Rozdział 31

6.5K 271 31
                                    

Wstaliśmy o dziewiętnastej. W sumie to ja wstałam i obudziłam Danny'ego. Zrobił minę obrażonego dziecka i przetarł oczy.

- Tatusiu... Jeśli teraz będziesz spać to co zrobisz w nocy? - Usiadłam na łydkach, zaczęłam odgarniać mu włosy z czoła zatapiając w nich palce.

- W nocy można robić różne rzeczy.

Kurwa. Teraz albo nigdy.

- Mam głupie pytanie.

- Sam ocenię.

Przygryzłam wargę.

- No bo... Ostatnio... Yyym... Jestem beznadziejna w zaspokajaniu cię, prawda?

- Co? Nie, czemu?

- Bo... Kiedy wzięłam cię do ust to zajęło ci to długo zanim doszedłeś i...

Wybuchnął śmiechem, to dla niego typowe w takich sytuacjach.

- Skarbie... Ja to mam wyćwiczone.

- Da się tak?

- Mhm.

- Oh... - Spuściłam wzrok.

- A tak ogólnie było dobrze. Ale skoro uważasz, że twoje umiejętności nie są wystarczające... To też się da wyćwiczyć.

Moje policzki zapewne momentalnie zaszły czerwienią. Sprawił, że usiadłam na nim okrakiem.

- Co masz ochotę robić?

Przestań... Błagam.

- Nie wiem... Um...

Gładził moje uda co strasznie mnie rozpraszało. Uwielbiam to uczucie i nie mogłam skupić się na właściwym dobieraniu słów.

- Chodźmy... Na spacer.

- Spacer? - Uniósł brwi wyraźnie zaskoczony, bo nie takiej odpowiedzi się spodziewał. Napięcie seksualne między nami spłoszyło mnie na tyle, że chciałam jak najszybciej odwrócić jego uwagę.

- Tak. Sami. Jak trochę się ściemni.

- Mmm romantycznie - Zaśmiał się - W porządku.

Jego dłonie znalazły się powyżej bioder, tam gdzie mam największe łaskotki. Patrzyliśmy na siebie i naprzemiennie marszczyliśmy brwi. Ostatecznie wybuchłam śmiechem a on poszedł w mój ślad.

Wstaliśmy po kilku minutach obściskiwania się, tym razem to ja pierwsza się odsunęłam.

- Co do... Wracaj! - Zawołał przyciągając mnie za biodra.

- Trzeba się umyć.

- Wolisz prysznic ode mnie?

- Wolę mieć sto procent pewności, że nie walę.

- Walisz? - Poruszył brwiami.

- Tatusiu... Chodziło mi o brzydki zapach.

W końcu poszliśmy umyć się razem. Kiedy skończyliśmy było grubo po dziewiątej, zachód słońca powinien za chwilę się zacząć. Ubrałam białą spódniczkę, szare zakolanówki i sweterek podczas gdy Danny odział się w zwykły dres.

Wyszliśmy z domu i gdy zapytał gdzie chcę iść, odpowiedziałam, że mu zaufam. Po kilku minutach byliśmy na ścieżce do lasu. W mniej zaludnionym miejscu złapał mnie za rękę od czego puls skoczył mi razy sto.

Nie rozmawialiśmy, po prostu nawzajem wsłuchiwaliśmy się w nasze oddechy. Kiedy słońce powoli znikało za horyzontem Danny wziął mnie na ręce i przytulił do siebie. Zamknęłam oczy, wolę wczuć się w sytuację niż patrzeć na niebo.

- Sprawiasz, że moje życie ma sens - Powiedział gładząc moje włosy.

- Rujnuję ci je.

- Nie prawda.

Odsunęłam się trochę i zerknęłam mu w oczy. Były wilgotne co mnie tak zdziwiło, że nie byłam w stanie się odezwać.

- Nie... - Wytarłam mu pierwszą łzę.

Spuścił wzrok zawstydzony swoją słabością tak, jakby się bał, że go wyśmieję. Nie miałam nawet takiego zamiaru. Przytuliłam się od niego z całej siły.

- Dlaczego? - Zapytałam gdy już się uspokoił.

- Ja... Wiem, że los cię skrzywdził, Maja. Kiedy na ciebie patrzę czuję ból.

- Nic się nie stało, pogodziłam się z tym.

- Opowiesz mi o tym?

Wzięłam głęboki wdech.

- Na pewno? - Zapytałam.

- Tak.

Chwilę jeszcze się wahałam. Danny od kilku sekund zmierzał z powrotem w stronę domu. Postanowiłam, że opowiem mu co mnie spotkało.

DaddyWhere stories live. Discover now