2. Nowa tożsamość...

1.8K 87 24
                                    

Londyn - Rok 1945

- Dobrze. - pochwaliła Daria, patrząc zadowolona na Zosię. - Opanowałaś cały język do perfekcji. Jestem z ciebie dumna.

Brązowe włosy kobiety związane były w piękny warkocz, a buzia uśmiechała się do dziewczyny, która siedziała na krześle, wpatrując się w zapisane słowa w zeszycie. Od roku uczyła się już języka Angielskiego i mówiąc szczerze, umiała go lepiej niż swój własny. Daria przez nieznajomość Angielskiego nie pozwalała jej wychodzić do dzieci, bojąc się, że powie coś nie tak, jak trzeba, ale teraz wiedziała, że Zosia może bez przeszkód zacząć nawiązywać znajomości.
       Jednak blondwłosa nawet nie pytała czy może zadawać się z innymi.  Siedziała ona w domu nad książkami, grając na starych skrzypcach, które znalazła ostatnio na strychu lub roztrzygać partyjkę szachów wraz z Erik'iem. Nie była chętna do poznawania nowych osób, bo każda podobna próba kończyła się fiaskiem i niemałą wrzawą. Daria widziała w niej kochaną i uczynną dziewczynę, umiejącą poświęcić się dla innych lub w imię swojej rację,  ale dla innych była zimna i szorstka przez wszystkie doświadczenia w jej krótkim życiu. Kobieta wiedziała, że nie jest jej łatwo zapomnieć tych wszystkich złych chwil, które przeżyła przez te cztery lata i nie dziwiła się Zosi, bo miała świadomość, że całkowity powrót może potrwać bardzo długo, nawet całe lata.
       Daria wstała od stołu w pewnej chwili, po czym skierowała się w stronę dużej komody, stojącej w rogu wielkiej jadalni pełnej angielskiego przepychu, w której obie się znajdowały. Szarpnęła za szufladę mebla, by  wyciągnąć z niej szarą kopertę i gdy z powrotem podeszła do wielkiego stołu, położyła pakunek przed dziewczyną nie kryjącej zdezorientowania.

- Otwórz. - poleciła, a Zosia otworzyła ją jednym ruchem. W środku dziwnej koperty znajdowała się mała książeczka i kilka o podobnym rozmiarze kartek. Najpierw wzięła do ręki czarną książeczkę, po czym otworzywszy ją, oczom Zosi ukazały się różne dokumenty. - Pomyślałam z Erikiem, że bezpieczniej będzie, jak zmienimy ci... - zacięła się na kilka sekund, wiedząc, że ta informacja może być trudna dla dwunastolatki. - Imię.

Emma Fox - przeczytała, by później skierować wzrok na Darię, która wpatrywała się w nią, oczekując jakiejś odpowiedzi, choć kobieta widziała, iż jest zaszokowana oraz zapewne zła.

- Jeśli tak będzie lepiej, to... - zatrzymała się, próbując powstrzymać drżenie głosu. - tak zrobimy. Bezpieczeństwo przede wszystkim.

     Blondynka wiedziała, że ciotka miała jak najlepsze intencje, ponieważ chciała ją chronić, ale straciła prawie wszystko, co pozostało jej po tamtym życiu, po życiu, które tak brutalnie jej odebrano. A teraz? Teraz zabrano imię dziewczyny, a został tylko i wyłącznie, wisiorek od mamy i broszka w kształcie orła, w której szczelinach zostało trochę zaschniętej krwi jej przyjaciela. Te dwie małe rzeczy, które po mimo, że nic nie kosztowały, pokazywały jej skąd pochodziła i kogo straciła...

Rok 1949

- W tej sukni będziesz wyglądać oszałamiająco. - odparła Angelika wpatrując się w Emmę, ubraną w czarną, koronkową sukienkę sięgającą jej do kolan.
     Angelika Willis to służąca w dworze, a zarazem najlepsza i jedyna przyjaciółka szesnastolatki. Dziewczyna była starsza o rok od Emmy, a ta mała różnica wieku, nie przeszkadzała żadnej z nich. Nastolatka ta posiadała czarne jak smoła włosy, piękną, nieskazitelną cerę oraz zielono - szmaragdowe oczy, dodające jej urodzie nutkę tajemniczości.
  Emma tak strasznie zazdrościła jej wyglądu, patrząc na nią dostawała niemałych kompleksów, co do swojej figury i wyglądu, jednak Angelika zawsze powtarzała jej, iż dziewczyna jest najpiękniejszą dziewczyną, jaką kiedykolwiek widziała, w co Emma kompletnie nie potrafiła uwierzyć.
        Delikatny, czarny materiał sukni spływał kaskadami po biodrach oraz udach blondwłosej, by dotknąć zgrabnych kolan nastolatki, która wyglądała olśniewająco w danej kreacji. Mimo pięknego wyglądu, Emma wolała raczej spodnie i wygodną bluzkę, czy inne tego typu rzeczy, bo w jej opinii, były one najwygodniejsze i w dodatku praktyczne, nie to co sukienki na bal, czy gorset, opinający jej klatkę piersiową.
      Dria zawsze powtarzała jej, że dziewczynie nie wypada nosić spodni, dlatego wciskała ją w wszelakie spódnice, tuniki, sukienki, czego całą sobą nienawidziła i czym wręcz gardziła.
     Emma patrząc na swoje odbicie w wielkim lustrze, myślała jak bardzo dorosła przez te cztery lata. Nigdy nie wyobrażała, że będzie chodzić na bale, czy w ogóle do szkoły, a to, co działo się właśnie w owej chwili przekraczało jej najśmielsze oczekiwania. Zawsze widziała świat przez pryzmat wojny oraz strat i choć teraz wiedziała, że nie musi się niczego obawiać, miała wrażenie, że wszystko zaraz zniknie i przebudzi się w sosnowym lesie przytulając głowę do miękkiego mchu, modląc się, żeby nastał koniec tej destrukcji.        
               W pewnej chwili pomieszczenie przeszył nieśmiały, cichy dźwięk pukania do dębowych drzwi, przez co Angelika szybko do nich podbiegła, po czym pociągnęła za klamkę. W progu stał przystojny mężczyzna w stylowym, czarnym i dobrze skrojonym garniturze, zapewne szytym u najlepszego krawca w Londynie. Był to Erik, mąż Dari. Jego brązowe i włosy ułożone były wręcz idwalnie, zaś czarna marynarka idealnie pasowała do całego ubioru razem z muszką, znajdującą się na szyi męża ciotki Emmy.

Last WordsWhere stories live. Discover now