~Rozdział 7~

436 49 7
                                    


Minął tydzień od wydarzeń w Wiśle. Myślałam, że to wszystko coś zmieni. Prawda jest taka, że Cene szybko o mnie zapomniał. Pisaliśmy jedynie tego dnia, co się pożegnaliśmy. Później kontakt się urwał. Miałam nadzieję, że chłopak się w końcu odezwie. Niestety nadzieja matką głupich. Chłopak nie napisał nawet zwykłego "Hej". 

Na szczęście szkoła nie pozwoliła mi na popadnięcie w paranoję i za dużo nad tym nie myślałam. Po rozmowach ze znajomymi ze studiów stwierdziłam, że nie ma sensu się tym przejmować. Było, minęło. Jego strata.

Nadszedł czas na kolejne zawody Pucharu Świata- tym razem Willingen. Chcąc nie chcąc wróciłam myślami do Cene i Andiego. Ten drugi wygrał konkurs indywidualny i drużynowy. Byłam z niego dumna, a moja sesja zdjęciowa z nim stawała się cenniejsza. Zdziwiłam się, gdy dostałam od chłopaka SMS'a. Niby fajnie, że o mnie pamiętał. Napisał, że żałuje iż nie udało mi się przyjechać na zawody. Pogratulowałam mu wygranych i napisałam, że nie mam czasu pisać. Była to po części prawda. Musiałam zająć się obrabianiem zdjęć. Także w sumie cały weekend oprócz oglądania skoków spędziłam przed komputerem słuchając wciąż tej samej piosenki i pracując w Photoshopie. Efekt końcowy był zadowalający. Postanowiłam, że wyślę przerobione zdjęcia Wellingerowi. W wiadomości dodałam, że ma dać znać, czy mu się podobają i przypomniałam mu, aby ich nigdzie nie wstawiał. Gdyby tak się stało nie mogłabym ich użyć w konkursie.

Czekając na odpowiedź uświadomiłam sobie, że prawie cały projekt miałam gotowy. Pozostało mi ostatnie zdjęcie, którą swoją drogą wymyślił chłopak, o którym usilnie próbowałam przestać myśleć przez cały poprzedni tydzień. Niby dałam sobie z nim spokój, ale oglądanie zawodów i przerabianie zdjęć przywołały wspomnienia. Dlaczego życie nie jest jednym wielkim filmem z happy endem? I dlaczego to ja zawsze muszę wpakować się w takie sytuacje? 

Rok temu, jak byłam na pierwszym roku studiów poznałam na uczelni Mateusza. Od samego początku coś nas ku sobie ciągnęło, lecz żadne z nas nie wykonało żadnego kroku. Po paru miesiącach takich podchodów dostaliśmy zaproszenie na domówkę. Upiliśmy się i skończyło się na obściskiwaniu w kiblu. Było to spełnienie moich marzeń, gdy w pewnym momencie zrobiło mi się tak niedobrze, że zwymiotowałam mu na buty. Dalej było tylko gorzej. Po tej imprezie on zaczął mnie unikać. Ale chyba każdemu może się coś takiego zdarzyć? Złamał mi serce. 

Także złamane serce nie jest mi obce. Dobrze, że cała sytuacja z Cene zakończyła się zanim tak na prawdę się zaczęła. Jak po paru dniach relacji z nim czuję się tak jak się czuję, to co by było gdyby mnie olał po jakimś większym zbliżeniu się do siebie? W głębi duszy czuję, że było by gorzej niż po całej aferze z Mateuszem.


•Poznań, sobota 27 styczeń 2017•     

Czas oddania projektu zbliżał się nieubłaganie, a ja nadal nie miałam ostatniego zdjęcia, które miało być fundamentem reszty. Termin oddania prac jest 10 lutego. Mam nadzieję, że do tego czasu zrobię to zdjęcie, jak nie to myślę, że nie mam szansy na wygraną. 

Przez to całe zamieszanie z projektem i studiami w tym tygodniu nie miałam czasu na oglądanie zawodów. Wczoraj ominęły mnie kwalifikacje, a teraz trwał pierwszy konkurs. A co robiłam ja? Stałam na dworze z aparatem w ręce i nie wiedziałam, jak mam stworzyć ten idealny kadr. Zrobiłam tyle zdjęć, a żadne nie było idealne. Powoli traciłam nadzieję, że uda mi się uzyskać wymarzony efekt. Z tej całej pracy i rozmyślań wyrwał mnie dźwięk telefonu. Dzwoniła Karolina. Ciekawe, co było takie ważne. Spojrzałam na godzinę, skoki się jeszcze nie powinny skończyć, a miała dać znać dopiero po konkursie. Odebrałam telefon.

Passion is all we need || Cene PrevcOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz