❖ 1 cz. 1 ❖

1.6K 134 38
                                    

Po długim, obszernym korytarzu rozniósł się odgłos szybkich kroków. Służka raz po raz mijała kolejne lśniące, żelazne zbroje, a gdy przechodziła obok okien, letnie podmuchy wiatru sprawiały, że kosmyki włosów wyplątywały się ze skrzętnie upiętego koka i wpadały jej na twarz. Kobieta nie miała jednak czasu, aby martwić się taką błahostką — teraz jej jedynym zmartwieniem było odnalezienie księcia, który przepadł jak kamień w wodę. Jeśli nie znajdzie go w ostatnim miejscu, do którego zwykł chodzić, czeka ją niemiła konwersacja z królem, a tej chciała za wszelką cenę uniknąć. Rulan Cracet od paru tygodni był w wyjątkowo podłym nastroju i wątpiła, aby jakiekolwiek wyjaśnienia, że nie znalazła księcia w miejscach, w których zwykle przebywał, ochroniły ją przed gniewem władcy.

Skręciła w kolejny korytarz. Ten był już węższy, ze znacznie mniejszą liczbą ozdób. Prowadził do skrzydła zachodniego — po jego przejściu wystarczyło wspiąć się spiralnymi schodami i wkroczyć do sali, którą tak chętnie odwiedzał książę. Gdy służka stanęła przed mosiężnymi drzwiami, lekko zdyszana wchodzeniem po schodach i poszukiwaniami, odczekała chwilę, poprawiła włosy, a następnie z mniej gwałtownie bijącym sercem weszła do środka.

Otoczyła ją woń kurzu, papieru i kwiatów, które z marnym skutkiem próbowały ukryć dwa poprzednie zapachy. Rośliny w wazonach zaczynały już więdnąć i wymagały dolania wody, ale klucznik, któremu przypadała także opieka nad biblioteką, wyraźnie zaniedbywał swoje obowiązki. Służka zanotowała w myślach, aby zganić go przy pierwszej lepszej okazji, a następnie ruszyła w kierunku regału, przy którym zwykle (a raczej zawsze) przesiadywał książę. Gdy dostrzegła go opartego o sąsiednią kolumnę, trzymającego opasły tom na kolanach, odetchnęła z ulgą.

— Wasza wysokość, król chce cię widzieć — powiedziała wyuczonym tonem, lekko przy tym dygając — jak się okazało, zupełnie niepotrzebnie, bo chłopak po krótkiej chwili stracił nią całe zainteresowanie i powrócił do czytania księgi, nawet nie dostrzegając jej grzecznościowego gestu.

— Niedawno twierdził, że nie chce na mnie patrzeć — odparł, przerzucając pożółkłą kartkę. — Skąd ta zmiana? Spadł z tronu i uderzył się w głowę?

— Drogi książę — powiedziała, z ogromnym trudem zachowując opanowanie — nawet nie próbuj tak sobie żartować. Gdyby król to usłyszał, wpadłbyś w ogromne kłopoty.

Chłopak uśmiechnął się pod nosem, delikatnie unosząc kąciki ust. Nareszcie spojrzał na służkę, ale w jego oczach nie czaiła się żadna wesołość.

— Droga Tulio — zaakcentował, przedrzeźniając jej poprzednią wypowiedź — ja sam jestem dla ojca ogromnym kłopotem. Trzyma mnie tu tylko dlatego, że boi się, że splamię jego imię w wielkim świecie.

Jego głos brzmiał nad wyraz spokojnie, na wargach wciąż błąkał się zadziorny uśmiech, a mozolne ruchy nie okazywały żadnego przejęcia, jednak służka po samym jego spojrzeniu mogła stwierdzić, jak bardzo książę chce uniknąć konfrontacji z królem. Znała go od maleńkości, uczyła podstawowej etykiety i pilnowała, by dobrze się rozwijał, jednak w ciągu tych dwudziestu lat umknął jej moment, gdy książę przestał szanować swego ojca. Nie był wybitnym uczniem — non stop mylił ze sobą władców innych państw albo rośliny potrzebne do sporządzania lekarstw. W posługiwaniu się mieczem i łukiem był co najwyżej przeciętny, a nie przystawało to synowi wielkiego dowódcy. Mógł poszczycić się jedynie zdolnościami wspinaczkowymi, brakiem lęku wysokości i — co najbardziej nie podobało się królowi — dogłębną wiedzą o baśniach i mitach z każdego zakątku królestwa. W oczach władcy był więc ogromną stratą i rozczarowaniem — książę niepotrafiący zadbać o dobre imię królestwa był jedynie plamą na honorze całego długiego rodu Cracet.

Tulia zbyt dobrze wiedziała, który członek rodziny królewskiej był uważany za tego najgorszego. Doglądała go przez tyle lat, że aż za dobrze znała jego cechy, zwyczaje, a także zdawała sobie sprawę, że Shiruminiush Cracet nigdy nie wyrośnie na człowieka, który dobrze władałby krajem.

Teraz jednak, patrząc w jego błękitne, pozbawione blasku radości oczy, zdała sobie sprawę, że należy się z tym pogodzić i przestać kryć nadzieję, że książę nagle zacznie interesować się polityką, dobrze walczyć, a także zachowywać się tak, jak życzyłby sobie tego jego ojciec.

— Zdaniem króla — ponownie rozpoczęła swoją wypowiedź, teraz już bez większego przekonania — pretendent do tronu powinien okazywać zainteresowanie sprawami królestwa. A w tym momencie trwa spotkanie z chłopami mające na celu polepszenie ich bytu.

Książę kiwnął głową, jednak już na pierwszy rzut oka widać było, że słowa służki ani trochę go nie przekonały.

— „Pretendent do tronu" brzmi całkiem dostojnie — mruknął. — Zupełnie inaczej od „ostatniego w kolejce po władzę". — Z głośnym trzaskiem zamknął księgę, wstał i odłożył lekturę na wolne miejsce na regale. Spojrzał na Tulię i lekko się uśmiechnął, ale tym razem bez drwiny, lecz szczerze. — Nigdy nie marzyła mi się korona. Ja i ojciec zgadzamy się w jednym — moja siostra będzie znacznie lepszą władczynią ode mnie. Skoro jednak trwa teraz spotkanie z chłopami, chętnie się przyłączę. Pewnie nikt nie weźmie pod uwagę moich rad, ale to nieważne. Chciałbym posłuchać, co trapi mieszkańców.

I, choć nie wypowiedział go na głos, miał w tym jeszcze jeden cel — nie bez powodu wszyscy znali go jako baśniarza, w końcu na punkcie ksiąg z legendami i mitami miał prawdziwą obsesję. Gdy parę tygodni wcześniej dowiedział się, że nieopodal stolicy królestwa zamieszkała groźna bestia, przejął się tym, ale nie ukrywał, że bardzo chciałby ją zobaczyć. Znając zamiary syna, król rozkazał mu, aby nie opuszczał terenu zamku, inaczej spotka się to z surową karą. Książę nie miał więc większego wyboru, jak tylko go posłuchać i napawać się samymi opowieściami o mitycznej bestii mieszkającej nieopodal stolicy.

Jednak wbrew temu, jak impulsywny bywał Shirumi, potrafił w odpowiednich chwilach zachować rozsądek. Czasami po prostu uznawał, że utrzymywanie nerwów na wodzy nie dorównuje jego ironicznej odpowiedzi, jednak zwykle (na ważnych uroczystościach i spotkaniach) powstrzymywał się chociażby od rzucenia krzywego spojrzenia na inną osobę. Nigdy nie bywało też tak, że czuł się lepszy od innych i że traktował pozostałych według ich statusu (w końcu takowy trudno przebić, gdy nie jest się księciem). Jeśli ktoś oceniał go i krytykował bez najmniejszych chęci zgłębienia jego osoby, Shirumi zwyczajnie odpowiadał drugiej stronie tym samym. Patrzono na niego przez pryzmat następcy tronu, ale nigdy nie starano się dowiedzieć, co interesuje księcia, dlaczego ten nie potrafi polubić walk bądź wypowiedzi przed tłumem. On sam szczerze wątpił, aby ktokolwiek poza nim wiedział, która baśń była jego ulubioną. Nikogo nie obchodziło, jaki jest. Przejmowano się tylko tym, jakim nie był.

— Spotkanie rozpoczęło się już jakiś czas temu, ale uważam, że póki książę i tak się przyłączy, nikt nie będzie miał księciu za złe spóźnienia.

Pokręcił głową i dał się wyprowadzić służce z biblioteki. Przechodząc przez mosiężne drzwi, zwrócił uwagę na to samo, co ona, gdy tu wchodziła.

„Kwiaty wcale nie pomagają. Jest tylko gorzej".

❖❖❖❖❖❖❖❖❖❖

Cześć!

Bardzo mi miło, że zajrzeliście do tej powieści — choć to na razie tylko początek, mam nadzieję, że nakreśliłam postać księcia wystarczająco, aby komuś już skradł serduszko <3 (choć nie ściemniam, jest trudnym gostkiem xd)

Jak rozdział?

Z kolejnym widzimy się za tydzień w środę!


Łuski pokryte siarkąWhere stories live. Discover now