7. Dość przyjemne powitanie...

1K 73 15
                                    

Nigdy nie wierzyłam w cuda, a co dopiero w magię. Były to rzeczy, które nigdy nigdy nie pojawiły się w moim marnym żywocie, po prostu nie miały w nim prawa bytu. Ale jak inaczej się tu dostałam, jak nie przez magię? W rzeczywistości nie było to możliwe.

Edmund patrzył na mnie oniemiały tak samo jak jego siostra. Sama zdziwiona spoglądałam na rodzeństwo Pevensi, równocześnie zastanawiając się, jakim cudem dostali się do tego dziwacznego miejsca. Wszystko, co mnie otaczało, było tak realistyczne, jednak nadal czułam się, jakbym śniła na jawie, jakby każdy człowiek lub stworzenie stojące na tym statku, było wytworem mojej nieokrzesanej wyobraźni. Przecież to niemożliwe - pomyślałam.

- Emma?! - krzyknął, nie ukrywając zdezorientowania, które wpłynęło na jego twarz. - Co ty tu robisz?! I skąd wytrzasnęłaś pistolet?!

- Gdzie ja jestem? - warknęłam, starając się opanować.

- Hej, Emma. - Łucja powiedziała spokojnym głosem, podchodząc do mnie. Położyła na moim prawym ramieniu swoją chudą dłoń i z uśmiechem odparła: - Spokojnie, nic ci tu nie grozi. Wszyscy na tym statku są przyjaźni. Wiem, że się boisz...

- Nie boję się... - przerwałam jej, opuszczając broń. - Po prostu dbam o swoje bezpieczeństwo.

Wzięłam głęboki wdech, by uspokoić rozkołatane nerwy i myśli, krążące po mojej głowie. Morski wiatr owiał moje ciało, dając mi sekundy ukojenia. Spojrzałam na brązowowłosego mężczyznę, który przyglądał się mi z zaciekawieniem. Posłałam mu zimne spojrzenie i odwróciłam do dziewczyny. Wyglądała na rozpromienioną i pełną energii, a kosmyki jej włosów, które wydostały się z kucyka, falowały wraz z powiewającym wiatrem. Uśmiechnęła się do mnie, a ja lekko odwzajemniłam gest Łucji.

Nie miałam zielonego pojęcia, co powinnam teraz zrobić. Stałam, próbując uspokoić rozkołatane nerwy, jednak robiłam to z trudem. Dopiero teraz zorientowałam się, że wstrzymywałam powietrze w płucach. Wypuściłam je głośno z ust, po czym rozejrzałam się dookoła. Na drewnianej podłodze statku leżała moja torba, którą po krótkim zamyśleniu podniosłam i schowałam do niego swojego czarnego Boringa. Powoli docierało do mnie, że nie był to sen, a dziwna i za razem przerażająca rzeczywistość, otaczająca mnie ze wszystkich stron. Ale chyba nie jest tak źle? Jeśli Łucja mówi, że nic mi nie grozi, to chyba tak jest. Wątpliwości jednak nie pozostawiały mojej głowy, a nadal się mnożyły.

- Jak się tu dostałaś? - zapytała po chwili brunetka, stojąca koło mnie.

- Też mogłabym się was o to spytać. - odparłam, spoglądając raz na Edmunda, raz na Łucję, która patrzyła na swojego brata z zmartwieniem. - Ale prostując, byłam sobie na peronie w Londynie. To było dziwne, bardzo dziwne. Nawet nie mam stosownego wyjaśnienia, jak się tu dostałam. - rzekłam na jednym tchu, próbując poukładać wszystko w głowie.

- My dostaliśmy się tu przez obraz. - powiedziała, na co ja spojrzałam się na nią dziwnie. Dziewczyna dostrzegając moje spojrzenie, odparła roześmiana: - Długa historia.

- Czemu ten szczur cały czas za mną łazi! - do moich uszu dotarł piskliwy głos - sama nie mogłam stwierdzić, czy chłopca, czy może dziewczynki. Moje oczy skierowały się na dziwną, niską postać w beżowej koszuli, brązowych spodniach i szelkach. Był nim chłopiec o blond włosach oraz ciemno niebieskich oczach, z niemiłym wyrazem twarzy, który nie mógł mieć więcej, niż piętnaście lat. Za nim stąpała spora mysz, nosząca długie, czerwone pióro na małej główce. Dziwne było to, że trzymała w rączce niewielką szabelkę, którą wymachiwała, jakby się nią bawiła.

Last WordsWhere stories live. Discover now