Rozdział 4

4.7K 163 29
                                    

Katrina

Następnego dnia, obudziłam się z dobrym humorze. Jednak on zniknął, gdy przypomniałam sobie o wczorajszym incydencie. Mina mi  zrzędła, a wspomnienie wróciły. Skuliłam się i zakryłam kołdrą tak aby nikt nie widział moich łez. Nienawidziłam tego  uczucia strachu. Horrory to inna bajka ale strach przed ludźmi. Byłam dobra w nieokazywaniu smutku, inne emocje dawały o sobie znać ale smutku nigdy nie pokazywałam. Jak tylko otarłam łzy napisałam do Jacka.

Ja: Hej. Możesz eskortować mnie na stołówkę? Wiem, że nie powinnam o to prosić ale czuję się zagrożona.

Długo nie czekałam na odpowiedz.

Jack: Jasne. Proszenie o pomoc to nic złego. Za 10 min będę u ciebie pod drzwiami.

Ja: Dzięki.

Jack: Nie ma za co.

Uśmiechnęłam się do telefonu. W między czasie wstała Inez.

- Hej. Jak się spało, królewnie? - zapytałam z rozbawieniem.

-Bardzo dobrze. Szkoda tylko, że nie obudził mnie przystojny książę.- odpowiedziała znowu rozmarzając się.

- Ta i co jeszcze? Zdajesz sobie sprawę, że nie chcę zostawać ciotką w tym wieku? - zapytałam szczerząc się do niej.

- Ha, ha. Bardzo śmieszne. - powiedziała i rzuciła we mnie poduszką.

Chwilę się droczyłyśmy, po czym ktoś zapukał do drzwi. Wiedziałam kto to więc poszłam otworzyć. Nie myliłam się, przed drzwiami stał blondyn w czarnych dresach i koszulce z jakiegoś klubu sportowego. Jak tylko mnie zobaczył posłał mi swój uśmiech.

- Hej. ... to co idziemy? - zapytał a ja skinęłam głową. Przy nim czułam się jak przy starszym bracie, po prostu czułam się bezpiecznie.

-Ogólnie to dzięki za wczoraj. Gdyby nie ty i chłopaki...nawet nie chcę myśleć. - powiedziałam odwracając wzrok gdziekolwiek, byle nie patrzeć na niego. On to zauważył, bo na chwilę zagrodził mi drogę. Zdziwiłam się. Co on miał w zamiarach? Spojrzałam na niego podejrzliwie.

-Posłuchaj. Jesteś dla mnie i chłopaków jak młodsza siostra, w sumie z Inez jest tak samo. Poza tym obiecaliśmy Lukowi, że będziemy was chronić, więc dotrzymujemy obietnicy. A teraz mam pytanko. Mogę pocałować cię w czoło? - zapytał patrząc na mnie. Zapytał, on serio zapytał.

-T-tak - odpowiedziałam i spojrzałam na niego. On mimo wszystko i tak zrobił to nie pewnie. Ja przygotowywałam się na ten dotyk. Na jego dotyk lekko się wzdrygnęłam, co było normalne. Jak tylko poczułam jego usta na moim czole rozluźniłam się. Gdy się odsunął popatrzałam na niego a on na mnie. - myślę, że powinnyśmy się ruszyć na stołówkę. Jak zaraz czegoś nie zjem to pożrę ciebie albo będę wredniejsza niż podczas okresu. - dopiero po chwili do mnie dotarło co powiedziałam. - sorki.- przeprosiłam. - za dużo mówię. - powiedziałam sama do siebie, na co Jack przyznał mi rację. Zmierzyłam go mrożącym wzrokiem.

- To lepiej choć coś zjeść, bo zaczynam bać się o własne życie - zażartował, na co mimowolnie też się uśmiechnęłam i ruszyliśmy dalej.

Nasze śniadanie było szwedzkim stołem ( czyli było kilka różnych rzeczy do jedzenia i każdy brał co chciał). Dziś postawiłam na płatki z mlekiem i brzoskwinie z bitą śmietaną. Usiadłam do stołu a Jack ze mną i jedząc, zaczęliśmy rozmowę. Nagle do naszego stolika podbiegła Maya.

-Tu jesteś kochana- powiedziała patrząc na mnie - smacznego - życzyła blondynowi.

- Coś się stało? - zapytałam zaciekawiona.

Zaadoptowana przez mafiozówWhere stories live. Discover now