4. Wspomnienia...

1.2K 80 3
                                    

Życie nigdy mnie nie rozpieszczało. Byłam, znaczy jestem, przez cały czas zdana na jego łaskę, co przyczynia się właśnie do takich przykrych sytuacji. Po tym nieszczęsnym balu wszystko się zmieniło i to nie w tym dobrym znaczeniu. Mimo tego, że minął dopiero tydzień lub dwa, całym czas ktoś o tym rozmawiał. Rozpuszczona córka wielkiego rodu Fox odtrąca zaręczyny przystojnego, mądrego i miłego chłopaka jakim był Randall. Ten temat idealnie nadawał się na pierwsze strony gazet. Już widzę nagłówek artykułu "Wielki skandal w rodzinie szlacheckiej".
Od tamtego zajścia Daria nie odezwała się do mnie ani słowem, a ja nie byłam jej dłużna. To ona wpakowała nas w te bagno. Gdyby nie ustalała zaręczyn w tajemniczy przede mną i gdyby w ogóle tego nie zrobiła, nie było by problemu. Choć patrząc z innej perspektywy i tak by to kiedyś zrobiła. Jedynie Erick... mnie wspierał. Angelika nie wdawała się ze mną w dłuższe konwersacje, przez aferę jaką zrobiła jej Daria. Po balu była jak chodząca bomba, więc nie powstrzymała się od nakrzyczenia na jedną ze służących. Próbowałam rozmawiać z Angeliką, ale ta zbywała mnie, mówiąc, że ma dużo do zrobienia.

Siedziałam na dużej, skórzanej kanapie w obszernym salonie rodu Fox. Przez wielkie okna wpadały ostatnie promienie słońca, a w kominku paliło się drewno, co dawało przyjemne ciepło. Szczelniej przykryłam się bordowym kocem, a wzrok wlepiłam w języki ognia, tańczące wesoło w kominku. Jedyne co było słychać, to ciche pękanie spalanego drewna, który roznosił się, po pomieszczeniu, odpychając samotną ciszę. Westchnęłam w duchu, rozkoszując się chwilą samotności i spokoju, która była ukojeniem dla zszarganych nerwów i co chwila nawiedzających mnie myśli, które zepchnęłam je na drugi plan. W tej chwili nic mnie nie interesowało. Przytuliłam prawy policzek do białej poduszki i spojrzałam na portret dumnego mężczyzny, wiszący nad ceglanym kominkiem. Erick opowiadał mi o nim. Był to John Fox, pierwszy z całego rodu. Ubrany był w wojskowy frak, a przy lewym boku trzymał srebrną szablę. Nie dało się ukryć, że był przystojny. Czarne włosy, kształtna szczęka - po prostu prawdziwy mężczyzna.
Później mój wzrok przeniósł się na kolejny obraz mężczyzny i jego dość brzydkiej żony. Helga i Matthew (czyt. Matju xdd) Fox, kolejni rodowici członkowie rodziny. Następny był Gregor i Amelia Fox, a po nich następni i następni. Aż w końcu zatrzymałam się na małym obrazie po drugiej stronie pokoju. Zdziwiłam się, bo nie widziałam go tu wcześniej.
Wstałam ociężale z posłania, a moje kości zaczęły krzyczeć. Rozprostowałam kręgosłup i opatulona ciepłym kocem, ruszyłam w stronę nieznanego mi obrazu. Malunek przedstawiał pokład wielkiego statku, na którym aż wrzało od pracy. Kapitan stał na przedzie kierując statkiem, a marynarze zaciekle stąpali po deskach pokładu. Za nim rozciągał się bezkresny błękit oceanu, który przy zetknięciu z horyzontem, zlewał się w jedną całość. Wyglądało to przepięknie, a nawet bardziej. Obraz był utrzymany w ciepłych barwach, a nawet kolor niebieski, który zaliczał się do barw zimnych, wydawał się niesamowicie kojący.
Spojrzałam w prawy, dolny róg obrazu, gdzie powinien znajdować się podpis autora. Lecz zamiast inicjałów w rogu namalowany był mały, prawie niewidoczny lew. Zdziwiłam się, ale każdy ma swój styl, a taki podpis był bardzo oryginalny.

Spojrzałam na zegar wiszący na ścianie nieopodal, który wskazywał godzinę dwudziestą drugą. Ziewnęłam zmęczona i ostatni raz spojrzałam w stronę niezwykłego obrazu, przez co na mojej twarzy pojawił się nieznaczny uśmiech, po czym skierowałam się w stronę swojego pokoju.
Tak jak wcześniej wspomniałam, ten dom to istny pałac, więc przed snem postanowiłam zrobić sobie mały spacer.

***

Mijałam kolejne korytarze, po których rozbrzmiewał tylko dźwięk moich kroków. Było tu tak cicho. Cały dwór wydawał się być piękny, ale czegoś mu brakowało przez cały czas. A mianowicie duszy - duszy, która dawno z niego uleciała. Wszystkie te drogie obrazy, rzeźby w ścianach, marmurowe podłogi nie zastąpią utraconego życia. Przeszłam kolejny korytarz pełen najróżniejszych ozdób, które wydawały się naprawdę kiczowate. Na zewnątrz panował mrok, a gwiazdy świeciły na całym nocnym niebie, układając się w najróżniejsze konstelacje. Księżyc w pełni oświecał zakątki ogrodów, znajdujących się tuż za oknem pałacu. Westchnęłam, wspominając tak gwiaździstą noc kilka lat temu. Mimowolnie moja ręka powędrowała do broszki w kształcie orła, która przyczepiona była do granatowej sukienki. Cicha noc, która właśnie miała miejsce, aż zapierała dech w piersi. Wspomnienia zalały mnie jak strumień zimnej wody, wybudzając z zadumania. Nie wiedziałam, kiedy przystanęłam, wlepiając wzrok w zimną powierzchnie okna.

Last WordsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz