Rozdział 4 - Gratulacje, deszcz, impreza

90 11 4
                                    

*Patrick*

Obudziłem się wtulony w Judy. Była 10:30. Spojrzałem na swoją narzeczoną. Spała spokojnie na boku. Odsunąłem się od niej, przetarłem oczy i włożyłem okulary. Wziąłem telefon i sprawdziłem wiadomości. Nie było nic nowego. Postanowiłem napisać do Pete'a.

Patrick: Zgodziła się! :D

Pete: Co? Na co? Kto?

Patrick: Zaręczyny.

Pete: O, to gratulacje! Dlaczego mi nie powiedziałeś?

Patrick: Nie chciało mi się. :)

Pete: No jasne. Najlepszymu kumplowi już nawet o zaręczynach nie powiesz. Dzięki wielkie. :(((

Patrick: O jejku, jejku, biedny Pete. :(((((

Pete: Przyjedźcie do nas. Uczcimy to!

Patrick: Nie wiem czy mam ochotę pić.

Pete: No weź. Chociaż po kieliszku. :D

Patrick: Zobaczę, ale przyjedziemy na pewno. :P

Wstałem z łóżka i poszedłem do łazienki. W tym czasie usłyszałem skrzypnięcie łóżka. Judy musiała się obudzić. Potem ktoś szarpnął za klamkę od drzwi łazienki, ale zamknąłem je wcześniej.

- Streszczaj się - powiedziała zaspana.

Podciągnąłem bokserki i umyłem ręce. Otworzyłem i zobaczyłem ją w mojej koszuli.

- Cześć - uśmiechnąłem się.

- Potem się pościskamy. Teraz muszę koniecznie siusiu - weszła do łazienki i zamknęła drzwi.

Poszedłem do kuchni, żeby zrobić śniadanie. Judy zeszła do mnie.

- Dzień dobry - uśmiechnęła się.

- Witam moją narzeczoną.

- Nadal nie mogę uwierzyć - spojrzała na pierścionek.

- To uwierz. Zrobiliśmy duży krok, tak myślę.

- Ja też tak uważam. Kocham cię - pocałowała mnie w policzek.

- Ja ciebie też kocham, Judy. Pete nas zaprasza do siebie.

- Fajnie, ale idę z Meagan do klubu.

- Co? Pisałem z Petem jak spałaś. On nie uzgodnił tego z nią?

- Najwidoczniej nie. Przecież nic się nie stało. Wy zrobicie sobie męski wieczór, a ja z Meagan babski.

- No dobrze. Może jeszcze się to wyjaśni - mruknąłem.

*Judy*

Pete zawsze musiał wyjechać z czymś zbędnym, ale akurat dzisiaj to nie był zły pomysł. Nie pamiętam, kiedy wyszłam z Meagan sama. Choć lubiła imprezy to ogarnęła się jako matka. Chciała dla chłopaków jak najlepiej. Pete często jeździł na koncerty albo wychodził na jakieś spotkania, więc chciała być przy dzieciach. Teraz miałyśmy okazję się pobawić. Ja akurat nie przepadałam za klubami, ale raz na rok można się tam wybrać.

Miałyśmy iść o 19. Prostowałam włosy w pokoju, a Patrick siedział na łóżku i patrzył w laptop. Nagle coś zaczęło szumieć. Spojrzałam przez okno. Zaczęło padać.

- No kurde, zdążyłam zrobić włosy - zdenerwowałam się. - Jakby nie mogło później zacząć padać.

- Załóż płaszcz - powiedział Patrick - Chyba, że mam was podwieźć zanim pojadę do Pete'a albo dam ci samochód, a sam się przejdę.

- Wystarczy, że nas podwieziesz.

- A jak potem wrócisz?

- Do klubu jest kawałek, dam radę. Przecież się nie upiję.

- No tak, ale...

- Już cicho. Pojedziesz do Pete'a samochodem i się o mnie nie martw. Dam radę.

- No dobrze.

Przed 19 pojawiła się Meagan.

- Cześć! - weszła i nas uściskała. - Gratulacje. Wreszcie to zrobiliście!

- Oj tam - zarumieniłam się.

- Pokaż mi pierścionek - sama wzięła moją rękę i spojrzała na palec. - Śliczny jest.

Spojrzała na Patricka i wymienili porozumiewawcze spojrzenia.

- Ej, czy ty... pomogłaś mu, prawda? - zaśmiałam się.

- Ja? Ależ skąd? - sama zaczęła się śmiać.

- Ok, ok. Widzę, że był spisek przeciwko mnie.

- To było dla twojego dobra - zaśmiał się Patrick.

- Ok, ok, ja już was znam. Chcesz się jeszcze czegoś napić przed wyjściem czy coś? - zapytałam przyjaciółkę.

- Nie, chodźmy już. Nie mogę się doczekać.

- Dobra, chodź jeszcze musisz mi pomóc dobrać buty - poszłyśmy na górę do pokoju.

- Dobrze, że mam wodoodporny tusz, bo już bym była skończona - zaśmiała się.

- A weź mi nawet nie gadaj. Deszcz to ostatnia rzecz, o której mogłam dziś pomyśleć - westchnęłam i wyciągnęłam z szafy czarny płaszcz i buty.

- Damy radę. Tak w ogóle to zauważyłaś jak ta sukienka ładnie podkreśla mój tyłek - odwróciła się do mnie i wyeksponowała pośladki.

"Cała Meagan" pomyślałam.

- Meagan, proszę - odwróciłam wzrok. - Jest super.

Ja miałam rozkloszowaną sukienkę i żadnego tyłka nie musiałam eksponować. Nie wyglądałam jak Meagan i nie miałam takiego ciała. Typowe: któraś z przyjaciółek zawsze była ta brzydsza i nieśmiała. Wypadło na mnie. Znałam swoją wartość, ale czasem, kiedy ustanie się obok dziewczyny takiej, jak Meagan, to się o tym zapomina.

- Ej, przestań natychmiast! - Meagan wyrwała mnie z myśli. - Ty jesteś piękna. Nie masz czym się przejmować.

- Ok, ok - uśmiechnęłam się blado, żeby jak najszybciej skończyć tę rozmowę.

Zeszłyśmy na dół, ubrałyśmy się i poszliśmy do samochodu, gdzie czekał już Trick. Lało jak z cebra. Nie wiem skąd takie urwanie chmury, ale latem bywają takie ulewy. Chłopak zawiózł nas do klubu.

- Bawcie się dobrze - uśmiechnął się i pocałował mnie w policzek.

- Wy też i nie rozwalcie domu - powiedziałam, a Meagan pogroziła palcem.

Poszłyśmy do budynku, gdzie głośno grała muzyka. Nasze płaszcze zostały odniesione do szatni, a my poszłyśmy do baru. Spotkałyśmy kilka naszych znajomych. Ogólnie czas mijał na zabawie.

Wyszłyśmy z imprezy bardzo późno w nocy albo wcześnie rano. Nie wiem. Byłyśmy w szampańskich nastrojach. Dziewczyny wzięły Meagan ze sobą, żeby ją odwieźć.

- Nie chcesz jechać z nami? - zapytały.

- Nie, naprawdę. Przyda mi się trochę świeżego powietrza - powiedziałam i założyłam płaszcz.

- No dobrze. To do zobaczenia - cmoknęłyśmy się na do widzenia i odjechały.

Szłam sobie wolno chodnikiem. Deszcz już nie padał, jedynie była lekka mżawka. Było spokojnie i orzeźwiająco. Kilka samochód mnie minęło. Nagle zauważyłam jak ktoś idzie w moją stronę. 

Jet Pack Blues (Patrick Stump)Where stories live. Discover now