoramy miasta, zostawiając na szkle odciski palców i rusza w kierunku Trohman'a.

- Stul ten swój parszywy ryj! – Wrzeszczy w twarz rockmanowi, który zwija się w muszelkę na tapczanie. Po chwili rozsuwa palce, między którymi pokazują się jego oczy.

- Nie, dziękuję. – Mówi przytłumionym głosem. - Fajna pamiątka po podróży w Nowym Jorku gości już pod moim okiem. Bardzo zdruzgotany jestem tym, że za jakiś czas zniknie, ale... Nie. Nie chcę kolejnej, więc byłbym wdzięczny, gdybyś odsunął się z tą niebezpieczną bronią, którą masz na ręce.

- Jak coś. To zawsze wiesz gdzie mnie znaleźć i co zrobić by zasłużyć sobie na to. – Powoli odsuwa się od przyjaciela, wskazując na jego limo.

- Dobra chłopaki... Wystarczy już tego czubienia się. – Mówię po to by rozładować napięcie, ale po części także po to, by Pete myślał o tym w jaki sposób mnie zabić, niż zastanawiał się co zrobił nie tak. To go zniszczy.

Już to raz widziałem... Wtedy gdy jego najbliżsi odsunęli się od niego... Zostawili go, a samotność i rozmyślanie o błędach wykończyły go do tego stopnia, że chciał zapomnieć nawet o tym, że ma przyjaciół na których może liczyć. Bał się, że ich też pewnego dnia straci. Chciałbym go jakoś zapewnić, że ja zawsze będę. Ze względu na wszystko, ale... Kto może przewidzieć przyszłość?


***

W klubie rozbrzmiewa szybka, szalona muzyka. Kiwam się w jej rytm, choć trochę nieudolnie mi to idzie. Znajomi Pete'a chichoczą, co daje mi do zrozumienia, że lepiej będzie jeśli usiądę i napiję się czegoś. Przyszedłem tu tylko i wyłącznie ze względu na Wentz'a. W sumie sam się wprosiłem. Po prostu chciałem mieć na niego oko.

Od tamtego pamiętnego dnia, w którym Patty stała się wrogiem numer jeden dla naszego zespołu (a przynajmniej dla jego basisty) minęło około dwóch tygodni. Zaraz po Nowym Jorku wróciliśmy do Los Angeles. Przez jakiś czas Pete mieszkał u mnie, ponieważ nie mogłem w każdej „kryzysowej" sytuacji, polegającej na otwarciu piwa, znalezieniu kluczy, otworzeniu listu i tak dalej, jeździć do niego przez pół miasta. Na szczęście jakoś zaczął sobie radzić i wrócił do siebie. Mój brat miał go już dosyć. Ciągle chodził pijany, a nasze mieszkanie stawało się jego oazą spokoju, w której wyżywał się na każdym przedmiocie.

Don't let yourself fall!Where stories live. Discover now